– Bonjour.
– Bonjour – odpowiada starsza pani.
– To moja żona Zhor, a to moi goście z Polski. Zhor oznacza kwiaty. – przedstawia nas sobie Boubker.
Wchodzimy do wąskiego korytarza, a raczej przedpokoju. Mieszkanie wygląda zupełnie inaczej niż to, które widzieliśmy u naszego poprzedniego hosta Mohameda. Zdecydowanie bardziej przypomina te nasze, europejskie. Po prawej stronie znajduje się skromna łazienka, a przed samym wejściem umywalka, co ciekawe nie w pomieszczeniu zaadoptowanym na łazienkę. Z lewej strony prowadzące ku górze strome schody, gdzie przez uchylone drzwi widać coś na wzór sypialni. Na wprost sporych rozmiarów salon zastawiony w dużej mierze wąskimi kanapami ustawionymi blisko ściany dookoła całego pomieszczenia. Kanapy obłożone ogromem grubych poduszek. Po lewej stronie od salonu ulokowana jest sypialnia Boubkera, a po prawej po przejściu wzdłuż całego salonu coś na wzór letniego ogrodu, czy też patio. Nie ma dachu, jedynie metalowe, zielone schody prowadzące na taras mieszkania. Na patio stoi okrągły stolik pokryty niebiesko-białymi wzorkami, kilka żelaznych krzeseł, obłożonych czerwonymi poduszkami. Ściany przyozdobione zielonymi roślinami, a podłoga wyłożona płytkami. Z patio możemy bezpośrednio przejść do kuchni, gdzie zabiegana kucharka przygotowuje nam posiłek. Tak, Boubker dysponuje pomocą kuchenną. Kuchnia jest czymś na wzór znanych z polskich gospodarstw wiejskich kuchni letnich. Stoi tam pralka, lodówka kilka szafek, stół do przygotowywania potraw.