Wychodzimy na otwartą przestrzeń na przeciwko oazy gdzie czeka na nas berberyjski przewodnik ubrany w tradycyjne niebieskie szaty i turban. Obok niego leniwie leży czwórka dumnie spoglądających na prawo i lewo wielbłądów. Wszystkie połączone są jednym sznurem. Nie wyglądają na takie, które miałyby ochotę gdziekolwiek się ruszać. Ich żywot nie jest jednak ciężki. Napiły się i najadły, za moment ruszą na dwugodzinny spacer w stronę obozowiska. Tam posiedzą do rana, wrócą do wioski i znowu będą się lenić przez cały dzień, by w godzinach popołudniowych wyruszyć w dobrze znaną im trasę.
Tag: pustynia
Nareszcie opuszczamy miejsce, które na długo pozostanie w naszej pamięci. W chwili wyjazdu niezwykle uradowany odetchnąłem z ulgą. Przed nami do pokonania blisko pięćset kilometrów drogi. Podróż potrwa całą noc, ale u celu czeka nas spotkanie z całkowicie odmienną kulturą. Co prawda odczuwam z jednej strony delikatny stres, gdyż będziemy musieli wysiąść w ostatniej ze znajdujących się na mapie wiosce, udać się do człowieka, którego nigdy nie widzieliśmy, a na zewnątrz nie zacznie nawet jeszcze świtać. Mimo wszystko uczucie ulgi bierze górę. Przynajmniej na chwilę. Autobus jest prawie pusty. Kupno biletu dzień wcześniej nie było koniecznie. Poza dwójką młodych turystów z Polski, listę pasażerów dopełnia dwóch Azjatów i kilku miejscowych. Może ktoś się jeszcze dosiądzie na dalszych przystankach. Może trwający jeszcze niski sezon ma wpływ na tak małą ilość osób podróżujących w kierunku algierskiej granicy.
Bahla
Kolejny dzień miał być pierwszym, luźniejszym na tym wyjeździe. Nareszcie wyspany, bez jakiegokolwiek napiętego planu, budzę się by poobserwować okolicę. Bahla do wielkich metropolii nie należy. Zamieszkuje ją zaledwie dwadzieścia cztery tysiące ludzi, ale jak na specyfikę miasta arabskiego przystało ciągnie się wzdłuż przez kilkanaście kilometrów. Słońce już od kilku godzin wisi na horyzoncie i daje o sobie znaki natychmiast po wyjściu z cienia.