Idąc wzdłuż portu w starej Deirze palący skwar spycha mnie w kierunku rozłożystych palm posadzonych równo kilkadziesiąt metrów od brzegu po jednej i drugiej stronie chodnika. Palmy dając cień pozwalają choć na moment odetchnąć. Tak, na chwilę, na moment, na kilka sekund, gdyż nie jest to miejsce gdzie można usiąść i odpocząć, rozkoszować się starym Dubajem. Uciekam od słońca, ale muszę dość uważnie spoglądać pod nogi. Miejsce pod palmami zajmują ubrani w niebieskie uniformy pracownicy pobliskiego portu i budowy.