Tytuł kolejnej porcji podlaskich przygód brzmi dość bajkowo jednakże rzeczywistość nie jest do końca tak kolorowa jak mogłoby się wydawać. Ale o tym za chwilę.
Z Białowieży wyjeżdżamy wcześnie o poranku, gdyż jak się później okaże będzie to najdłuższy kilometrowo dzień na całej naszej trasie rowerowej. Jest niedziela i gdy wszyscy jeszcze śpią, a ruch samochodowy jest zerowy, Puszcza już dawno przebudziła się ze snu. Choć to chyba błędne stwierdzenie, gdyż puszcza nigdy nie śpi. Słychać szum liści, śpiewy ptaków, a nozdrza przenika niezwykły zapach lasu. Co prawda niebo zaciągnięte jest gęstymi chmurami, ale kumulująca się leśna wilgoć, nie daje się pomylić z niczym innym i z każdym kolejnym oddechem uświadamia nas, że przemierzamy gęstą białowieską puszczę. Pierwszym skupiskiem ludzkim na naszej trasie jest Narewka.