Lubię przesiadywać na Praça do Comércio, a dokładniej rzecz ujmując na Cais das Colunas, osiemnastowiecznym nabrzeżu z marmurowymi schodami. Najlepiej z samego rana, tuż po kawie i pastéis de Nata, albo krótko przed zachodem słońca chylącym się nad taflą zatrzymanego w czasie Tagu. W ciągu dnia natomiast, gdy słońce delikatnie praży ceglaste dachy Alfamy siadam z gazetą, czy też książką w ręku na Largo Portas do Sol albo Miradouro de Santa Luzia. Głęboki róż bujnie rosnących tu kwiatów, zielone drewniane ławki, ułożone z kafelek na ścianach obrazy, porośnięte pnączem kamienne filary dające jakże kojący cień w gorące słoneczne dni. W tym drugim przypadku podobnie jak pod Igreja de São Domingos można spotkać wielu imigrantów z Afryki. Trudno się dziwić, spoglądając na karty historii Portugalii. To zazwyczaj Senegalczycy, Angolczycy, przybysze z Gwinea Bissau, ale też innych krajów, gdzie w przeszłości Portugalia miała swoje koloni. Często przychodzą porozmawiać, ale przebieg takiej rozmowy jest zawsze taki sam i zawsze zmierza do tego samego celu, a mianowicie sprzedania turyście jakiegoś bibelotu. Mimo, że mężczyźni nie są zbyt nachalni – raz zdarzyło mi się, że zawieszony na ręku bibelot stał się prezentem – w takich sytuacjach zawsze należy uważać.