Islandia na rowerze

Tag: Islandia

Pożegnanie z Islandią

Dzień 17 Polska gościnność

Siódma dziesięć rano. Słyszę odgłos dzwoniącego budzika. To już dziś. Dziś wracamy do domu. Zanim jednak to nastąpi czeka nas dwadzieścia trzy kilometry walki z okropnym wiatrem do Asbru, a potem jeszcze kilka kilometrów na terminal lotniska. Poranna przeprawa zajmuje nam dwie godziny z kawałkiem. Finalnie docieramy do Anity, z którą nawiązaliśmy kontakt jeszcze przed wyjazdem na wyspę.

Ove i jego sentymentalna podróż

Dzień 15

Kolejny dzień na wyspie i kolejny który zaczyna się mżawką. Cóż, przyzwyczailiśmy się już do tego w ostatnich dniach. Celem na dziś jest jak najszybsze przejechanie ostatnich pięćdziesięciu kilometrów jedynki, która od Vik jest nie do zniesienia ze względu na wzmożony ruch. Tak naprawdę kontynuowanie jazdy do stolicy główną drogą mija się z celem. Widoki nie zwalają z nóg, a ruch i styl jazdy Islandczyków są w stanie wprowadzić człowieka w depresję.

Islandzka wichura i kilka słów o krachu finansowym

Dzień 13 Chwile grozy i walka o przetrwanie

Trzynasty dzień rowerowej przygody na Islandii może troszkę stereotypowo, ale jak przystało na liczbę trzynaście należy do pechowych. Zanim jednak ruszymy przed siebie, kontaktujemy się z zaznaczonymi na otrzymanej jeszcze w Reykjaviku mapie, tak zwanymi entuzjastami rowerowymi, którzy służą pomocą w nagłych, kryzysowych sytuacjach. Chłopak co prawda przyjechał, ale jedyne co był w stanie zrobić, to dokonać oględzin opony i powiedzieć, że możemy wyciąć kawałek starej dętki i przykleić ją od spodu, żeby zabezpieczyć rozcięcie od środka. Na ten pomysł wpadłem już wcześniej. Niestety nie posiada żadnych zapasowych części, a w szczególności opony o rozmiarze dwudziestu ośmiu cali. Co więcej nie dysponuje również żadnym zestawem naprawczym.

Ptaki Hitchcocka i gierki Islandczyków z Unią Europejską

Dzień 11 Na lagunie lodowcowej

Dzień rozpoczyna się dość leniwie. Znowu deszcz. Nikt z nas nie chce opuszczać namiotu, ale w końcu musimy się zebrać w sobie. Południowej części wyspy nie polubimy. Kolejny dzień i znowu deszcz. Krajobrazy albo nieustannie spowite we mgle, albo gdy już na chwilę zaprezentują swój charakter, nie mają nic powalającego do zaoferowania. Skały i ciemny piach ciągną się niezmiennie dziesiątkami kilometrów.

Pierwsze kilometry w południowej Islandii

Dzień 9 Norweski kompan

Pada. Całą noc pada, a ja nie mogę zasnąć przez odgłosy przesuwanych drzwi w przyczepie kempingowej stojącej tuż przy naszym namiocie. Cały czas ktoś hałasuje. Dochodzę do wniosku, że dużo łatwiej jest mi zasnąć na odludziu, gdzie nikt się nie kręci, nie przeszkadza. Deszcz i wiatr nie są zwiastunem łatwego dnia. Kolejny ciężki dzień po wymęczonych wczoraj siedemdziesięciu kilometrach. Wymiana spostrzeżeń z Norwegiem na temat dzisiejszego odcinka i ruszamy przed siebie, póki wiatr nie rozszalał się jeszcze na dobre.

Islandia na dwóch kółkach kontra Islandia autobusem

Dzień 7 Australijczycy i Włosi na rowerach oraz kilka słów o islandzkim kinie

Początek tego dnia, to najbardziej udany fragment wyjazdu pod kątem połykanych kilometrów. Trzydzieści pięć kilometrów do upragnionego Akureyri w ekspresowym tempie dwudziestu pięciu kilometrów na godzinę. To drugie co do wielkości miasto w Islandii, nazywane często jej północną stolicą, będące jednocześnie miastem portowym i centrum rybackim.

Islandzki interior i pierwsze kroki na północy wyspy

Dzień 5 Stosunek do obcokrajowców i islandzkie kempingi

Gdy przyjeżdżasz do Islandii pamiętaj o jednym, tu możesz liczyć albo na siebie, albo na innych turystów. Nocując na jednym z kempingów, choć tak naprawdę trudno to miejsce nazwać kempingiem, poczułem się przez chwilę jak w turystycznych miejscowościach Maghrebu. Opuszczając ów miejsce, dwie śruby, które otrzymałem od Dobrego Niemca, okazały się za krótkie. Założyłem zatem dwie dłuższe, jednakże chciałem ograniczyć dystans pomiędzy wspornikiem, a ramą kilkoma nakrętkami. W recepcji poinformowano mnie, iż co prawda mają serwis rowerowy, ale poratowanie kilkoma starymi, zardzewiałymi nakrętkami będzie mnie kosztować trzy i pół tysiąca koron. Podziękowałem za pomoc.

Gejzery, Gullfoss i początki walki na Kjölur

Dzień 3 – Gejzery, wodospad Gullfoss i islandzka turystyka

Nikt z nas nie ma dziś ochoty wychodzić z namiotu. Położyliśmy się spać o północy, a najcięższy fragment podróży właśnie przed nami. Dziś mamy wjechać na słynną drogę Kjölur ciągnącą się przez islandzki interior. Pogoda od samego początku dopisuje. Świeci słońce, a wiatr nie rozszalał się jeszcze na dobre. Zahaczamy o pobliski market, by nakupić zapasów żywnościowych na trzy dni jazdy. Spotykamy rowerzystkę z Holandii, która tak jak i my obiera podobną trasę i zamierza przejechać interiorem na północ i dotrzeć do jedynki. Ubrani na krótko w pełni świecącym słońcu ruszamy przed siebie.

Rowerem przez Islandię. Keflavik – Reykjavik – Laugarvatn

Dzień 1 Pierwszy wiatr i islandzki policjant

Pierwszy dzień każdego wyjazdu zawsze jest dniem najtrudniejszym. Strach, niepewność, obawa przed tym co nas czeka. Nie inaczej jest i tym razem. Uczucie przybiera na sile z każdym kolejnym momentem zbliżania się do wyspy pogrążonej jakby w otchłani, spowitej we mgle, otoczonej tajemniczością.