Zanim dojedziemy do Bejy zatrzymujemy się w kilku mniejszych miejscowościach, z czego pierwszą jest Portel. W zasadzie to kolejna miejscowość na trasie tak zwanego szlaku zamkowego, gdyż właśnie najważniejszym, najbardziej majestatycznym zabytkiem jest średniowieczny zamek Portel.
Tag: Alentejo
Poranek wita nas chłodem i delikatną mżawką. Po raz pierwszy na tym wyjeździe wskakuję w kurtkę. Opuszczając Mertolę kierujemy się jeszcze dalej na wschód, w zasadzie prawie do samej granicy z sąsiadującą Hiszpanią, by odwiedzić miejsce dość nietypowe, a mianowicie pozostałości po niefunkcjonującej już kopalni złóż mineralnych São Domingos.
Często wracam myślami do wyjazdu do Maroka. Pamiętam jak wielką stratą było ominięcie Wąwozu Dades, do którego dostanie się bez własnego środka transportu graniczyło cudem. Obserwując okolice z okna autobusu, często miałem ochotę wyskoczyć w jakimś miejscu, spędzić chwilę, nasycić się widokiem, spojrzeć co jest za rogiem. Ale jak to w podróżach publicznymi środkami transportu, nie było ku temu możliwości. Mając do dyspozycji samochód, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Opuszczając Lagos i kierując się w stronę Portimão, na jednym z wzgórz dostrzegam przepiękny zamek. Nie może być inaczej. Zmieniamy kierunek i robimy sobie dłuższy przystanek w Silves, sennym miasteczku, o którym nikt nie myśli udając się w rejony Algarve.
Pandemia miała to do siebie, że niweczyła wszelkie plany wyjazdowe, szczególnie te dalekie poza Stary Kontynent. Miała być Korea Południowa rowerem, miało być Karakorum w Pakistanie. Wszystko bezlitośnie spaliło na panewce. Wyjazd poza granicę kraju wydawał się być mało realny, ale wczesną jesienią w końcu dopięliśmy swego. Co prawda kolejny wyjazd do Portugalii miał skupiać się wokół północnych krańców kraju Vasco da Gamy, a dokładniej rzecz ujmując prowincji i stolicy rozkosznego vinho verde, Minho w połączeniu z innym obliczem ognistej ziemi flamenco, Galicją, tak bardzo kontrastującą z resztą Hiszpanii. Strach przed przemieszczaniem się przez granice sprawił, że wylądowaliśmy na spalonym słońcem południu, a dokładniej w dosłownym tłumaczeniu dolnej części Alentejo, Alentejo-Baixo. Pamiętacie jak rok wcześniej mówiłem, że ów region jest tak rozległy, że przy jego pierwszym przemierzaniu postanowiliśmy skupić się na jego północnej części? Wszak przyszedł czas na zgłębienie obszarów położonych bliżej linii wybrzeża, a skoro już tak blisko Algarve, trudno byłoby nie skorzystać z okazji i nie rzucić okiem na wspaniałe formacje skalne dalekiego południa. Ale po kolei. Wszystko zaczęło się jak zwykle w Lizbonie, o której opowiadać nie będę. Spragnionych wrażeń z przepełnionej melancholią Alfamy odsyłam do stosownego wątku na stronie. Wszak moja miłość do stolicy Portugalii jest tak wielka, że otrzymała ona swoją osobną zakładkę, w której będą regularnie pojawiać się krótkie opowieści z tegoż miasta. Wsiądźmy zatem za kierownicę, opuśćmy na jakiś czas Lizbonę i skierujmy się niespiesznie wzdłuż wybrzeża na samo południe.
Planując wyjazd do Alentejo zamierzaliśmy odwiedzić jakąś ze słynnych tutejszych winnic. Nauczony doświadczeniem z poprzedniej wizyty w portugalskie Dolinie Douro na północy kraju, nie widziałem sensu rezerwowania niczego z wyprzedzeniem, co okazało się ogromnym błędem. Otóż północna część kraju cierpi na niedobór turystów. Choć może nie jest to właściwe stwierdzenie, gdyż ludzie tam żyjący chyba niespecjalnie narzekają na ten stan rzeczy. Zupełnie inaczej mają się sprawy w Alentejo, gdzie bliskość stolicy, kilka perełek wpisanych na listę UNESCO, ekskluzywne hotele SPA położone na terenach winiarni, sprawiają, że przyjeżdża tu rzesza turystów z zasobnymi portfelami, jak i wielu tak zwanych jednodniowców, którzy bez problemu tego samego dnia wieczorem wrócą do Lizbony. Wracając jednak do głównego wątku, obdzwaniając wszystkie znajdujące się na naszej dalszej trasie winnice, nie uzyskałem żadnego wolnego terminu na ich zwiedzanie. Cóż, z jednej strony pewien niedosyt, z drugiej na pewno do Portugalii jeszcze nie raz wrócimy, a może i także do Alentejo zważywszy na fakt, iż jest to na tyle duży region, że tym razem mogliśmy się skupić tylko na pewnej jego części. Ruszamy zatem dalej w obręb Parku Przyrody Serra de São Mamede.
Wyruszając z Evory w kierunku północno-wschodnim do Estremoz trafimy na najbardziej charakterystyczny krajobraz Alentejo, a mianowicie sielskie pocztówkowe widoki lasów korkowych zwanych tutaj Montado. Pośrodku drogi do Estremoz w małej miejscowości Azaruja znajdziemy fabryki zajmujące się obróbką zdartej z drzew kory. Zatrzymujemy się na moment, by podejrzeć przywiezione tu ogromne ilości kory. W zasadzie wzdłuż całej trasy do kolejnej miejscowości zarówno po jednej jak i po drugiej stronie drogi w oczy rzucają się okorowane po części drzewa. Jest to dość niecodzienny widok, gdyż jak już wspomniałem wcześniej Portugalia jest największym producentem i jednym z kilku nielicznych krajów porośniętych tym unikatowym gatunkiem drzewa. Jeśli komuś byłoby mało sielskich pejzaży warto zaznaczyć, że wokół położonych jest wiele winnic dodających uroku całości krajobrazu.
Stolica Portugalii jest osobliwa na wiele sposobów. Otóż sama w sobie ma do zaoferowania tyle, że można by tu spędzić resztę życia. Jeśli jednak komuś byłoby mało i szukałby urozmaicenia w kilka chwil znajdzie się nad Oceanem Atlantyckim, ucieknie w wyżej opisane gąszcze dzikiej zieleni, uda się na północ do perełek pokroju Obidos, czy też Tomar, do których jeszcze wrócę w moich opowieściach, pomknie na południe na słoneczne wybrzeża Algarve, bądź też koniec końców tak jak my ruszy na wschód.
Gdy rok wcześniej powracałem do domu po zwiedzenia Doliny Douro i fragmentów leżącej na północy Portugalii prowincji Minho, pomyślałem sobie, że muszę jeszcze wrócić do kraju Magellana i Da Gamy w celu poznania Alentejo, sielskiego regionu zajmującego jedną trzecią kraju, porośniętego korkowym lasem, słynącego z docenianych na całym świecie win. Jak pomyślałem tak zrobiłem i rok później z końcem września wysiedliśmy na lotnisku w Lizbonie, tym razem nie mając w planach zwiedzać stolicy Portugalii.