Nadchodzi poranek. Czas pożegnań z dobrymi ludźmi to zawsze trudny i smutny, ale także nieunikniony czas. Przecież nie mogę tu zostać, jednakże mądrość życiowa, którą stąd zabieram pozostanie we mnie na zawsze. Kahramon nie pozwoli, abym wyjechał stąd głodny. Zasiadamy do śniadania, a tuż po otrzymuję jeszcze zebrane z drzew owoce. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Trudno wyrokować. Może tu jeszcze kiedyś zawitam, może Kahramon nadal tu będzie mieszkał.
Tag: Afganistan
Zaczyna świtać, a zatem czas wstawać. Odnoszę wrażenie, że nie wieje jeszcze tak mocno jak wczoraj. Byle dojechać do rozstaju dróg, skręcić w stronę Korytarza Wachańskiego i powinno być już dużo lżej. Kończę śniadanie, żegnam się z Shokroną i jej mężem i ruszam w dalszą drogę.
Nadal otacza mnie księżycowy krajobraz, a droga coraz bardziej pnie się w górę. Prawą stronę tej wszechogarniającej nicości pokrywa zieleń. Gdzieś w oddali u brzegu jeziora widzę rozbity namiot. Chwilę później dopada mnie dwójka Amerykanów walczących z przewyższeniem i wiatrem. Nie pojadą jednak w kierunku Afganistanu, ale dalszą swoją drogę wyznaczyli przez dolinę Szakdara. Koniec końców po kolejnej ciężkiej walce zarówno z wiatrem, jak i stromymi podjazdami docieram do skrzyżowania, zjeżdżam z asfaltu i udaję się w kierunku granicy z Afganistanem, spełniając w ten sposób marzenie sprzed wielu lat. Na ten fragment trasy tak naprawdę najbardziej czekałem, choć już po kilku, może kilkunastu pierwszych kilometrach zaczynam dochodzić do wniosku, że przeprawa Wachanem będzie drogą do piekła.