Kategoria: Jordania – hit czy kicz

Północna część Jordanii i jej największe atrakcje

Umm Qays

Początkowo mieliśmy obawy, czy jechać w zasadzie pod samą granicę z objętej wojną Syrią. Zasięgnęliśmy jednak informacji wśród tubylców i okazało się, że nie ma żadnych przeciwwskazań do odwiedzania ów rejonu. Poza jedną kontrolą policji, a w zasadzie wskazaniem nam innej drogi dojazdu, gdyż obrana przez nas  okazała się zamknięta, obyło się bez żadnych problemów. Dojeżdżamy na parking znajdujący się przed kompleksem, zostawiamy auto, zostajemy jeszcze zaczepieni przez samozwańczego przewodnika i udajemy się na zwiedzanie ruin.

Wzdłuż Dead Sea Highway

Już na samym początku, jeszcze przed wyjazdem do Jordanii, postanowiliśmy nie jechać do Aqaby. Nie mieliśmy ochoty plażować, a zwiedzanie samo w sobie mija się z celem. Kierując się w stronę północy, aby nie dublować trasy i nie jechać ponownie King’s Highway, decydujemy się na Dead Sea Highway.

Petra i pustynia Wadi Rum

Dwa oblicza Petry

O jordańskiej Petrze słyszał chyba każdy, kto choć trochę podróżował po świecie. To miejsce będące dla wielu osób jednym z tych, które koniecznie muszą w swoim życiu zobaczyć. Nie ukrywam, że również dla nas był to obok słynnej pustyni Wadi Rum najważniejszy punkt programu podczas wizyty w Jordanii. Tym samym jeszcze przed wyjazdem z Polski postanowiliśmy, że w Petrze spędzimy całe dwa dni, kupując tym samym Jordan Pass uprawniający nas do dwudniowego pobytu na terenie kamiennego miasta.

King’s Highway

Dzwoni budzik. Z dużym oporem wychodzimy spod kołdry i koców i udajemy się na śniadanie. Cóż, gdyby ktoś przed wyjazdem powiedział mi, że wzięcie prysznicu w Madabie będzie niewykonalne, nie uwierzyłbym. Rzeczywistość jednak dość szybko zweryfikowała moje wyobrażenie o jordańskich hotelach. Wczoraj nie uświadczyliśmy ciepłej wody, a ciśnienie było tak niskie, że trudno mówić, byśmy mogli wykąpać się choć w zimnej wodzie. Może to jednorazowa awaria? Nic bardziej mylnego. Poranne pójście do łazienki i uczucie déjà-vu. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak po śniadaniu ruszyć w dalszą drogę i rozpocząć naszą przygodę z The King’s Highway, czyli Drogą Królewską, w arabskim znaną jako As-Tariq as-Sultani, czyli Drogą Sułtańską.

Madaba i jej największe atrakcje

Pomysł odwiedzenia Jordanii świtał już w głowie ładnych parę lat. W zasadzie wszystko zaczęło się, gdy w 2016 roku odwiedziliśmy leżący również na Półwyspie Arabskim Oman. Tuż po powrocie spojrzeliśmy na mapę w poszukiwaniu innych miejsc na półwyspie. Padło na Jordanię. Niestety brak bezpośrednich połączeń z Polski do położonego nie tak daleko kraju skutecznie zniechęcił nas na kolejne trzy lata do odwiedzin. W zasadzie można było polecieć na południe Izraelu i przedostać się do Jordanii drogą lądową, ale takowe rozwiązanie nie satysfakcjonowało nas, gdyż nie chcieliśmy mieć w paszportach śladu po pieczątkach wyjazdowych z Izraela. Sytuacja jednak uległa zmianie w 2018 roku, kiedy to Polska otrzymała bezpośrednie połączenia ze stolicą Jordanii. Decyzja zapadła dość szybko. Kupiliśmy bilety, by w ostatnim tygodniu listopada zameldować się na płycie lotniska Queen Alia. Jednak czy aby na pewno wylądowaliśmy w Jordanii? Telefon, a w zasadzie operator, który wysyła wiadomości tekstowe z taryfami w danym kraju uparcie twierdzi, że jesteśmy w Iraku. Na szczęście to jakaś niezrozumiała pomyłka. Opuszczamy pokład samolotu i stajemy w długiej kolejce po wizy. Pierwsze pytanie jakie zadają celnicy dotyczy dokumentu Jordan Pass. Ci, którzy go posiadają, nie muszą uiszczać opłaty za wizę. Odbieramy auto i ruszamy w kierunku Madaby.