Współczesna Polska pomimo coraz silniejszej polaryzacji społecznej w ostatnich latach wydaje się być swoistym monolitem kulturowym. W zasadzie od końca II wojny światowej trudno doszukiwać się w naszej Ojczyźnie znaczących różnic kulturowych, a przecież kiedyś było zupełnie inaczej. Dziś mówiąc, że „Polska była wielokulturowa” można spotkać się z niezrozumieniem, zdziwieniem, w skrajnych wypadkach szokiem, by nie rzec przekornie kulturowym. Pewna multikultura Polski jako kraju po roku czterdziestym piątym bezpowrotnie zniknęła z naszych ziem, została wyparta, wykorzeniona, zniszczona. Są jednak jeszcze regiony w pewnym sensie odrębne kulturowo z całym wachlarzem charakterystycznych dla nich cech. Jednym z takich miejsc jest bez wątpienia Podlasie.
Nazwa Podlasie pojawiła się dopiero na przełomie XV i XVI wieku. Można było się jej doszukać w pisanych po rusku źródłach litewskich. Podlasze oznacza ziemie położone w sąsiedztwie Lachów.
Ażeby zwiedzić ów krainę, zdecydowaliśmy się na dwukołowy środek transportu, a mianowicie rower. Tuż po całonocnej przeprawie pociągiem z Poznania, chwilę po godzinie dziewiątej wysiadamy na dworcu w Siemiatyczach, by pomknąć ponad sto kilometrów przed siebie do położonej przy granicy polsko-białoruskiej Białowieży. Cofnijmy się jednak na chwilę do początku ów dnia. Sama stacja kolejowa Siemiatycze położona jest siedem kilometrów na wschód od miejscowości o tej samej nazwie. Nie jest to jedyny taki przypadek, gdyż w dalszej części wyjazdu również napotkamy stacje kolejowe oddalone od głównej miejscowości.
Można by się zastanawiać dlaczego wybraliśmy się na Podlasie rowerem. Co prawda polemika na ten temat trwała dość długo, gdyż początkowo miał to być samochód z rowerem zaczepionym na haku, zdejmowanym tylko w jakichś przyrodniczo kluczowych miejscach. Potem w grę wchodził sam samochód, ale ostatecznie padło po prostu na rower. Z perspektywy czasu – nie wiedziałem tego wcześniej – odnoszę wrażenie, że był to najlepszy wybór. Wybiegając trochę w przyszłość, do wielu miejsc inaczej niż rowerem wjechać by się nie dało, a mówiąc bardziej precyzyjnie, wielu miejsc po prostu by się nie poczuło. Tym samym jadąc rowerem, mając przed sobie blisko osiemset kilometrów do zrobienia, czując powiew wolności ruszamy przed siebie w stronę Grabarki.
Święta Góra Grabarka
To właśnie w to miejsce od stuleci podążają prawosławni pielgrzymi. Góra zasłynęła w 1710 roku, kiedy epidemia cholery pustoszyła podlaskie tereny. Jak głosi legenda pewnemu mężczyźnie przyśniło się, że ratunek znajdzie na pobliskim wzgórzu. Wierni podążając za Bożym głosem, nieśli ze sobą krzyże. Po przybyciu na miejsce obmywali się i pili wodę z położonego tutaj źródła. Ów czyn miał uratować blisko dziesięć tysięcy mieszkańców przed zabójczą chorobą. W podzięce wzniesiono kapliczkę Przemienienia Pańskiego.


W 1789 roku ufundowano cerkiew, w późniejszym czasie całkowicie przebudowano, w końcowym efekcie w 1990 roku świątynia niestety spłonęła, a osiem lat później powstała nowa, murowana. Współczesna cerkiew swoim stylem nawiązuje do tej sprzed pożaru. Polichromie wykonał Jarosław Wiszenko z Mielnika, a ikony Barbara i Michał Pieczonko z Warszawy. Rzeźbą w drewnie i miedzi świątynie upiększył Wiaczesław Szum.
W międzyczasie, bo w roku 1947 na Świętej Górze powstał prawosławny klasztor żeński świętej Marty i Marii. W 2000 roku na Świętej Górze Atos napisano Iwierską Ikonę Matki Bożej, którą podarowano na pamiątkę i umieszczono właśnie na Grabarce.

Dziś zwiedzając ów miejsce, można dostrzec na Górze tysiące krzyży. Jest to spowodowane faktem licznych pielgrzymek podczas których ludzie przynoszą tu krzyże, zostawiają je i stając przed nimi zanoszą swoje modły do Boga. Najważniejszym dniem pielgrzymek jest 18 i 19 sierpnia, czyli święto Przemienienia Pańskiego.
Podczas naszej wizyty – choć jest jeszcze dość wcześnie – tłumów na Górze nie spotkaliśmy, co oczywiście bardzo cieszy, gdyż można się nasycić ów miejscem w całkowitym spokoju.
Cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Rogaczach
Cerkiew w Rogaczach istniała już na początku XVII wieku. Natomiast w XVIII wieku na miejscu starej świątyni Jerzy Matuszewic ufundował nową, unicką. Wtedy też w wiosce pojawił się kult świętego Antoniego, którego według podań wizerunek objawiał się w cudowny sposób na drzewie. Po włączeniu jej w 1839 roku do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego stała się oficjalnym ośrodkiem kultu świętego Antoniego Pieczerskiego. W 1872 roku budynek spłonął, a do Rogaczy przeniesiono świątynię parafialną z Dubin. W skutek działań wojennych cerkiew ostrzelano, co spowodowało kilkukrotne odnawianie tuż po zakończeniu wojny.



Cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy w Kleszczelach
Cerkwie w Kleszczelach są nieodłącznym elementem tegoż miasta, gdyż były tu od zawsze. W XVII wieku siłą przekształcono jest w świątynie unickie. Od 1825 roku najważniejszą spośród nich była cerkiew świętego Mikołaja. W 1839 roku cerkwie stały się świątyniami prawosławnymi.
Wraz ze wzrostem liczby wiernych, budowla stała się zbyt mała, by ich wszystkich pomieścić. Tym samym w latach 70. XIX wieku wzniesiono cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Bożej. Inwestycję sfinansował rosyjski skarb państwa, natomiast ludność miejscowa opłaciła wyposażenie. W odróżnieniu od innych świątyń w okolicach, cerkiew w Kleszczelach jest budowlą murowaną. Po konsekracji w 1877 roku cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej stała się świątynią parafialną, natomiast cerkiew świętego Mikołaja pełniła funkcję filii.

Niestety jak wiele innych zabytków sakralnych również i cerkiew w Kleszczelach została spalona podczas działań II wojny światowej. Na szczęście bardzo szybko doszło do odnowienia zniszczonych elementów obiektu. W 2009 roku świątynia przeszła gruntowny remont.
Będąc w Kleszczelach, warto również zwrócić uwagę na zachowany układ przestrzenny miasta z XVI wieku, kościół pod wezwaniem świętego Zygmunta Burgundzkiego, jak i zabytkowy dworzec kolejowy pochodzący z około 1900 roku.
W mieście istniały też dwie synagogi, Stara z początków XIX wieku, która spłonęła w 1881 roku, jak i nowa rozebrana w 1941 roku po wkroczeniu wojsk niemieckich. Dziś po obu tych budynkach nie ma śladu.
Cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Werstoku
Kolejna cerkiew na naszym szlaku należy również do dekanatu Kleszczele i położona jest w Werstoku. Zgodnie z zachowaną dokumentacją cerkiew istniała już od XVII wieku. W 1769 roku na miejscu starej wzniesiono nową drewnianą cerkiew o konstrukcji zrębowej na planie kwadratu. Ufundował ją Józef Wilczewski, rotmistrz chorągwi Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1869 roku świątynia przeszła kapitalny remont. Dobudowano pomieszczenie do przechowywania szat liturgicznych oraz zakrystię. W 1909 cerkiew wzbogaciła się o kruchtę i dzwonnicę.

W okresie międzywojnia pełniła funkcję filii parafii w Omelańcu, natomiast w 1940 roku stała się siedzibą samodzielnej parafii. Kolejny duży remont miał miejsce po zakończeniu działań wojennych. Ostatni gruntowny remont przeprowadzono w latach od 2013 do 2015.
Ze wszystkich do tej pory obejrzanych przez nas na trasie świątyń ta wydaje się być najbardziej atrakcyjna.
Cerkiew Opieki Matki Bożej w Dubiczach Cerkiewnych
Oczywiście to nie koniec sakralnych atrakcji, gdyż kawałek dalej natkniemy się na kolejną świątynię. Pierwsza cerkiew powstała tu w 1593 roku, jednakże tą, którą możemy podziwiać dziś wzniesiono w latach 1946 do 1954. Co ciekawe była ona wybudowana na fundamentach z roku 1729. Dlaczego nic zatem nie ostało się nic poza fundamentem z dawnej budowli? Otóż w 1941 roku podzieliła los wielu innych i spłonęła. Konsekracja dzisiejszej świątyni miała miejsce rok po ukończeniu budowy, czyli w 1955 roku. Gruntowny remont miał miejsce na początku lat 90. XX wieku.

Co prawda nie jestem znawcą architektury cerkiewnej, jednakże mając okazję podziwiać w roku ubiegłym świątynie wzniesione w stylu łemkowskim położone w województwie podkarpackim, dostrzegam szereg elementów odróżniających je od tych podlaskich. Najbardziej charakterystyczną cechą tutejszych skarbów architektury cerkiewnej jest ich kolor. Otóż większość cerkwi pomalowano na niebiesko. Jedne o mocniejszym, inne o lżejszym nasyceniu, jednakże nawet mniej wprawne oko dostrzeże, że budowle poddawane są regularnemu odświeżaniu. W słoneczny dzień, często skryte pośród soczystej zieleni tworzą wręcz pocztówkowy krajobraz.

Sobór Świętej Trójcy w Hajnówce
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Hajnówce. Otóż znajduje się tu sobór, czyli mówiąc prościej świątynia nadrzędna, o szczególnym znaczeniu, coś jak katedra dla katolików. Nie jest on jednak zabytkiem pokroju wcześniej wspomnianych cerkwi, gdyż jest budowlą dość młodą, powstałą w latach 1974 do 1992. Świątynia składa się z dwóch poziomów i jest w stanie pomieścić blisko pięć tysięcy wiernych. Budynek uznawany jest przez specjalistów jako jeden z najciekawszych przykładów architektury współczesnej.

Zastanawia mnie czymże jest architektura współczesna? Dla mnie osobiście to monstrualny betonowy brzydki kloc będący raczej karykaturą fascynującej sztuki cerkiewnej. Należałoby postawić sobie pytanie czy ów twory współczesne za sto, dwieście i więcej lat – o ile nadal będą stały – ktokolwiek będzie zwiedzał? Śmiem wątpić.
Cerkiew świętego Mikołaja w Białowieży
Kończąc dzień odwiedzamy jeszcze jedną świątynię wzniesioną w latach 1894 do 1897. Ufundował ją car Aleksander III na miejscu drewnianej cerkwi z I połowy XIX wieku, którą to przeniesiono do Trześcianki, gdzie do dziś pełni funkcję kaplicy cmentarnej. Konsekracja miała miejsce w 1895 roku. Biorąc pod uwagę historię Białowieży, w której znajdował się pałac carski, nie trudno domyślić się, że świątynia odgrywała rolę carskiej cerkwi. Różni się ona od opisanych wcześniej świątyń budulcem. Otóż nie jest drewniana, a ceglana.

Wraz z przesiedleniem białowieskiej ludności w 1915 roku z cerkwi wywieziono część wyposażenia.
W trakcie II wojny światowej świątynia mocno ucierpiała. Jeden z zrzuconych pocisków eksplodował wewnątrz, jednakże prace remontowe rozpoczęto już cztery lata później, w 1943 roku. Nowe wyświęcenie miało miejsce w tym samym roku.
W czasie okupacji niemieckiej jedno z miejsc straceń usytuowano u wejścia na plac cerkiewny, a na okolicznych drzewach mocowano szubienice. Do oglądania egzekucji zmuszano wszystkich mieszkańców Białowieży. Po wojnie cerkiew była wielokrotnie remontowana. Ostatnie prace przeprowadzono w 2017 roku.
Co ciekawe do dziś dawne tradycje chóralne kontynuują dwa zespoły działające przy miejscowej parafii.