San Marino – Polska. Tydzień temu mecz zakończył się wynikiem jeden do siedmiu dla reprezentacji naszego kraju. W zasadzie jeśli zapytać kogokolwiek z czym kojarzy ów maleńki kraj ukryty gdzieś w górach niedaleko znanego włoskiego kurortu Rimini, pewnie każdemu przez myśl przeszłyby eliminacje do mistrzostw Europy bądź świata i reprezentację ów republiki w roli dostarczyciela punktów. No może jeśli ktoś zajmuje się filatelistyką wspomniałby jeszcze o znaczkach pocztowych.

Jadąc tu od strony Perugii należy uzbroić się w cierpliwość, gdyż ostatnie kilkadziesiąt kilometrów pokonujemy serpentynami, a średnia prędkość nie przekracza raczej pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Co więcej wskazane jest przyjechać tu we wczesnych godzinach porannych, gdyż chwilę przed południem poszukanie miejsca parkingowego może okazać się nie lada wyzwaniem.

Palazzo Pubblico w San Marino

Sam wjazd do San Marino nie zaskakuje. Może poza nieco niższymi cenami paliwa na stacjach i koniecznością wyłączenia połączenia internetowego w telefonie w celu uniknięcia wysokich opłat roamingowych, trudno zauważyć, że wjechaliśmy do innego kraju. A tak, na ulicach nie zobaczymy carabinieri, tylko żandarmerię, a ktoś kto zna włoski – choć nawet ktoś taki jak ja nieznający ale osłuchany po dwóch tygodniach w Italii – rozpozna, że tutejsza odmiana języka różni się w wymowie. Państwo podzielone jest na dziewięć miast. My udajemy się do tego najbardziej znanego, o tej samej nazwie co państwo, będącego jednocześnie stolicą.

Abstrahując od zabytków, o których informacji poszukać można w sieci, samo położenie jednej z trzech słynnych wież wprawia w zachwyt. To pocztówkowy krajobraz majestatycznej budowli wtopionej w skałę otoczoną przepaściami i soczystą zielenią muskaną promykami słońca.

Bazylika di San Marino

Najciekawsza wydaje się jednak historia tej najstarszej republiki świata. Założona przez świętego Maryna w roku trzysta pierwszym naszej ery górska republika miała być schronieniem przed prześladowaniami feudałów. We wczesnym średniowieczu pozostawała zależna od książąt Spoleto, potem na chwilę się usamodzielniła, by w trzynastym wieku wpaść w ręce książąt Urbino.

W następnych stuleciach San Marino przetrwało okres napoleoński, jak i okres zjednoczenia Włoch jako niezależne państwo. W tysiąc dziewięćset dwudziestym drugim roku powstała tu faszystowska partia, która przejęła władzę w kraju, jednakże San Marino nigdy nie uczestniczyło w II wojnie światowej. Co więcej przyjmowano tu żydów jako uchodźców. Po upadku rządów faszystowskich wielu mieszkańców zasiliło szeregi włoskiej partyzantki antyfaszystowskiej. Niestety jednocześnie padło ofiarą brytyjskich bombardowań, co doprowadziło do powszechnego głodu i epidemii chorób zakaźnych.

Wieża na wzgórzu

Po przejęciu w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku władzy przez komunistów głównym celem stało się wyciągnięcie kraju z kryzysu. Czternaście lat później do władzy doszli chadecy i tak już pozostało.

San Marino jest członkiem Rady Europy i ONZ, ale nie należy do Wspólnoty Europejskiej.

Nam pozostało już tylko wypić ostatnie cappuccino, zjeść rogalika, tym razem w wydaniu san maryńskim. Pozostała nam już tylko długa droga do domu.

Epilog

Zakończenie ów cyklu rozpoczętego ponad dwa tygodnie temu będzie krótkie. Zacząłem go dość muzycznie. Wszak najwspanialszym dźwiękiem w muzyce jest cisza. Trudno się z tym nie zgodzić, choć tym razem tylko po części. W Toskanii najpiękniejszym dźwiękiem jest cisza okraszona odgłosem cykad.