Wyjeżdżając do Portugalii popełniliśmy pewien błąd. Otóż kupiliśmy bilety w jedną stronę, licząc, że złapiemy coś na powrót w równie korzystnej cenie. Niestety przeliczyliśmy się i musimy teraz wracać z Porto. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Gdyby nie ów błąd i przymus powrotu z północnej części kraju, pewnie jeszcze przez długi czas nie odwiedzilibyśmy Coimbry, a w ten sposób nadarzyła się ku temu doskonała okazja. Zanim jednak dojedziemy do trzeciego co do wielkości miasta Portugalii, udamy się jeszcze do portowego miasta Peniche położonego na małym półwyspie. Zostawiamy auto na potężnym betonowym parkingu i udajemy się do miasta.
Peniche do XVI wieku było położone na wyspie, jednakże wąski kanał oddzielający ją od lądu zamulił się do tego stopnia, że w tej chwili jest to półwysep. Ruszamy w stronę masywnej twierdzy obronnej wzniesionej w latach 1557 do 1645 w czasie wojen Portugalii z Hiszpanią. W trakcie I wojny światowej przetrzymywano tu niemieckich jeńców, natomiast za czasów Salazara w forcie istniało jedno z najgorszych więzień w kraju. Obecnie w obrębie murów twierdzy znajduje się muzeum, gdzie prezentuje się eksponaty związane z funkcjonowaniem miejscowego portu.
Wielu turystów przyjeżdża do Peniche na okoliczne plaże. My trafiliśmy tu przez moją pomyłkę, bądź też niedoinformowanie. Otóż pomyliłem archipelag małych wysepek Berlengas z Peniche. Co prawda moje myśli szły w dobrym kierunku, jednakże żeby się tam dostać trzeba przepłynąć z Peniche promem około 10 kilometrów w kierunku zachodnim. Cóż, może innym razem. Samo Peniche nie wywiera na nas pozytywnego wrażenia. Raczej betonowa, nagrzana do czerwoności ostoja plażowiczów. Co prawda nie jestem miłośnikiem szerokopojętego plażowania, jednakże bywałem już w Portugalii w wielu dużo przyjemniejszych miejscach służących temu celowi. Wymienię choćby Costa Nova do Prado, plaże okalające Cabo de Roca, Lagos, czy chociażby Sagres.
Opuszczamy półwysep i udajemy się do ostatniego na planie naszego wyjazdu miasta, wspomnianej wcześnie Coimbry.
Jak już wcześniej wspomniano jest to trzecie co do wielkości miasto Portugalii leżące nad rzeką Mondego. Coimbra była pierwszą stolicą kraju i przez wiele lat rezydowali tu portugalscy monarchowie.
Pod panowaniem Rzymian miasto nosiło nazwę Aeminium. Po 589 roku stała się siedzibą diecezji wcześniej znajdującej się w Conimbridze i to właśnie od tej nazwy pochodzi dzisiejsza nazwa Coimbra. Po przybyciu Maurów na Półwysep Iberyjski w 711 roku miasto stało się ważnym punktem handlowym. Odbite w wyniku rekonkwisty przez portugalskich i hiszpańskich chrześcijan w 1139 roku zostało ogłoszone przez Afonsa Henriquesa pierwszą stolicą Portugalii. Coimbra pozostała nią do 1385 roku, kiedy to Alfons III przeniósł się do Lizbony.
Jeśli ktoś był w Lizbonie, a w szczególności w Porto dostrzeże, że Coimbra przyjmuje w zasadzie identyczną strukturę, a mianowicie miasto jest podzielone na część górną – w niej mieszkała arystokracja, duchowni, a poźniej studenci, oraz na dolne miasto – ta część słynęła z handlu i rzemiosła. Tak jak i w Porto również i tutaj z południowego brzegu rzeki rozpościera się zniewalający widok na pnące się coraz wyżej i wyżej budowle.

Od połowy XVI wieku miasto dość mocno było związane z Universidade de Coimbra. Uniwersytet ten jest najstarszym i najbardziej prestiżowym w całej Portugalii, a jego początki sięgają 1290 roku.
Pierwsza połowa XIX wieku wiązała się z okupacją wojsk francuskich. Miasto zaczęło się odradzać w drugiej połowie XIX wieku. Powstał pierwszy telegraf elektryczny, sieć kolejowa, żelazny most, a w 1911 roku na drogi ruszyły tramwaje.
Coimbra nazywana jest miastem studentów ze względu na wspomniany wcześniej uniwersytet. Dziś ma on osiem wydziałów i blisko 22 tysiące studentów. Działają tu także ruchy studenckie o charakterze społecznym, politycznym i kulturowym.

W 2015 roku Uniwersytet obchodził 725 lecie istnienia. Dwa lata wcześniej został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Będąc w Coimbrze nie wolno zapomnieć o najstarszej katedrze w kraju, czyli Sé Velha de Coimbra. Świątynię wzniesiono w 1162 roku. W zasadzie budynek do dziś zachował się w nienaruszonym stanie poza dobudowaną później renesansową bramą Especiosa, którą nadgryzł ząb czasu.

W mieście stoi również nowa katedra Sé Nova wzniesiona w 1554 roku. Warto również wspomnieć o kościele São Salvado, klasztorze Santa Clara-a-Nova, ruinach klasztoru Santa Clara-a-velha akwedukcie São Sebastião, kościele Igreja de Nossa Senhora da Graça, czy też Quincie das Lágrimas.
Z Coimbry pochodzi także odmienny gatunek fado w tym przypadku śpiewane tylko przez mężczyzn, głównie studentów. Niestety dziś usłyszenie tej formy muzyki w oryginalnym wydaniu jest w Coimbrze w zasadzie niemożliwe. W dawnych czasach studenci mieli w zwyczaju przychodzić pod okna kobiet i śpiewać. To czego możemy doświadczyć dziś w mieście, to raczej show przygotowane w specjalnych klubach z myślą o przybywających tu turystach. Jego jakość bywa różna. Chcąc posłuchać fado lepiej udać się do Lizbony, gdzie możemy trafić na występy naprawdę świetnych śpiewaków i śpiewaczek.

Wizyta w Coimbrze nie byłaby w pełni udana, gdyby nie kolacja w lokalnej tasce. Tak się składa, że jest poniedziałek i większość z lokalnych knajpek jest po prostu zamknięta. Zazwyczaj można jednak wyszukać pojedyncze lokalu, które podczas gdy inne są zamknięte, te pełnią jakby funkcję dyżuru. Oczywiście lokal pęka w szwach i z trudem udaje nam się zdobyć jedyny wolny jeszcze stolik. Zamawiamy to ci nieodłącznie kojarzy się z Portugalią, a mianowicie bacalhau, karafkę czerwonego wina, oliwki i inne dobroci będące codziennością na portugalskiej ziemi.


Mężczyźni stojący przy barze oglądają z zaciekawieniem mecz, a ja przyglądam się tubylcom. Uwielbiam tą swojską, przyjacielską, rodzinną, po prostu portugalską atmosferę. Zawsze taka sama, zawsze tak samo piękna i przyjemna. Wieczór chyli się ku końcowi, a tym samym czas powrotu do domu zbliża się nieubłaganie. Prosimy o rachunek. Szef obsługujący gości osobiście co jest zresztą normą w tym kraju podchodzi do stolika i informuje, że za dania policzył połowę ceny, przepraszając, że tak długo musieliśmy czekać. Moje zdziwienie wydaje się nie mieć końca, gdyż dwadzieścia minut oczekiwania to żadne wyczekiwanie. Kolejny znak życzliwości i gościnności w tym niezwykłym kraju. No tak, przecież to Portugalia.