Planując wyjazd do Alentejo zamierzaliśmy odwiedzić jakąś ze słynnych tutejszych winnic. Nauczony doświadczeniem z poprzedniej wizyty w portugalskie Dolinie Douro na północy kraju, nie widziałem sensu rezerwowania niczego z wyprzedzeniem, co okazało się ogromnym błędem. Otóż północna część kraju cierpi na niedobór turystów. Choć może nie jest to właściwe stwierdzenie, gdyż ludzie tam żyjący chyba niespecjalnie narzekają na ten stan rzeczy. Zupełnie inaczej mają się sprawy w Alentejo, gdzie bliskość stolicy, kilka perełek wpisanych na listę UNESCO, ekskluzywne hotele SPA położone na terenach winiarni, sprawiają, że przyjeżdża tu rzesza turystów z zasobnymi portfelami, jak i wielu tak zwanych jednodniowców, którzy bez problemu tego samego dnia wieczorem wrócą do Lizbony. Wracając jednak do głównego wątku, obdzwaniając wszystkie znajdujące się na naszej dalszej trasie winnice, nie uzyskałem żadnego wolnego terminu na ich zwiedzanie. Cóż, z jednej strony pewien niedosyt, z drugiej na pewno do Portugalii jeszcze nie raz wrócimy, a może i także do Alentejo zważywszy na fakt, iż jest to na tyle duży region, że tym razem mogliśmy się skupić tylko na pewnej jego części. Ruszamy zatem dalej w obręb Parku Przyrody Serra de São Mamede.
Sama nazwa pochodzi od świętego Mamasa patrona zwierząt i co ciekawe najprawdopodobniej również osób uciekających przed podatkami. Urodził się na terenie dzisiejszej Turcji około 259 roku, a został stracony w Cezarei Kapadockiej w okresie masowego prześladowania chrześcijan pomiędzy rokiem 270 i 275. Jego kult rozwijał się w Grecji Azji Mniejszej i dopiero później stopniowo zaczął przenikać do Europy Zachodniej.
Z każdym kolejnym kilometrem temperatura obniża się, gdyż teren do którego udajemy się jest pasmem górskim położonym w najwyższym miejscu na wysokości 1025 metrów. Co ciekawe jest to jedyne miejsce w prowincji Alentejo, gdzie zimą pada śnieg. Panuje tu pośredni klimat między morskim i śródziemnomorskim. W niższych partiach znajdziemy tu plantacje oliwek, sosny nadmorskie, dęby korkowe, a w wyższych dęby ostrolistne i kasztany jadalne.
Duże obszary pasma górskiego objęto parkiem przyrody, a żyją w nim między innymi ryś, wydra, czy nornik. Również tutaj znajdują się największe kolonie nietoperzy w Europie.
Naszym celem na kolejne dwa dni jest mała, ukryta na samym szczycie pasma miejscowość Marvão. Miejscowość przez wielu uważana za najładniejszą w całym regionie Alentejo w 2000 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jej nazwa pochodzi od mauretańskiego władcy z VIII wieku Ibn Marwana.

Historycznie mimo panowania Rzymu w okolicach często dochodziło do rewolt miejscowych Luzytanów i Wettonów. Dopiero w I wieku naszej ery Rzym uzyskał pełną kontrolę nad regionem, zakładając tu miasto Ammaia, które zajmowało 25 hektarów, a jego populacja sięgała 6 tysięcy mieszkańców. Dla porównania dziś jest blisko o połowę mniejsza. Po utracie przez Rzym kontroli nad Półwyspem Iberyjskim miasto straciło swoją silną pozycję i do IX wieku wyludniło się. Natomiast już na początku VIII wieku władca mauretański Ibn Marwan wybudował na szczycie twierdzę, która pomogła w zdobyciu portugalskich ziemi położonych na północy. Po odbiciu fortu przez Portugalczyków, był on nadal rozbudowywany szczególnie w okresie panowania Sancha II i Dionizego I.

Zostawiamy bagaże w naszych hotelu i ruszamy na wstępny obchód miasteczka. Najważniejszym zabytkiem jest tu z pewnością zamek, który został wzniesiony w 1299 roku przez króla Dionizego. Wewnątrz można zobaczyć donżon oraz dwa zbiorniki wodne. Z murów zamku, ale i nie tylko, gdyż w całym miasteczku znajdziemy wiele punktów widokowych, roztaczają się zniewalające widoki na okalające wzgórze doliny.

Ponadto w Marvão możemy podziwiać kościół Martiz oraz Muezum Miejskie mieszczące się w kościele świętej Marii. Znajdziemy tu znaleziska archeologiczne z okresu od paleolitu do czasów rzymskich jak i całą gamę przedmiotów sakralnych. Poza obrębem murów stoi klasztor Nossa Senhora da Estrela.

Co ciekawe całkiem przypadkowo w dniach, w których jesteśmy w Marvão odbywa się festiwal Al Mossassa w hołdzie mauretańskiego władcy Ibn Marwanowi. Ta sama impreza ma również miejsce w hiszpańskim Badajoz. W tym roku rozstawiono tu tak zwany Targ trzech Kultur pozwalający poczuć atmosferę jaka panowała tu w IX wieku. Na straganach można kupić wiele produktów zarówno spożywczych, tekstylnych jak i innych związanych z arabską kulturą.


Wieczór spędzamy w jednej z lokalnych restauracji. Do tej pory jeszcze nigdzie w portugalskich lokalach nie spotkałem tak międzynarodowego towarzystwa. Tutejszego języka nie słychać wcale. Karty dostępne są w kilku językach, a obsługa doskonale radzi sobie z angielskim.
Dzisiejsze Marvão jest z pewnością turystyczną perełką, niestety z dużym akcentem na turystyczną. Zadbane, odmalowane na śnieżnobiały kolor elewacje, drogie jak na portugalskie warunki nie najlepszej jakości restauracje oraz duża jak na tak małe miasteczko baza noclegowa sprawia, że autentyzmu tu raczej nie odnajdziemy. Nie chciałbym jednak zniechęcać, jednakże zostawanie tu na noc mija się raczej z celem. Dwugodzinny spacer po wąskich kamiennych uliczkach z małą przerwą na kawę wydaje się w zupełności wystarczający.
W zasadzie jest jeszcze jeden element, o którym należałoby wspomnieć i ten jest jak najbardziej autentycznie portugalski, a mianowicie auta na uliczkach starego miasta. Otóż stoją i jeżdżą wszędzie, wpychają się w miejsca tak wąskie, że trudno sobie uzmysłowić możliwość przejechania bez dokonania uszkodzeń. Cóż, Portugalczycy nie tylko potrafią, ale także potencjalnymi wgnieceniami na karoserii się nie przejmują.
…
Kolejnego dnia udajemy się do położonej poblisko miejscowości Castelo de Vide. Wracając jeszcze myślą do wczorajszych wąskich uliczek, jazda po terenie Parku Przyrody Serra de São Mamede, wymaga ponadprzeciętnych umiejętności za kierownicą i nie polecałbym tego typu doświadczeń osobom nieczującym się pewnie za kółkiem. Duże nachylenia terenu wyłożone kamieniem, zwężenia, czy też całe fragmenty jednopasmowych dróg z zatokami odgraniczonymi od przepaści kamiennym, czy też betonowym murem sprawiają, że będziemy musieli się wycofywać, zamykać lusterka i przepuszczać nadjeżdżające z naprzeciwka auta.
Koniec końców dojeżdżamy do wspomnianej miejscowości Castelo de Vide. Początki miasteczka sięgają tak jak i innych omawianych czasów dominacji Maurów na Półwyspie Iberyjskim. W tym czasie znajdowała się tu niewielka osada, którą w czasie rekonkwisty podbiły wojska króla Afonsa Henriquesa. W następnym okresie zaczęto rozbudowywać miejscowe obwarowania, a za czasów panowania Dionizego I wzniesiono zamek. W XII wieku zaczęli przybywać tu żydowscy osadnicy, którzy założyli swoją diasporę. W XV wieku przybyli tu również Żydzi wygnani z Hiszpanii. Pozostałości możemy dziś jeszcze podziwiać w dzielnicy żydowskiej – judiaria, gdzie stoi najstarsza pochodząca z XIII wieku synagoga w całym kraju.


Stojący po zachodniej stronie miasta zamek swój aktualny kształt uzyskał na przełomie XVII i XVIII wieku. Przy zamku zatrzymujemy się na obiad. Oferta gastronomiczna w Castelo de Vide jest zdecydowanie większa niż w Marvão.

Do pozostałych zabytków godnych uwagi można by zaliczyć XVIII wieczny budynek ratusza, znajdujący się w zasadzie każdym portugalskim miasteczku pelourinho, czyli pręgierz, kościół parafialny Igreja Matriz de Santa Maria de Devesa jak i pomnik króla Pera V. Co ciekawe miasteczko posiada też uzdrowiska, a woda o rzekomych właściwościach leczniczych dostępna jest w lokalnych sklepach.
Późnym popołudniem wracamy do Marvão. Kolejnego dnia czeka nas cały dzień jazdy po siedzibach najpiękniejszych portugalskich klasztorów.