Wyruszając z Evory w kierunku północno-wschodnim do Estremoz trafimy na najbardziej charakterystyczny krajobraz Alentejo, a mianowicie sielskie pocztówkowe widoki lasów korkowych zwanych tutaj Montado. Pośrodku drogi do Estremoz w małej miejscowości Azaruja znajdziemy fabryki zajmujące się obróbką zdartej z drzew kory. Zatrzymujemy się na moment, by podejrzeć przywiezione tu ogromne ilości kory. W zasadzie wzdłuż całej trasy do kolejnej miejscowości zarówno po jednej jak i po drugiej stronie drogi w oczy rzucają się okorowane po części drzewa. Jest to dość niecodzienny widok, gdyż jak już wspomniałem wcześniej Portugalia jest największym producentem i jednym z kilku nielicznych krajów porośniętych tym unikatowym gatunkiem drzewa. Jeśli komuś byłoby mało sielskich pejzaży warto zaznaczyć, że wokół położonych jest wiele winnic dodających uroku całości krajobrazu.



Koniec końców dojeżdżamy do Estremoz, miasta, którego historia jak zresztą i Evory sięga starożytności. Po upadku Cesarstwa panowanie nad miastem przejęli Wizygoci, a na początku VIII wieku wtargnęli tu Maurowie. Spod panowania Maurów udało się wyzwalic miasto dopiero w XIII wieku ówczesnemu królowi Portugalii Sancho II. W tym samym wieku Dionizy I rozkazał na okolicznym wzgórzu wzniesienie zamku, jako podarunku dla swojej przyszłej małżonki Izabeli Aragońskiej. Estremoz miało doskonałe położenie, tuż przy granicy Portugalii z Kastylią, co niewątpliwie przyczyniło się do jego rozwoju. Miasto bogaciło się w szczególności na sprzedaży marmuru pozyskiwanego z okolicznych złóż. Przechadzając się po mieście dostrzeżemy spore ilości tego budulca w tutejszej architekturze. To właśnie z tego powodu Estremoz nazywane jest Marmurowym Miastem.

My swoją przygodę rozpoczynamy od zwiedzenia okolic zamku, w którym obecnie znajduje się hotel. Historia budowli sięga XIII wieku, a swój obecny kształt zyskała w czasie przbudowy w XVIII wieku za panowania Jana V. Warto zwrócić uwagę na Torre das Três Coroas, czyli Wieży Trzech Koron upamiętniających trzech króli zaangażowanych w jej budowę. Byli to kolejno Sancho II, Alfons III i Dionizy I. Z zamku rozpościera się fantastyczny widok na okoliczne winnice, jak chociażby J. Portugal Ramos Vinhos, której produkty dostępne są również w Polsce. Ponadto w mieście znajdują się też inne zabytki, jak chociażby pochodzący z XVI wieku kościół Santa Maria do Castelo, pelourinho, czyli jak w każdym portugalskim mieście pręgierz, kościół świętego Franciszka, czy też Convento dos Congregados, klasztor wzniesiony w XVII wieku.


Warto też zaopatrzyć się w typowy alentejański chleb w jednej z lokalnych piekarni. Portugalia jest krajem, w którym nadal bez trudu w mniejszych miejscowościach kupimy pieczywo pozbawione wszelakiej maści chemikaliów.

Niestety, spacerując po Estremoz można zauważyć jeszcze jeden, tym razem negatywny aspekt Portugalii, a mianowicie bezpańskie psy. Na każdym rogu, w każdej uliczce napotykamy wychudzone, wygłodniałe zwierzęta, które w akcie desperacji potrafią podbiegać i podgryzać nogi. Niestety Portugalia nie jest odosobnionym przypadkiem, a problem dotyczy również innych krajów południowej Europy. Z podobnymi sytuacjami spotykałem się również chociażby w Jordanii, czy Kirgistanie, choć w tym drugim przypadku było to raczej luźne podejście do życia hipotetycznych właścicieli psów, niż bezdomność w klasycznym jego wydaniu. Opuszczamy Estremoz i udajemy się w dalszą drogę w kierunku Elvas kolejnej portugalskiej perełki wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.



Pierwsze wzmianki o Elvas pochodzą jeszcze z czasów rzymskich. Trudno się zresztą dziwić, gdyż dwa wcześniej wspomniane miasta, Evora i Estremoz również pochodzą z tych samych czasów. Ze względu na swoje strategiczne położenie, w Elvas od zawsze stacjonowało wojsko, kolejno najpierw rzymskie, potem arabskie, a na końcu po rekonkwiście hiszpańskie i portugalskie. W 1640 roku tuż po uzyskaniu przez Portugalię niepodlegości król podjął decyzję o wybudowaniu w tym miejscu twierdzy, która miała pełnić funkcję obronną przed potencjalnymi najazdami z pobliskiej Hiszpanii. Nasze zwiedzanie zaczynamy i w zasadzie również za moment kończymy na najbardziej monumentalnym zabytku Elvas, który dotrwał do naszych czasów w doskonałym stanie, a mianowicie XVI-wieczny ponad siedmiokilometrowy Akwedukt Amoreira, którym doprowadzano wodę do miasta, gdyby na wypadek oblężenia obrońcom miało zabraknąć wody pitnej. To oczywiście nie wszystkie atrakcje Elvas, jednakże resztę zabytków odwiedzimy w kolejnych dniach, gdyż postanowiliśmy zatrzymać się tu na dłużej, by na obrzeżach miasta w jednej z tutejszych agroturystyk zaczerpnąć alentejańskiej sielskości. Zanim jednak udamy się na przysłowiową wieś szukamy jeszcze miejsca, gdzie moglibyśmy spożyć obiad. Nie jest to jednak zadaniem wcale łatwym, gdyż w porze obiadowej portugalskie tasci są zazwyczaj oblegane. W pewnym momencie nawołuje nas z ulicy obok starszy Pan.


– Jesteście z Hiszpanii? – dopytuje.
– Nie. Z Polski. – odpowiadam i dziwię się, bo raczej na pewno nie wyglądamy na Hiszpanów.
– Dom Dinis, tam pójdźcie zjeść. Mają naprawdę dobre jedzenie.
Mężczyzna wskazuje nam drogę, a my dziękując za radę, udajemy się w pokazanym przez niego kierunku. Niestety przed restauracją stoi kolejka ludzi oczekująca na wolne stoliki. Cóż, wrócimy tu jutro, a dziś poszukamy czegoś innego. Wchodzimy do innego lokalu, w którym co prawda również nie ma wolnego stolika, ale jeden z gości zwalnia swój i prosi, żebyśmy usiedli, gdyż on może postać przy barze.

Po obiedzie ruszamy kawałek za miasto, by odebrać pokój w starej, zabytkowej quincie otoczonej pocztówkowym sielskim alentejańskim krajobrazem. Co ciekawe podczas całego pobytu będziemy jedynymi gośćmi ów przybytku, gdyż właścicielka, która kupiła posiadłość i przeprowadziła się tu z Belgii, poza wysokim sezonem, nie chce sobie brać na głowę większej ilości pracy i wynajmuje pokoje maksymalnie dwóm osobom. Na całym terenie znajdziemy jeszcze kilka pomniejszych budynków, przed głównym domem basen, w głębi terenu gaj oliwne i całą gamę drzew owocowych. Co więcej właścicielka jest również miłośniczką zwierząt. W zagrodzie trzyma dwa osiołki, świnie, a po całym terenie biega kilka psów i kotów. Mieszka tu z dwójką dzieci, gdyż jak stwierdziła, tempo życia w Belgii było zbyt intensywne i po prostu nie miała na to najmniejszej ochoty. Rozwiodła się i wyemigrowała do Portugalii, nie chcąc już nigdy więcej wracać na stare śmieci. Resztę wieczoru spędzamy na balkonie z widokiem na otaczające posiadłość pola na których dostrzec można wypasające się bydło. Całość okraszona czerwonym winem, oliwkami, serami i portugalskimi wędlinami. Sielski krajobraz błogiego Alentejo w czystej postaci. Czego chcieć więcej!




…
Poprzedniego dnia nie zwiedziliśmy zbyt wiele, ale taki był też cel, gdyż z uwagi na kilka dni, które mamy spędzić w pobliżu Elvas, zwiedzanie rozłożyliśmy sobie na raty. Zjeżdżamy zatem ponownie do centrum, by przemierzyć stare uliczki centrum. Kierując się na północ dochodzimy do średniowiecznego zamku. Pomiędzy VIII a XII wiekiem siły muzułmańskie okupowały Elvas, co spowodowało wzniesienie fortecy, którą zdobyły siły Afonso Henriquesa około roku 1166. Zamek przechodził jednak w kolejnych latach z rąk do rąk. Koniec końców Maurowie opuścili te tereny w roku 1230, a zamek dostał się w portugalskie posiadanie.

Chodząc po mieście warto zwrócić też uwagę na Kościół Wniebowzięcia NMP, czy też gotycką kaplicę ulokowaną w obrębie dawnego klasztoru. Innym ważnym zabytkiem jest gwieździsty Fort Matki Bożej łaskawej wraz z położonym tu kościołem pochodzącym z XVIII wieku. Na innym z fortów – Santa Luzia ulokowano Muzeum Wojskowe.


Z nieba mimo że jest październik nadal leje się żar, a z racji, że zbliża się pora obiadowa po raz kolejny uciekamy do jednej z pobliskich knajpek. Co ciekawe Alentejo w przeciwieństwie chociażby do doliny Douro jest prowincją, która niespecjalnie słynie z dań rybnych, co jest dość problematyczne dla osób niejedzących mięsa. Dziś udaje nam się jednak zamówić dorsze w sosie pomidorowym. Dość specyficzne zestawienie, ale jak głosi powiedzenie Portugalczycy na każdy dzień roku mają inny przepis na dania z dorsza. Ta teza zdaje się znajdować potwierdzenie.

Kolejny wieczór jest równie sielski jak i poprzedni. Większość czasu ucieka na lenistwie w otoczeniu pięknego oliwnego gaju i alentejańskich spalonych słońcem pól.


