Stolica Portugalii jest osobliwa na wiele sposobów. Otóż sama w sobie ma do zaoferowania tyle, że można by tu spędzić resztę życia. Jeśli jednak komuś byłoby mało i szukałby urozmaicenia w kilka chwil znajdzie się nad Oceanem Atlantyckim, ucieknie w wyżej opisane gąszcze dzikiej zieleni, uda się na północ do perełek pokroju Obidos, czy też Tomar, do których jeszcze wrócę w moich opowieściach, pomknie na południe na słoneczne wybrzeża Algarve, bądź też koniec końców tak jak my ruszy na wschód.

Gdy tylko przedostaniemy się na drugą stronę Tagu mostem Vasco da Gamy naszym oczom ukażą się wrota do krainy sielskości, najbardziej znanej i największej prowincji kraju – Alentejo. Historyczny region zajmujący jedną trzecią całej powierzchni kraju zamieszkuje tylko dziesięć procent portugalskiej populacji.

Początkowo chcieliśmy udać się po prostu do Alentejo, jednakże sprawa okazała się dużo bardziej skomplikowana niżby się mogło z pozoru wydawać. Otóż spoglądając na mapę, ilość miejsc godnych uwagi dała nam jasno do zrozumienia, że dwa tygodnie to zdecydowanie za mało i będziemy musieli tu jeszcze kiedyś wrócić. Zdecydowaliśmy zatem o skupieniu naszej uwagi na górnej części regionu, tak zwanym Alto-Alentejo i połączeniu go z kilkoma historycznie ważnymi miejscowościami graniczącymi z nim od północy.

Jak nietrudno się domyślić skoro Alentejo jest symbolem portugalskiej sielskości i idylli, większość terenu zajmują obszary rolnicze. Uprawia się tu pszenicę, oliwki i prowadzi intensywny chów bydła. Dlaczego zatem Alentejo jest tak znanym regionem w całym świecie i jakim cudem w zasadzie każdy z nasz miał do czynienia z produktami wyrabianymi tamże? Odpowiedź jest banalnie prosta, a mianowicie dąb korkowy. Połowa produkcji tego surowca pochodzi właśnie z Alentejo. Z blisko dwóch milionów dwustu tysięcy hektarów lasów korkowych, ponad trzydzieści procent przypada Portugalii. Z trzystu tysięcy ton wyprodukowanego rocznie korka, połowa powstaje w tymże kraju.

Korek pozyskiwany jest w okresie od maja do sierpnia, kiedy to łatwiej okorować drzewa, nie czyniąc przy tym szkód samej roślinie. Samo drzewo musi spełniać kilka kryteriów, aby mogło zostać prawnie pozbawione kory. Otóż musi rosnąć co najmniej dwadzieścia pięć lat i mieć przynajmniej sześćdziesiąt centymetrów obwodu. Około sześćdziesiąt procent kory przetwarzane jest na korek do butelek od wina, gdyż charakteryzuje się on doskonałą elastycznością i nieprzepuszczalnością. Nie jest to jednak jedyne zastosowanie tegoż surowca. Biorąc pod uwagę jego strukturę, stosuje się go również do izolacji akustycznej, termicznej, ale także do produkcji tablic korkowych czy też materiałów podłogowych. Jego walory docenią wędkarze, gdyż niska gęstość sprawia, że nadaje się on doskonale do produkcji spławików i rączek do wędek. Ponadto stosuje się go w instrumentach muzycznych, przede wszystkim dętych, jako wypełnienie piłek baseballowych, butów czy też hełmów.

Początek drogi od stolicy do Evory nie obfituje w zbyt duże ilości drzew korkowych. Sytuacja ulegnie diametralnej zmianie na dalszym odcinku od Evory do Estremoz, ale zanim tam dotrzemy zatrzymamy się w dwóch mniejszych, jednakże niemniej ciekawych miejscach. Pierwszą z nich jest zamieszkiwana przez nieco ponad siedemnaście tysięcy mieszkańców Montemor-o-Novo. Głównym i najciekawszym punktem w miasteczku jest oczywiście Castelo de Montemor-o-Novo, czyli średniowieczny zamek położony na najwyższym wzniesieniu regionu. Pierwotnie w swoich murach mieścił osadę. Historyczne źródła potwierdzają, że właśnie tutaj swoje plany dotyczące podróży sfinalizował nie kto inny jak sam Vasco da Gama. Jako Pomnik Narodowy budynek sklasyfikowano w 1951 roku.

Zamek w Monte-moro-novo

Ponadto możemy tu podziwiać kilka kościołów jak Igreja de Misericórdia, Igreja de São Tiago, Igreja do Calvario. Oczywiście jak to w każdej miejscowości, schodząc z zamku siadamy jeszcze na moment na kawę.

Urokliwe alentejańskie uliczki

Kolejnym miasteczkiem na naszej drodze jest Arraiolos. Jego główną atrakcję jest wzniesiony na wzgórzu na planie koła średniowieczny zamek pełniący funkcję obronną. Warownia pochodzi z początków XIII wieku i została wybudowana na polecenie króla Afonsa II. W XIV wieku nowym właścicielem zamku został Ferdynand I Burgundzki, a chwilę później posiadłość przeszła w ręce Nuna Alvaresa Pereiry. Od tego momentu zamek stał się doskonałym punktem wypadowym do przeprowadzania ataków na Kastylię. W kolejnych latach został opuszczony i popadł w ruinę. Dopiero w drugiej połowie XX wieku dokonano starannej konserwacji i udostępniono obiekt zwiedzającym.

Zamek w Arraiolos

W obrębie murów stoi również mała kapliczka. Co ciekawe mimo iż na dole przy drodze ulokowano darmowy parking, niektórzy turyści, jak grupka zwiedzających w tym samym czasie Rosjan, postanowiła autem wjechać na zamek. Tak, w obręby muru. Cóż inwencja twórcza, by nie powiedzieć głupota, czasami nie zna granic.

Uliczki urokoliwego Arraiolos

Udajemy się do centralnej części miasteczka i zasiadamy na kawę w jednej z lokalnych kawiarenek. Życie toczy się tu bardzo leniwie. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę panujące temperatury sięgające w październiku trzydziestu stopni. Grupka mężczyzn chowa się w cieniu, podpierając się o elewację stojącego tuż obok Igreja de Nossa Senhora dos Mártires – swoją drogą bardzo ciekawej budowli sakralnej.

Leniwe życie mieszkańców Arraiolos
Przerwa na kawę
Kolejne pastéis de nata …

Na tym samym placu znajduje się także muzeum dywanów. Niestety mamy pecha, gdyż dziś poniedziałek i drzwi instytucji pozostają zamknięte. Można by zapytać, cóż to za atrakcja – muzeum dywanów? Właśnie to maleńkie miasteczko znane jest w całym kraju z ręcznej produkcji tak zwanych tapetes de Arraiolos, czyli dywanów z Arraiolos. Ich tradycja sięga czasów średniowiecznych, a miejscowe dywany możemy dostrzec w wielu pałacach rozsianych po całej Portugalii. Jedna z najciekawszych kolekcji znajduje się w rezydencji Queluz niedaleko Lizbony. Na trasie naszej dzisiejszej wycieczki pozostaje już ostatnia miejscowość będąca jedną z najjaśniejszych gwiazd całego kraju, a mianowicie Evora.

Centralny plac w Arraiolos

Już samo stwierdzenie faktu, że historyczne centrum miasta w 1986 roku zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO daje nam do zrozumienia, że w Evorze znajdziemy na każdym rogu cały wachlarz różnego rodzaju zabytków. Cofnijmy się jednak na chwilę w czasie i przyjrzyjmy się historii ów fascynującego miasta. Jego początki sięgają starożytności, kiedy to Evora była stolicą celtyckiego plemienia Celtici. Zbliżoną do dzisiejszej nazwy Ebora otrzymała po podboju przez Rzymian w 57 roku przed naszą erą. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego miasto wpadło w ręce Wizygotów, ale już w 711 roku przejęli je Maurowie. Okupację arabską przerwały wojska dowodzone przez Geralda Nieustraszonego. Gerald miał zaatakować wieżę, używając zamiast drabin lanc. Kiedy załoga ruszyła do obrony wieży, odsłaniając bramy miasta, napastnicy dokonali pogromu Maurów. Po wygranej walce Gerald został mianowany kasztelanem, a jego czyn zapisano w średniowiecznym herbie miasta. Największy rozkwit Evory nastąpił pomiędzy XIV i XVI wiekiem. To właśnie wtedy miasto znajdowała się pod panowaniem rodu Avis i wzbogaciło się o liczne zabytki stylu renesansowego i manuelińskiego.

Akwedukt w Evorze

Po zabytkowych uliczkach Evory moglibyśmy przechadzać się całymi dniami i nie mieć dość. My przeznaczyliśmy na to miasto niespełna dwa dni, także zostawiamy auto poza obrębem starej części Evory i ruszamy piechotą do centrum w lejącym się z nieba skwarze.

Chyba najciekawszym i jednym z najlepiej zachowanych zabytków miasta jest świątynia Diany – Templo Romano. Wzniesiono ją na przełomie II i III wieku. Świątynia w średniowieczu stanowiła miejsce egzekucji ofiar Świętej Inkwizycji. Co ciekawe w XVIII i XIX wieku znajdowała się tu zbrojownia, a później rzeźnia. W zasadzie nie zbadano jakiemu bóstwu poświęcona była świątynia. Jedne hipotezy mówią o kulcie Diany inne o kulcie Jowisza.

Templo Romano w Evorze

Jak już wspomniałem po uliczkach Evory można by się przechadzać bez końca. Warto natomiast pamiętać, że ich oryginalny układ zachował się z czasów panowania Maurów.

W XII wieku, tuż po odbiciu miasta przez Portugalczyków wzniesiono tu katedrę. To kolejny monumentalny zabytek, który przyciąga tłumy turystów. Jej budowa rozpoczęła się w 1186 roku, a konsekracji dokonano osiemnaście lat później. Jak w wielu innych przypadkach, również i katedra w Evorze była w późniejszych stuleciach wielokrotnie przebudowywana, co można doskonale zaobserwować chociażby po romańskich masywnych wieżach kontrastujących z później dobudowanymi elementami gotyckimi. Co ciekawe w katedrze Vasco da Gama poświęcił proporcje przed wyprawą do Indii.

Kolejnym zabytkiem, który przeżywa w zasadzie o każdej porze roku ogromne oblężenie turystów, jest Kościół św. Franciszka i przylegająca do niego Kaplica Kości (Capela dos Ossos). Ściany i kolumny kaplicy pokryto kośćmi ponad pięciu tysięcy mnichów. W XV i XVI wieku w okolicach Evory znajdowało się 40 cmentarzy klasztornych, jednakże ziemia była na tyle cenna,, że mnisi postanowili gromadzić szczątki w jednym miejscu. Na wejściu do kaplicy umieszczono następującą inskrypcję: „Nós osso que aqui estamos, pelos vossos esperamos”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Nasze kości, które tu spoczywają, na wasze kości czekają”.

Kaplica Czaszek z zewnątrz

Zabytki Evory można by jeszcze długo wymieniać i opisywać, jednakże do najważniejszych i najciekawszych należą z pewnością pustelnia São Bras (Ermida de São Brás) uważana za jedną z prac Diogo de Boitaca, Kościół Matki Bożej Łaskawej (Igreja Nossa Senhora da Graça) z rzeźbami Atlasów podtrzymujących kule ziemskie, klasztor Calvario z 1570 roku oraz kościół i klasztor Klarysek.

Kościół Nossa Senhora da Graça

Całość starego miasta otoczono murami obronnymi. Wznieśli je Rzymianie w I wieku naszej ery, ale do dnia dzisiejszego zachowały się tylko fragmenty. Fortyfikacje z czterdziestoma basztami i dziesięcioma bramami wybudowano dopiero w XIV wieku, podwyższając je po 1640 roku dla obrony przez najazdami Hiszpanów.

Katedra w Evorze

Należy być świadomym, iż o jakiejkolwiek porze roku nie przyjedziemy do Evory spotkamy tu rzesze turystów. Jest to spowodowane głównie położeniem, gdyż miasto znajduje się w bliskiej odległości od Lizbony. Można tu w zasadzie dojechać w półtorej godziny, także spotkamy tu także duże ilości turystów jednodniowych. Nie oznacza to jednak, że nikt nie zostaje tutaj na noc, czego świadkami jesteśmy tuż po zapadnięciu zmroku, gdzie niełatwo o stolik w tutejszych restauracjach. Nam udaje się jednak trafić do miejsca niezwykłego na mapie starego miasta a mianowicie lokalu A Choupana. Położony w jednej z bocznych uliczek odchodzącej od głównego placu, ukryty w niewielkim podpiwniczeniu kusi swoją niezwykle nastrojową atmosferą. Stoliki okryte białymi obrusami, na ścianach do połowy wysokości słynne portugalskie płytki w kolorze biało-niebieskim, a powyżej obrazki z różnych okresów działania restauracji. Ciężkie drewniane meble doskonale zostały doskonale spasowane z ciemnymi drewnianymi drzwiami do pozostałych pomieszczeń w lokalu. Jak się dowiem rok później, rodzina właścicieli pochodzi z miejscowości Beja położonej w Baixo-Alentejo i stawia na wypracowane przez lata własne przepisy. Zdajemy się zatem na wskazówki właściciela i zamawiamy słynne feijoada de mariscos, czyli gulasz z czarnej fasoli robiony na wywarze z owoców morza.

Feijoada

Skoro już zamówiliśmy ów słynną potrawę, warto przyjrzeć się jej historii. Pewien historyk Luis da Câmara Cascudo, że co prawda dziś uważana ze brazylijską potrawę feijoada pochodzi z południowych krajów europejskich. Najwcześniejsze wzmianki o tej potrawie pochodzą z XIX wieku z menu restauracji miejskich. Uboższa część społeczeństwa spożywała ją tylko z ryżem i fasolą. Nazwa pochodzi od portugalskiego słowa feijão, czyli fasola. Oczywiście kolacja nie mogłaby się odbyć bez czerwonego wina pochodzącego z regionu Alentejo, którego wybór jest w A Choupana niezwykle szeroki. Wieczór dobiega końca, a my wracamy do naszego hotelu, by wypocząć przed dalszą podróżą.