Gdy rok wcześniej powracałem do domu po zwiedzenia Doliny Douro i fragmentów leżącej na północy Portugalii prowincji Minho, pomyślałem sobie, że muszę jeszcze wrócić do kraju Magellana i Da Gamy w celu poznania Alentejo, sielskiego regionu zajmującego jedną trzecią kraju, porośniętego korkowym lasem, słynącego z docenianych na całym świecie win. Jak pomyślałem tak zrobiłem i rok później z końcem września wysiedliśmy na lotnisku w Lizbonie, tym razem nie mając w planach zwiedzać stolicy Portugalii.

Początkowy plan wycieczki po Alentejo spełznął na niczym, gdyż jak się okazało można tu wyróżnić Alto i Baixo Alentejo, czyli część górną i dolną. Skupiając się nawet na jednej z dwóch wymienionych, zaraz obok znajdziemy nie mniej ciekawe miejsca jak chociażby całą serię klasztorów w linii północnej od regionu Górnego Alentejo. Ponadto same okolice Lizbony obfitują w tereny ciekawe z punktu widzenia turystyki. Nie pozostało nam nic innego jak mocno zrewidować swoje plany, skupić się na górnej części najbardziej sielskiej prowincji Portugalii, a resztą obejść się smakiem, a jednocześnie zostawić sobie na później, pozostawiając uchyloną furtkę do kolejnego powrotu do tego niesamowitego kraju na samym krańcu Starego Kontynentu.

Odbieramy samochód i ruszamy na zachód w stronę wybrzeża, by zatrzymać się na dwie kolejne noce w ukrytej w Parku Przyrodniczym Sintra-Cascais Sintrze.

Tuż po odebraniu kluczy do mieszkania od Nelsona, aż nadto uprzejmego Portugalczyka, udajemy się do jednej z lokalnych tascas. Jest już dość późno, bo za moment na zegarku wybije dwudziesta druga, jednakże jak to w Portugalii, ażeby wejść do środka, będziemy musieli poczekać kilka minut, gdyż wszystkie stoliki są zajęte. Kilka chwil później wchodzimy do lokalu i przechodzimy w prawo do kameralnego pomieszczenia tuż obok głównej części restauracji. Wewnątrz jest gwarno ale na tym polega cały urok tutejszych knajpek. Przy stołach siedzą całe rodziny z dziećmi, pary młodych ludzi, grona starszych przyjaciół spotykających się, by obejrzeć jakiś mecz, albo po prostu pogawędzić. Oczywiście na stole w pierwszej kolejności lądują oliwki, chleb, masło i sery, za moment pojawi się tu karafka czerwonego wina, a na powitalną kolację trudno byłoby wybrać coś innego niż bacalhau, w dwóch różnych formach. Ściany lokalu zdobią sielskie obrazy złożone z azulejos. W zasadzie każda nasza wizyta w Portugalii rozpoczyna się w jakiejś z lokalnych restauracji, gdyż cała atmosfera tu panująca jest swoistym entrée do dalszych przygód w tym niezwykłym kraju położonym na krańcach Europy.

Gdy kolejnego dnia budzimy się za oknami jest pochmurno, ale będąc w Portugalii, a szczególnie w jej zachodniej części – Sintra położona jest kilkanaście kilometrów od Oceanu – nie należy się ów faktem w ogóle przejmować. Kilka chwil później niebo mieni się już błękitem, którego próżno szukać w Polsce.

Sama Sintra obfituje co prawda w zabytki, jednakże samo jej położenie potrafi przyprawić o zawrót głowy. Rzadko gdzie spotkałem się z tak ogromną ilością zieleni otaczającą miasto. Jak powszechnie wiadomo w Polsce w ostatnich latach panuje moda na betonowanie rzekomo będące oznaką „wielkomiejskości”. Cóż, najwidoczniej każdy definiuje inaczej ów pojęcie. W Portugalii jest zupełnie inaczej, a mianowicie tu zieleń się szanuje i docenia jej obecność, gdyż w wielu miejscach, a szczególnie w największym regionie Portugalii – Alentejo nie ma jej niestety za dużo. Nie jest to jednak spowodowane działaniami człowieka, a piekącego przez większą część roku słońca, które w dużej mierze wypala tereny portugalskiej mesety, pozostawiając wyschnięte kikuty roślinności.

Wszeobecna zieleń
Niebywała roślinność

Sinrta leży na obrzeżach zajmującego blisko siedemdziesiąt tysięcy hektarów Parku Przyrodniczego Sintra-Cascais objętego ochroną prawną. W 1995 roku duża część obszarów parku wraz z zespołami architektonicznymi została wpisana na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Z uwagi na bliskość położenia w stosunku do stolicy, przyjeżdżając do Sintry należy liczyć się z ogromnymi ilościami turystów, szczególnie w szczycie sezonu turystycznego, gdyż miejsce to w ostatnich latach zyskało mocno na popularności.

Oczy wszystkich turystów zwrócone są na światowej klasy zabytki. Nasze zwiedzanie rozpoczynamy od Pałacu Narodowego będącego dawną letnią rezydencją królów. To najlepiej zachowany średniowieczny obiekt w całym kraju. Obecnie na jego terenie mieści się muzeum historyczne. Maurowie pierwsze budowle wznosili już w VIII wieku. Trzy stulecia później można tu było podziwiać rezydencję arabskiego kalifa. Portugalczycy zdobyli natomiast Sintrę w 1147 roku podczas rekonkwisty króla Alfonsa I. W 1281 roku król Dionizy I zarządził odbudowę zniszczonego pałacu. 104 lata później centralną część pałacu całkowicie przebudowano. Cechy manuelińskie pojawiły się tu za panowania Manuela I Szczęśliwego przypadającego na lata 1495 do 1521. Dogodne usytuowanie na wzgórzach sprawiało, że pałac stał się letnią rezydencją dworu królewskiego. W 1910 roku pałac trafił na listę zabytków narodowych.

Pałac Narodowy

Zanim udamy się dalej, pokręcimy się chwilę po niezwykle urokliwych uliczkach Sintry. Chodząc nieustannie w górę i w dół, trzeba być bardzo uważnym, gdyż powierzchnia wyłożona mieniącą się od deszczu kostką, może być niezwykle śliska. Takie spokojne spacery sprzyjają zaglądaniu do tutejszych sklepików, a nieodłącznym elementem Sintry jest oczywiście ginjinha, czyli portugalski likier, a mówiąc bardziej potocznie, po prostu wiśniówka. Różne jej odmiany można spotkać w innych portugalskich miastach.

Sklepik z ginją

Kolejnym miejscem, do którego się udajemy jest Quinta da Regaleira. Jest to niezwykle okazała rezydencja wraz z otaczającym ją parkiem w pobliżu samego centrum miasta. W skład kompleksu wchodzą park, gloriety, groty, studnie, fontanny i wiele innych. Budowla nazywana jest też często Pałacem Milionera Monteiro. Nazwa nawiązuje do pierwszego właściciela pałacu pochodzącego z Brazylii handlarza kawą Antonio Augusto Carvahlo Monteiro. Posiadłość nabył w 1893 roku od baronowej de Regaleira, a przez kolejne 14 lat włoski architekt Luigi Manini budował dla niego pałac w typowym dla Portugalii stylu neomanuelińskim.

Quinta da Regaleira

Stąd wspinamy się na Zamek Maurów górujący nad Sintrą. Szlaki piesze poprowadzone zostały tu przez niezwykle atrakcyjne miejsca. Kamienne schody, mnogość roślin tworzących w niektórych miejscach swoiste tunele, głazy porośnięte mchem, a na samej górze majestatyczny zamek. Jego pochodzenie datowane jest na VIII wiek, czyli pierwszy okres panowania Maurów na Półwyspie Iberyjskim. Pełnił kluczową rolę w czasie rekonkwisty. W czasie mauretańskiej dominacji zamek regularnie zmieniał właścicieli. Dzisiejsze zalesienie okolic budowli zawdzięczamy Ferdynandowi II Koburgowi. Całość ruin obudowana została podwójnym murem obronnym. Jako budulec posłużył kamień. Wzniesiono tu również pięć ufortyfikowanych wież. Na terenie zamku znajdziemy kamienną cysternę, ślady kaplicy, fresków, jak i grobowce.

W drodze na zamek
Zamek z oddali

Oczywiście najbardziej znanym, a tym samym najbardziej obleganym zabytkiem Sintry – na zakup biletów będziemy musieli odstać swoje w kolejce – jest Pałac Pena. Budowla pochodzi z okresu romantyzmu. Pałac ma status pomnika narodowego, został też uznany jednym z siedmiu cudów Portugalii. Okazjonalnie jest wykorzystywany przez prezydenta Republiki Portugalskiej oraz innych wysokich urzędników państwowych.

Pałac Pena

Żeby dotrzeć do kolejnego zabytku czyli Klasztoru Kapucynów musimy podążyć kilkanaście kilometrów na południowy-zachód. Budowla składa się z kilku mniejszych kwartałów i przestrzeni publicznych i położona jest w parafii São Martinho. Powstanie klasztoru powiązane jest z portugalskim wicekrólem Indii João de Castro i jego rodziną. Historia głosi, że król doznał objawienia, by w wyznaczonym miejscu wznieść świątynię chrześcijańską, co też uczynił. W 1560 roku rozpoczęła się organizacja klasztoru, w którym mnisi zmuszeni byli mieszkać w małych kamiennych celach wykładanych korkiem.

Ostatnim z kluczowych zabytków Parku Przyrodniczego Sintra-Cascais jest Pałac Monserrate położony w tej samej miejscowości co Klasztor Kapucynów – São Martinho. Legenda mówi, że w czasach rekonkwisty król Alfons I Zdobywca ufundował tu kaplicę poświęconą Matce Boskiej. Natomiast nazwa pałacu pochodzi od kolejnej kaplicy poświęconej Madonnie z Monserrat. Zbudował ją zakonnik Gaspar Preto w 1540 roku po wizycie w sanktuarium Monserrat w Hiszpanii. Wówczas tereny należały do Królewskiego Szpitala Wszystkich Świętych położonego w Lizbonie. Kaplica funkcjonowała do XVIII wieku. W 1718 roku majątek przejął Caetano Melo e Castro, mistrz Zakonu Rycerzy Chrystusa i wicekról Indii Portugalskich. W 1789 roku tereny wydzierżawiono irlandzkiemu biznesmenowi Geraldowi de Visme. Na miejsce zrujnowanej przez trzęsienie ziemi kaplicy, wzniesiono neogotycki pałac. W 1794 roku odnową pałacu zajął się pisarz William Beckford. W 1809 roku miejsce odwiedził Lord Byron, a w 1856 roku opuszczoną posiadłość wynajął Francis Cook, by w następstwie kupić ją na własność. To właśnie on ufundował obecny pałac w stylu neomauretańskim z elementami neogotyku. W 1949 roku tereny przejęło Państwo Portugalskie.

Jeżdżąc po Parku Przyrodniczym Sintra-Cascais nie sposób nie odwiedzić Cabo de Roca, czyli najbardziej wysuniętego punktu lądu stałego Europy. Na przylądku znajduje się również latarnia morska, a jego brzeg w najwyższym miejscu wznosi się 144 metry nad poziom Oceanu Atlantyckiego. Przyjeżdżając na Cabo de Roca, musimy sobie jednak zdawać sprawę z niedogodności w postaci tłumów turystów.

Tłumy na Cabo de Roca
Cabo de Roca

Sama jazda po terenie parku jest nie lada gratką. Wąskie drogi często na szerokość jednego auta wiją się to w górę to w dół, przysparzając niemałego dreszczyku emocji nawet najbardziej wytrawnym kierowcom. Jest to też doskonałe miejsce dla zapaleńców rowerowych, ale w przypadku eskapad na dwóch kółkach należy wziąć pod uwagę silnie wiejące wiatry. Z pewnością nie będzie to rekreacyjna wycieczka rowerowa po płaskim terenie.

Dzień chyli się ku końcowi, a my postanawiamy wracać do centrum Sintry. Wieczór spędzamy oczywiście w tym samym miejscu co poprzedniego dnia, zamawiając po raz kolejny ogromne porcje ryb, a wszystko to okraszając smakiem czerwonego portugalskiego wina. Na szczęście jutro nigdzie jeszcze nie wracamy. Tak naprawdę portugalska przygoda dopiero się zaczyna, a tuż za rogiem czeka na nas najbardziej znany i jeden z najciekawszych regionów Portugalii.