Bieszczadzki Worek

Jadąc w Bieszczady, od początku założyliśmy, że obierzemy sobie dwie miejscowości na bazy wypadowe w góry. Pierwszy, wspomniany wyżej Smerek, pozwolił nam zapoznać się z terenem połonin oraz Doliną Sanu. Na drugą miejscowość bazową wybraliśmy Muczne, doskonały punkt startowy na Tarnicę, najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, jak i – przynajmniej w teorii – najdzikszy region polskich Bieszczadów, tak zwany Bieszczadzki worek będący najdalej wysuniętym na południowy wschód Polski masywem górskim.

Jeszcze w okresie międzywojennym prowadzono na tych połoninach bardzo intensywny wypas bydła, głównie wołów. Najwyższa część gniazda Tarnicy była własnością gromadzką wsi Wołosate. Bydło pasło się w trzech stadach po 150 sztuk. Każde ze stad miało swoje miejsca odpoczynku i poidła.

Miejscowe legendy mówią o jaskiniach na stoku Halicza, gdzie miał się ukrywać słynny herszt opryszków Dobosz. Lasy między Haliczem i Krzemieniem kryją skałę zwaną Cerkwisze. Według podania „wielka woda” zabrała w to miejsce cerkiew z Wołosatego, która zmieniła się w kamień.

Tarnawa Niżna

Była to jedna z większych a zarazem najstarszych wsi bojkowskich dolnego Sanu. Jest powstanie datowane jest na XV wiek. Pod koniec XIX wieku zamieszkiwali ją głównie Rusini. Na jej terenie znajdowała się cerkiew, dwór, kaplica rzymskokatolicka. Według spisu z 1921 roku Tarnawę zamieszkiwało 913 osób (594 Rusinów, 194 Polaków i 122 Żydów) i składała się ze 109 domów.

W wyniku działań wojennych teren wsi podzielono między Polskę a ZSRR, a jej ludność wysiedlono. W 1975 roku tereny włączono do Ośrodka Hodowli Zwierzyny Łownej w Mucznem .

Po likwidacji ośrodka, w 1981 roku Igloopol stworzył tam gospodarstwo rolne. W 1999 roku tereny wsi zostały włączone do Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

To jedno z miejsc, które szczególnie przypadło nam do gustu. Odznaczające się specyficznym klimatem było jednym z punktów na drodze ekipy serialowej Watahy, słynnej polskiej produkcji HBO. Tym samym przez trzy kolejne dni będziemy jeszcze wracać do tutejszego baru, w którym również kręcono część scen.

Zostawiamy samochód na parkingu i ruszamy na pieszą wycieczkę przez nieistniejące już bojkowskie wsie.

Dzwiniacz Górny

Dźwiniacz Górny to bojkowska wieś założona w XVI wieku. Piotra Kmitę, jej zabudowania znajdowały się po obu stronach Sanu, a jej grunty sięgały do połoniny Bukowego Berda. Pod koniec XIX wieku wieś zamieszkiwało 855 mieszkańców, głownie Rusinów. Była to najbardziej bojkowska wieś pod względem kultury i obyczajów. We wczesnych latach XX wieku zainteresowali się nią etnografowie, głównie ksiądz grekokatolicki Jurij Kmit, który badał Bojkowszczyznę (był autorem słownika gwary Bojkowskiej). W roku 1938 osada składała się z 220 domów i 1549 mieszkańców (1365 Rusinów, 24 Polaków i 160 Żydów). W 1939 roku wieś podzielono pomiędzy Niemcami a ZSRR. Rosjanie część ludność wysiedlili a zabudowania zniszczyli. W 1946 roku pozostałe 160 rodzin wysiedlono na Ukrainę, a wieś spalono. Tereny Dźwiniacza Górnego wcielono do Bieszczadzkiego Parku Narodowego w 1999 roku. Po polskiej stronie możemy wciąż znaleźć ślady wsi. Są to między innymi żeliwne krzyże osadzone na kamiennych cokołach, oraz dwa cmentarze. Na jednym z nich znajduje się grób Józefa Sikorskiego, mieszkańca Tarnawy Górnej, który brał udział w Powstaniu Styczniowym. Dziś atrakcją są rezerwaty torfowiskowe „Dźwiniacz” i „Łokieć”.

W drodze do Dzwiniacza Górnego
Cmentarz w Dzwiniaczu Górnym

Ruszamy dalej pieszo przed siebie wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej. Po raz pierwszy w Bieszczadach krajobrazy wydają mi się być bardzo urokliwe. Dochodzimy do kolejnej nieistniejącej wsi.

Łokieć

Pierwsza wzmianka o tej osadzie pochodzi z roku 1580, choć zapewne powstała wcześniej. Należała do dóbr Kmitów. Natomiast w połowie XIX wieku jej właścicielem był Jan Dunikowski. Niegdyś Łokieć, jak również wiele bieszczadzkich miejscowości zamieszkiwała w głównej mierze ludność obrządku greckokatolickiego. W Łokciu mieszkali też Żydzi i Polacy, ale byli w zdecydowanej mniejszości. Dziś nie ma po niej prawie śladu, ponieważ ta wieś, jak wiele innych w Bieszczadach została całkowicie wysiedlona w ramach akcji ”Wisła”, przeprowadzonej w 1947 roku. Z kolei w ramach postanowień umowy o zamianie odcinków terytoriów państwowych, podpisanej pomiędzy Polską a ZSRR, tereny wsi Łokieć znalazły się w USRR. W 1945 roku mieszkańcy zakopali we wsi cerkiewny dzwon, którego do dzisiaj nie udało się odnaleźć. Zabudowania oraz cerkiew zastały całkowicie zniszczone, a tereny wioski włączone w obszar Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Kiedyś był tu Łokieć, dziś nieistniejąca już wieś.

Od tego mniej więcej momentu zaczyna się długi, monotonny powrót leśnym duktem do Tarnawy.

Kolejnego dnia wybieramy się na rzekomo najdzikszy szlak Bieszczadów prowadzący do źródeł Sanu. Początek szlaku położony jest w Bukowcu, do którego musimy dostać się mocno zniszczoną drogą. Jadąc autem osobowym, należy przemieszczać się bardzo powoli, żeby nie uszkodzić zawieszenia. Zerwane miski olejowe są na tym odcinku standardem. Pierwsza część szlaku jest dość monotonna, gdyż kilka kilometrów idziemy leśnym duktem i nie czeka nas tu nic interesującego. W pewnym momencie skręcamy w lewo i wchodzimy do lasu, gdzie zaczyna się przygoda. Większa część terenu to pola i łąki nieistniejących wsi leżących dawniej nad Sanem.

Grób hrabiny w drodze do źródeł Sanu

Dawniej były to najdziksze i najbardziej niedostępne tereny Bieszczadów. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Co prawda w stronę do źródeł Sanu, jesteśmy jedynymi turystami na szlaku, wracając jednak, mijamy już dość sporo grupek udających się w najdalej na południe wysuniętą część kraju. Jest to jednak poza Doliną Sanu, jedyny fragment Bieszczadów, gdzie tak naprawdę można poczuć atmosferę dawnych lat, z których w zasadzie nic już nie pozostało. To pozostawia nam też duże pole do zadumy, refleksji nad duchem tamtych lat.

W drodze do źródeł Sanu

Same źródła Sanu są tu jednak oznaczone dość umownie, gdyż w rzeczywistości znajdują się po stronie ukraińskiej, na którą nie wolno nam przechodzić. Nie mając tej świadomości, bądź zapędzając się, można niepostrzeżenie przejść na stronę ukraińską, gdyż szlak jakby dalej prowadził na drugą stronę granicy. Co ciekawe wracając od strony źródeł Sanu, zagadują nas mijani pogranicznicy. Później dowiedzieliśmy się, że to typowy sposób na sprawdzenie, czy nie idziemy ze strony ukraińskiej. No tak, przecież na granicy nikt nie stoi, nie ma tam żadnego płotu. Z pewnością granica jest jednak kontrolowana elektronicznie, zatem próby przejścia na drugą stronę mogą zakończyć się po prostu więzieniem. Przyjrzyjmy się jeszcze mijanym po drodze wioską

Słupki graniczne przy Źródłach Sanu

Sianki

Wieś założona w XVI wieku, jej pierwotna nazwa to Sańskie. Pod koniec XIX wieku składała się z 50 domów, zamieszkałych przez 355 osób (341 Rusinów, 35 Polaków i 11 Żydów).

Do rozwoju wsi przyczyniła się budowa linii kolejowej na trasie Lwów – Użhorod. W latach trzydziestych wieś liczyła 1500 mieszkańców. Posiadała mocno rozwiniętą infrastrukturę turystyczną, działały w niej schroniska turystyczne, domy letniskowe, restauracje, a także skocznia narciarska oraz tor saneczkowy. We wsi znajdowały się 2 cerkwie, kościół, synagoga, stacja kolejowa, szkoła oraz posterunki straży granicznej i policji. Tuż przed II wojna światową wieś składała się z 200 domów.

Sianki po stronie ukraińskiej

W wyniku działań wojennych, wieś podzieliły strefy okupacyjne, większość terenów znalazła się pod okupacją ZSRR. Część mieszkańców wyjechał, resztę wysiedlili Sowieci. W roku 1946 osoby z zachodniej (polskiej) części wsi, zostali zesłani na Ukrainę, a zabudowania spalono. Do dnia dzisiejszego pozostały jedynie resztki fundamentów dworu, podmurówka cerkwi oraz pojedyncze nagrobki. W ukraińskiej części wsi mieszka dziś około 50 rodzin.

Beniowa

Charakterystyczna nazwa wsi wywodzi się od imienia Benedykt. W przekazach historycznych pojawiła się po raz pierwszy w 1580 roku. Od początku była stosunkowo dużą osadą, liczącą kilkuset mieszkańców, w roku 1880 zamieszkało ją ponad 350 osadników, w tym ponad 300 Rusinów, około 50 Żydów i zaledwie 7-10 Polaków. Był tu dwór, folwark, cerkiew, a także dwa tartaki wodne i młyn. Funkcjonowała także niewielka huta szkła. W końcu XIX wieku firma Rubisnstein i Frommer zlokalizowała tutaj tartak parowy. W pierwszych dekadach XX wieku Beniowa liczyła już 600 mieszkańców, z prawie 100 domostwami, wśród których było kilka polskich i żydowskich. Tuż przed wybuchem II wojny światowej funkcjonowało tutaj już ponad 130 domów wraz posterunkiem Korpusu Ochrony Pogranicza, cerkwią, szkołą i czytelnią Proświty. Powstała również stacja turystyczna Towarzystwa Narciarskiego z Krakowa. Po II wojnie światowej wszystkich mieszkańców wywieziono na Ukrainę w liczbie 125 rodzin. Wieś została w dużej mierze spalona wraz z cerkwią. W latach 80. XX wieku wieś zaorano wraz z cmentarzem stając się częścią Kombinatu Iglopolu. W 1999 roku polska część Beniowej została włączona do Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Cmentarz w Bieniowej

Bukowiec

Wieś powstała w drugiej połowie XVI wieku na tzw. prawie wołoskim. Od początku liczyła kilkuset mieszkańców, by w roku 1880 osiągnąć liczbę 250 ludzi, głównie narodowości rusińskiej oraz 45 osób pochodzenia żydowskiego i zaledwie 5 Polaków. Był tutaj dwór, młyn wodny i tartak oraz karczma. Bukowiec był wówczas znany z produkcji beczek firmy Rubinstein i Frommer. Na początku XX wieku, w roku 1910 wybudowano tutaj kolejkę wąskotorową, służącą do transportu drewna.

Po II wojnie światowej wszystkich mieszkańców wsi po stronie polskiej wysiedlono na Ukrainę, a zabudowania wraz cerkwią spalono. Od 1999 roku tereny Bukowca włączone zostały do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Po żywotnej niegdyś osadzie pozostało dziś niewiele śladów. Zaledwie resztki fundamentów cerkwi i dzwonnicy oraz kilka kamiennych nagrobków z żeliwnymi krzyżami jako pozostałość dawnego cmentarza. Znajduje się tu również mogiła poległych żołnierzy z okresu I wojny światowej oraz dwa przydrożne krzyże.

Na sam koniec, na ostatni szlak nie mogliśmy sobie zostawić niczego innego, jak oczywiście królową Bieszczadów.

Tarnica

Nazwa Tarnicy jest pochodzenia rumuńskiego i oznacza siodło. Pierwotnie odnosiła się do przełęczy pod Tarnicą, która oglądana z Wołosatego istotnie przypomina sylwetką siodło. Na wierzchołek najwyższego szczytu polskich Bieszczadów wznoszącego się na 1346 metrów prowadzą różne drogi. My obieramy tą z Mucznego. Na szczycie stoi wielki stalowy krzyż, upamiętniający wizytę, którą złożył tu w 1954 roku ksiądz Karol Wojtyła. Spod krzyża roztacza się panorama na wszystkie pasma połoninne polskich Bieszczadów. To pierwszy szlak, na którym odczuwamy uciążliwość tłumów turystów. Trudno się jednak dziwić, skoro Tarnica wchodzi także w skład korony polskich gór.

W drodze na Tarnicę
Krzyż na szczycie Tarnicy

Wyjeżdżając z Mucznego zatrzymujemy się jeszcze w jednym z ciekawych miejsc.

Stuposiany

Stuposiany były jedną z największych, zarówno pod względem powierzchni jak i liczby ludności wsi w Bieszczadach. W historycznych źródłach miejscowość pojawiła się po raz pierwszy w 1489 roku. Stanowiła wówczas najdalej wysuniętą na południowy wchód osadę olbrzymiego klucza należącego do roku Kmitów.

Na początku XIX wieku istniała na granicy Bereżek z Caryńskim huta szkła, później powstała tu kopalnia ropy naftowej. Po wybudowaniu kolejki wąskotorowej z Sokolik do Stuposian, a potem do Ustrzyk Górnych, miejscowość stała się lokalnym centrum gospodarczym. Pod koniec lat 30-tych w Pszczelinach powstał tartak parowy, zaś wieś stała się siedzibą gminy zbiorowej.

W 1944 roku w rejonie Stuposian operowały różne formacje partyzantki sowieckiej i UPA.

W czasie przechodzenia frontu zniszczono część zabudowy. Ostatecznie w 1946 roku wysiedlono prawie wszystkich mieszkańców do ZSRR zaś zabudowa wsi została spalona.

Ze śladów przeszłości stosunkowo dobrze zachowała się trasa dawnej kolejki wąskotorowej. Zachował się również stuposiański cmentarz z kilkoma nagrobkami, pośród nic Marcelego Wislockiego, ostatniego przedstawiciela rodu władającego wsią prawie przez trzy stulecia.

Cmentarz w Stuposianach

W południowej części cmentarza widoczne są fundamenty cerkwi p.w. Opieki Matki Bożej zbudowanej w 1787 roku.

Wypał węgla drzewnego

Kawałek wcześniej po drugiej stronie drogi wprawne oko dostrzeże stojący retort – stalowy piec, który na stałe wpisał się w bieszczadzką historię.

Zwiedzając Bieszczady często można zauważyć tańczące ponad szczytami drzew kłęby dymu. Ten dym unosi się z retort, w których w Bieszczadach nadal wypala się węgiel drzewny. Spotkać tam można mężczyzn z brudnymi twarzami, wyglądem przypominających górników. To węglarze lub wypalacze. Mieliśmy okazję spotkać takowych w Chmielu.

Retort

Węglarze osadzani byli w głębi puszcz, gdzie mieli prawo wycinać las i zwęglać pozyskane drewno. Mieszkali w skleconych z byle czego budach, dlatego często nazywano ich budnikami, a ich osady – Budami. Na terenie Podkarpacia istnieją m. in. Budy Wolskie, Łańcuckie, Stalowska. Wypał stał się podstawową metodą otrzymywania węgla drzewnego już na początku XX wieku, z tym, że wtedy wypalano go w stosach, obsypanych szczelnie ziemią lub obłożonych darnią. Takie stosu nazywane były mielerzami. Wraz z popularnością grillowania, węgiel drzewny stał się mocno pożądanym towarem i zaczęto go produkować w stalowych retortach.

Zarówno statystyki ekonomiczne jak i trzeźwa ocena sytuacji nie napawają optymistycznie – wypał węgla drzewnego zanika. Warto jednak zauważyć, że wypał wpisał się już w krajobraz i folklor Bieszczadów, stanowiąc swoistą atrakcję turystyczną.