Wyjazd z Jelondy oznacza walkę z kolejną przełęczą Koi-Tezek osiągającą wysokość czterech tysięcy dwustu siedemdziesięciu dwóch metrów, a jak to na tadżyckich przełęczach bywa, możemy całkowicie zapomnieć o wyasfaltowaniu drogi. Tarka, piach, kamienie, czyli wpychanie roweru kilka kilometrów pod górę. Tym razem nie napotykam problemów z oddychaniem, gdyż mam pełną aklimatyzację na wysokościach powyżej czterech tysięcy metrów, a takowej aklimatyzacji nie traci się z dnia na dzień. Nie trudno się domyślić, iż na tych wysokościach dookoła otacza mnie totalne pustkowie, księżycowy krajobraz. Gdzieś niedaleko drogi dostrzegam wypasające się stado bydła. Kawałek dalej stojąca rzeźba owcy Marco Polo. Niestety nie miałem jej okazji nigdzie dostrzec.

Bydło wypasające się na Trakcie Pamirskim
Symbol Pamiru – owca Marco Polo

Kilkadziesiąt kilometrów dalej dojeżdżam do rozstaju dróg, który już doskonale znam. Jedna z dróg prowadzi w Dolinę Wachanu, a druga do Alichur. To właśnie tu symbolicznie kończę moje pamirskie koło, gdyż dalsza część trasy to już powtórka, którą doskonale znam. Chwilę później dojeżdżam do Alichur, zatrzymuję się na chwilę u Shokrony. Ucinam sobie krótką pogawędkę, uzupełniam zapasy wody w pobliskim sklepie i ruszam dalej.

Na rozstaju dróg – symboliczne zatoczenie koła na Trakcie Pamirskim

Po raz pierwszy w pełni doceniam silnie wiejący w plecy wiatr, co skutkuje poruszaniem się z prędkością nie spadającą poniżej trzydziestu kilometrów na godzinę. Późnym popołudniem, będąc około trzydziestu kilometrów od Murgabu, zdaję sobie sprawę, że dojechanie do celu nie będzie już wykonalne. Zabraknie mi może z godziny czasu, by dotrzeć do miasta zanim zapadnie zmrok. Postanawiam zatrzymać zbliżającą się ciężarówkę. Zatrzymanie samochodu okazało się niezwykle prostym zadaniem. Naczepa jest pusta, a zatem ładuję mój rower i cały dobytek na tył i wskakuję do kabiny.

– Jak u Was z pracą w Polsce? Jaka średnia zarobków? Wielu Tadżyków wyjeżdża do Niemiec do pracy. – rozpoczyna rozmowę Burgalij.

– W Niemczech można dobrze zarobić. W Polsce natomiast mamy coraz większy napływ ludzi z Ukrainy. W tym momencie to już blisko dwa miliony.

– Rosyjski znasz ze szkoły?

– Z czasów sowieckich jeszcze, kiedy rosyjski był urzędowym. W szkole też uczyli. Angielskiego nie było wcześniej. Szkołę skończyłem w 1995 roku. Dopiero w dwóch ostatnich klasach zaczynali uczyć angielskiego.

– Dużo u Was tych języków.

– Tak. To prawda. Nasz język trochę podobny do perskiego, ale oni piszą alfabetem arabskim. Jechałeś przez Wachan? Widziałeś Afganistan? – dopytuje.

– Tak.

– W wielu kyszłakach mieszkają Pamirczycy. Wcześniej nie było żadnej granicy. To ten sam naród. W Alichur i Murgabie natomiast wielu Kirgizów, ale oni dużo wędrują. Mieszkają w jednym miejscu, potem jadą w inne. Mamy też wielu Uzbeków przy granicy na północy.

– Prezydent dobry człowiek?

– Tak. – krótko kwituje kierowca. – Turyści przyjeżdżają tylko latem. Zimą temperatury spadają do minus czterdziestu stopni. I jeszcze ten wiatr. Ponadto w zimie jest niebezpiecznie ze względu na wilki. Schodzą, szczególnie w Ruszanie do wiosek i atakują ludzi. W tym roku kilku zginęło. Latem siedzą pochowane w górach.

– A niedźwiedzie?

– Raz o poranku widziałem, ale z bardzo daleka. Piękny niedźwiedź. Biegał biegał i sobie poszedł. Ale nie ma ich dużo. Są jeszcze leopardy śnieżne, ale nigdy ich nie widziałem, bo żyją bardzo wysoko w górach i nie schodzą w niższe partie.

– Jeździsz z Duszanbe do Chin?

– Tak. Chińczycy tak naprawdę zbudowali całe Duszanbe. Budynki, drogi, wszystko. Od swojej granicy już na terenie Tadżykistanu też oni budowali. Tak samo w Kirgistanie. Sowieci natomiast budowali Trakt Pamirski. Materiały zwozili Kamazami. Stare samochody.

– Znam. W Polsce też były. Jeździłeś nimi?

– Tak. Wcześniej mój ojciec również pracował na Kamazach.

– W Polsce mieliśmy markę Star.

– I Tatrę. To też wasze polskie?

– Nie wiem, ale jeździły po Polsce też.

– Tu też.

– A co to za auto?

– Chiński Shacman. Chińczycy zaczynają produkować auta na styl europejski. Masa elektroniki.

– Macie też marki europejskie? Mercedes? DAF?

– Tak. W naszej firmie mam dwa Volvo i cztery DAFy. Łącznie piętnaście ciężarówek. Wcześniej było więcej, ale szef postanowił sprzedać. W Mercedesach wszystko skomputeryzowane i jeśli się coś zepsuje to jest problem. A chińskie auta dużo prostsze. Nie ma tu żadnej skomplikowanej elektroniki, a w tych markach europejskich, gdy dzwonię na serwis i mówię, że potrzebuję jakieś części, to oni nie wiedzą czego tak naprawdę chce. Nie mają. Trzeba szukać kogoś kto to sprowadzi z Europy. Chińczyk prosty i dobry. Nadaje się właśnie na takie drogi jak ta, choć pewnie za jakiś czas już będą tylko europejskie.

– Na granicach z Chinami są kontrole dla kierowców ciężarówek?

– Kontrole są zarówno piesze jak i pojazdów, ale odprawa trwa dwie minuty. Odprawiają jednak dużo pojazdów. Czterdzieści, czasami pięćdziesiąt i więcej. Wiele osób jeździ do Chin z Duszanbe na handel. Kupują towar w Chinach i próbują sprzedać w Tadżykistanie.

– Ile trwa taki jeden przejazd ciężarówką?

– Cztery dni z Duszanbe do Kaszgar i cztery dni z powrotem. Czasami całość wydłuża się nawet do piętnastu, dwudziestu dni, jeśli nie możemy znaleźć żadnego ładunku powrotnego.

– A dzieci i żona?

– W Duszanbe. Dwie córki i jeden syn. Córka uczy się w szkole angielskiego i rosyjskiego. Dużo rozumie. Słucha piosenek. Mam też dwóch braci i cztery siostry. Wszyscy w Tadżykistanie. Jeden brat jest stomatologiem, drugi lekarzem. Dobrze mieć takich w rodzinie. Ojciec z matką też jeszcze żyją. Wszyscy w Duszanbe. Ja wcześniej też mieszkałem bliżej centrum. Teraz wynieśliśmy się na obrzeża. Wcześniej w stolicy mieszkało dużo Rosjan, co ciekawe także Niemców. W 1992 roku wszyscy wyjechali. Za chwilę będzie kontrola Przygotuj dokumenty.

Tuż przed Murgabem odbywamy jeszcze rutynową kontrolę, a mężczyzna sprawdzający paszporty prosi mnie o sprzedanie mu mojego roweru, co oczywiście kwituję wybuchem śmiechu. Próbuje przekonać mnie, że wielu turystów zostawia swoje rowery, gdyż pakowanie ich z powrotem do ojczyzny nie ma najmniejszego sensu. Jego próby oczywiście nie skutkują. Jedziemy zatem dalej.

Pomnik Lenina w Murgabie

– W Kargusz również kontrolowali na punkcie wojskowym. A jak sytuacja na granicy z Afganistanem?

– W niektórych miejscach są kontrole. Talibowie są niedaleko od granicy. Można się natknąć. Wcześniej rosyjska armia wszystkiego pilnowała.

– Widziałem wiele chińskiego wojska.

– Tak. Chińczycy też tutaj są. Są posterunki gdzie Chińczycy stacjonują razem z Tadżykami. Dziesięć kilometrów od granicy z Chinami, na terenie Tadżykistanu jest chińska baza wojskowa. Też pilnują granicy, obserwują co się dzieje.

– Z roku na rok macie tu coraz więcej turystów.

– Tak. Niemcy, Anglicy co jadą małymi samochodami co roku do Mongolii. Rosjanie.

– Chodżent, Duszanbe, ładne miasta?

– Tak. Ładne. Kiedy wrócisz do Tadżykistanu?

– Chciałbym z żoną.

– No tak, wszyscy wolą z żonami podróżować.

– Ile macie dni urlopu w roku?

– Dwadzieścia sześć.

– Masz już rezerwację noclegu na dziś?

– Jadę do hostelu, który już znam.

– Dobre miejsce? Bo jeśli chcesz, możesz spać u nas w hotelu pracowniczym.

– Wszystko było w porządku.

– Telewizor mają?

– Nie oglądam.

– Wiesz, co oznacza moje imię jak je przetłumaczysz na język rosyjski?

– Nie.

– Wilk. Wszystkie dobrego!

Wracam do miejsca, które doskonale już znam z wcześniejszego noclegu na trasie. Tym razem świeci pustkami, a ja kilkuosobowy pokój mam na własność dla siebie. Jedynymi gośćmi jest kilku Hiszpanów. Jeden z nich jest w bardzo kiepskim stanie. Dwóch jego kolegów wyprowadza go z hostelu, gdyż sam nie ma siły by iść. Nie może oddychać. Zawożą go do szpitala. Mężczyzna zignorował potrzebę aklimatyzacji i od razu przyjechał do Murgabu znajdującego się na blisko czterech tysiącach metrów. Przy kolacji do pozostałych Hiszpanów podchodzi mężczyzna z obsługi hostelu z informacją, że ich kolega musi pozostać jeszcze trzy dni w szpitalu, aż jego stan będzie stabilny. Hiszpanie ani nie chcą myśleć o czekaniu trzy dni na poprawę stanu i mówią, że dziś go odbierają i jadą w dalszą drogę. Kilka dni wcześniej w tym samym hostelu miała miejsce podobna sytuacja, a mianowicie motocyklista z Rosji postanowił przyjechać tu w jeden dzień z kirgiskiego Osz. Motor został w Murgabie, a motocyklistę musiano ewakuować na niższą wysokość, gdyż w przeciwnym razie historia zakończyłaby się śmiercią. Głupota? Ignorancja? A może po prostu jedno i drugie? Ludzie jadąc w te rejony świata, kompletnie zapominają, że w górach nie ma żartów, a zasad aklimatyzacji nikt nie wyssał z palca tylko po to, żeby uprzykrzyć komuś życie. Tych reguł trzeba się kurczowo trzymać, aby przygoda z górami nie okazała się ostatnią naszą przygodą w życiu.