Nadchodzi poranek. Czas pożegnań z dobrymi ludźmi to zawsze trudny i smutny, ale także nieunikniony czas. Przecież nie mogę tu zostać, jednakże mądrość życiowa, którą stąd zabieram pozostanie we mnie na zawsze. Kahramon nie pozwoli, abym wyjechał stąd głodny. Zasiadamy do śniadania, a tuż po otrzymuję jeszcze zebrane z drzew owoce. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Trudno wyrokować. Może tu jeszcze kiedyś zawitam, może Kahramon nadal tu będzie mieszkał.
Kawałek dalej tuż przy skrajni jezdni dostrzegam wiązane ręcznie snopy ze zbożem. Tak, tu nadal plony ścina się sierpami i wiąże w snopy.

Im dalej na północ, tym więcej domów wyłania się po stronie afgańskiej. W pewnym momencie dostrzegam całą grupę ludzi nad brzegiem rzeki. Wyciągam lornetkę i uważnie przypatruję się co dzieje się w Afganistanie. Wnioskuję, że jest to pogrzeb, gdyż z całej wsi schodzi się coraz więcej ludzi, stają nad wygrzebaną w ziemi dziurą, każda z przychodzących osób chwyta kamień i rzuca go do tej dziury, po czym po chwili refleksji w zadumie odchodzi. Jak bardzo chciałbym odwiedzić i tą część świata znajdującą się w zasadzie na wyciągnięcie ręki, przedzieloną tylko płynącą w dole rzeką. Nie teraz, nie dziś. Może innym razem, przy innej okazji.

Kilka kilometrów dalej dwóch mężczyzn macha do mnie ręką w geście powitania. Oboje przy pomocy sierpów zbierają plony, które wydała ziemia. Chwilę później, tym razem po stronie tadżyckiej dostrzegam kolejny cmentarz. Groby otoczone są metalowymi płotkami, jednakże chyba nikt o to miejsce pamięci specjalnie nie dba, gdyż jest ono całkowicie zarośnięte. Wzdłuż całej linii brzegowej płynącej w dole rzeki spotykam co jakiś czas uzbrojonych żołnierzy strzegących granicy.






Koniec końców dojeżdżam do największego ośrodka miejskiego w regionie, a mianowicie Chorogu, położonego na styku rzek Gunt i Pandż. Miasto zamieszkuje trzydzieści trzy tysiące ludzi i jest ono stolicą Górskiego-Badachszanu. Tutaj znajduje się przejście graniczne łączące Afganistan z Tadżykistanem. Do końca dziewiętnastego wieku Chorog był miastem, o które walczyli emir Bukhary, szach Afganistanu oraz Rosja i Wielka Brytania. Rosjanie okazali się zwycięzcą w walce o wpływy w regionie. Stolicą Górskobadachszańskiego Wilajetu Autonomicznego Chorog stał się w 1925 roku kiedy to Sowieci zachęcili pobliską ludność do migracji i osiedlania się na terenie, obiecując zapłatę. Współczesny Chorog jest jednym z najbiedniejszych regionów w całym kraju i w zasadzie finansowany jest dzięki charytatywnej organizacji Aga Khana. W mieście znajduje się uniwersytet, kilkanaście szkół i szpitali oraz muzeum regionalne, jak i centrum ismailitów. Znajduje się tu też jeden z trzech uniwersytetów Aga Khana.
Jak każdy napotkany przeze mnie ośrodek miejski w Tadżykistanie, również i ten nie należy do najpiękniejszych, ale przecież chyba nikt nie przyjeżdża do Tadżykistanu zachwycać się miastami, ale jego fascynującą przyrodą i górskimi krajobrazami.

Zatrzymuję się na herbatę i chleb w jednym z pobliskich barów. To rodzimy biznes. Córka obsługuje, mama gotuje, a ojciec stoi przy kasie. W momencie płatności, okazuje się, że właściciel nie ma wydać z dziesięciu ośmiu somoni reszty. Tym samym nie chce ode mnie żadnych pieniędzy. Po długich namowach godzi się na przyjęcie pięciokrotnie zawyżonej sumy, jednakże dla mnie to żadna strata, a mężczyznę warto było wynagrodzić za jego uczciwość.
Ruch na wyjeździe z Chorogu jest dość duży. Nie należy jednak wyobrażać sobie korków w pojęciu europejskim. Mówiąc duży, mam na myśli mijające mnie co kilka, potem co kilkanaście, a w dalszej części trasy co kilkadziesiąt minut auto. W porównaniu do sytuacji z Wachanu, można zatem mówić o względnie dużym ruchu. Wracam zatem na właściwy Trakt Pamirski, gdyż jak wiadomo Korytarz Wachański nie jest jego częścią. Mijam kyszłak za kyszłakiem, aż przy którymś z kolejnych domów zatrzymuje mnie niski mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat.
– Dokąd jedziesz? – dopytuje.
– Jelondy. – odpowiadam.
– To daleko. Sto kilometrów jeszcze. Pojedziesz jutro. Dziś zostaniesz u mnie i odpoczniesz.
Idziemy do nowo wybudowanego domu zostawić rower i cały mój dobytek, a potem przechodzimy do domu, gdzie mieszkają bracia mojego gospodarza.
– Dlaczego jedziesz sam?
– Żona musiała zostać w domu. Problemy zdrowotne.
– Aaaa, czyli żona jest?
– Tak.
– Dzieci?
– Nie.
– Od kiedy żonaty?
– Od roku.
– Pewnie z Warszawy jesteś?
– Nie. Z Poznania, niedaleko granicy z Niemcami.
– Jaki macie stosunek do Rosjan?
– Nie lubimy ich, szczególnie tych z Moskwy.
– Dlaczego? Nie lubią Tadżyków?
– Nie. Mają dużo Tadżyków, Kirgizów i Uzbeków u siebie. Jeżdżą tam do pracy. My nie jesteśmy Tadżykami. My Pamirczycy. Inna kultura, inny język i nawet inna religia. My ismailici od szyitów, a oni sunnici.
– Czyli tak jak w Iranie szyizm.
– Byłeś w Iranie?
– Tak. Czyli nie mówicie w języku tadżyckim?
– Tadżycki znam ze szkoły, ale między sobą rozmawiamy po pamirsku. Jest tu jeszcze język ruszański, szugnański, bartangi, khufi. Od niedawna w szkołach uczą też angielskiego. Tadżyk zrozumie Irańczyka i Afgańczyka i na odwrót. Tylko alfabet mamy inny. U nich jest arabski, a u nas cyrylica.
– No tak, pozostałość po Związku Radzieckim. Dobre to były czasy?
– Nie. Co prawda praca była, ale Rosjanie to wielcy nacjonaliści, bardzo źli ludzie. Nie tylko dla Tadżyków. Dla wszystkich. Ukraińcy są już dużo lepsi.
– A jak oceniasz waszego Prezydenta?
– Dobry tylko dla swoich krajan, dla Tadżyków. Dla Pamirczyków nie robi nic. W Duszanbe buduje hotele, urzędy, a tu nawet lotniska nie ma. Nawet samolot nie wyląduje. Dbają tylko o swoje dobra. W czasach wojny Tadżycy zabijali Pamirczyków. Wielu z nich tu zostało. Są dziś naszymi sąsiadami, także życie nie jest łatwe.
– Widzę u Was dużo jaków.
– Tak, w górach. Kirgizi hodują, bo u siebie nie mogą. Za ciepło, a jak w wysokich górach lubi żyć, gdzie chłodno.
– W Dolinie Bartang byłeś?
– Niestety nie.
– Szakdara?
– Też nie. Byłem w Alichur, Murgabie.
– Dużo turystów jeździ teraz do Szakdary. Potem pojedziesz do Jelondy. Tam jest dużo gorących źródeł. Również dużo turystów zahacza o to miejsce.
– Po tadżycku Duszanbe oznacza poniedziałek. Dlaczego?
– W dawnych czasach w poniedziałki odbywał się tam targ. I tak już zostało. A w czasach sowieckich miasto nazywało się Stalinabad. Stalina znasz, a bad oznacza miasto, czyli miasto Stalina. Jak Stalingrad w Rosji, bo gorod znowu to miasto po rosyjsku. W Turkmenistanie mają Aszchabad. Dzisiejszy Chodżent wcześniej był Leninabadem.
– Widziałem sporo pomników Lenina.
– Zgadza się. Pozostałość po sowieckich czasach. W Kirgistanie rozebrali, a tu nikt się tym nie interesuje. Byłeś w Chorogu. Miasto robotnicze. Wcześniej to była osada z kilkoma domami. Potem Sowieci zaczęli przesiedlać ludność. Ponadto w trakcie II wojny światowej wielu Rosjan i Ukraińców uciekało do Sowietstanów. Część nie wróciła, zostali tu na zawsze. Zresztą przez nasz kraj przetoczyło się wiele wojen. Tadżykowie zabijali Pamirczyków. Uzbecy wspierali Tadżyków, bo chcieli, żeby tereny pozostały w sferze wpływów tadżyckich. Nie lubimy tu Uzbeków. Są zupełnie inni. Chcieliby wszystko dla siebie Przykładowo Samarkanda była na terytorium tadżyckim, ale Uzbecy przegnały Tadżyków i zagarnęły ziemię. Tadżycy to wiejski ród, a Uzbecy są bardzo waleczni, pochodzą od mongołów. Tym samy zagarniali kolejne terytoria. Chodżent był uzbecki. Zabrali sobie Samarkandę i oddali Chodżent. Całym tym podziałem terenów zajmowali się w Moskwie. Tak jak im pasowało, tak sobie dzielili. Dzisiejsze góry Ałajskie też należały do Górskiego Badachszanu, a dziś? Dziś są u Kirgizów. Każdy nagrabił. Anglicy, Afganistan, Chińczycy, a i Pakistan sobie coś wziął. Wszystko podzielili i został tylko Pamir. A my Pamirczycy? Jesteśmy bardzo gościnni i otwarci. Nie patrzymy na narodowość. Poza tym między Tadżykiem a Pamirczykiem też jest dużo różnic. U nas kobieta i mężczyzna mają równe prawa. Wcześniej, gdy u nas dwadzieścia osiem procent kobiet miało wykształcenie, u Tadżyków nie było takich przypadków. Tam kobiety miały wychodzić za mąż, siedzieć w domu, prać, gotować. Nic na nie nie czekało dobrego. U nas jest inaczej. Kobieta i mężczyzna, oboje muszą chcieć ze sobą być. U Tadżyków dopiero teraz niektórzy młodzi się uczą, że tak to właśnie powinno wyglądać. Wcześniej Tadżyk wybierał sobie kobietę na żonę jak jeszcze była w szkole i jak tylko skończyła się uczyć to organizowali ślub. U nas idziesz do szkoły, zdobywasz wykształcenie, a dopiero jak sobie kogoś wybierzesz, to się żenisz. U nich rodzice decydują, a u nas sama kobieta decyduje kogo chce. Rodzice nie mają nic do tego. Tak jak u was. Sami sobie wybieracie. Mamy dwa obrządki ślubne, religijny i cywilny. Religijnego nie wolno brać w każdy dzień, natomiast cywilny kiedy chcesz. Najpierw bierzemy ślub kościelny, a potem cywilny.
– Mówisz po angielsku?
– Tak.
– Pokażę Ci zatem nagranie z Aga Khanem. Jest po angielsku więc zrozumiesz.
Wchodzimy do domu i zasiadamy przed małym telewizorem, a mój gospodarz prezentuje mi dokumentalny film o Aga Khanie IV. To brytyjski biznesmen urodzony i mieszkający w Szwajcarii będący czterdziestym dziewiątym imamem aga khanów, czyli głównego ugrupowania nizarytów uznających Aga Khanów za imamów. Znany z działaności filantropijnej, zakłada szpitale, uniwersytety. Często zabiera głos w sprawach politycznych. Jest jedną z najbardziej reformatorskich postaci w świecie islamu, jak całe kierowane przez niego wyznanie. Sam tytuł aga khan został nadany czterem ostatnim imamom głównego wyznania chodżów. Został nadany Hasanowi Alemu Szahowi w 1818 roku przez szacha perskiego Fatha Alego Szaha Kadżara wraz ze stanowiskiem gubernatora prowincji Kerman.
Po obejrzeniu filmu udajemy się jeszcze przed sklep mojego gospodarza, gdzie stoi stół bilardowy. Młodzi ludzie z kyszłaku przychodzą co wieczór w ramach rozrywki pograć w bilard. Tym samym po raz pierwszy mam okazję rozegrać polsko-tadżycki pojedynek na bile.

Wieczorem rozmawiam jeszcze z oboma braćmi mojego gospodarza. Jeden z nich wrócił już na stałe do ojczyzny, drugi natomiast nadal pracuje w Rosji. Taki już los wielu mieszkańców Tadżykistanu, którzy by mieć za co żyć, muszą wcielić się w rolę emigrantów zarobkowych w Rosji.
…
Po raz kolejny nadszedł czas pożegnań. Pakuję cały dobytek i ruszam w dalszą drogę. Tym razem przede mną kolejne sto kilometrów do miejscowości Jelondy słynącej z wielu gorących źródeł. Ten odcinek pokonuję bez większych przygód, by na noc zjechać do rodziny prowadzącej jeden ze znajdujących się tu homestayów. Mąż pracuje w Chorogu w branży telekomunikacyjnej, a żona z córką prowadzą homestay, przyjmują gości. Tu również spotykam grupę młodych Brytyjczyków biorących udział w Mongol Rally polegającym na jak najszybszym przejechaniu trasy łączącej Londyn z Ułan Bator, stolicą Mongolii. Nie zostają jednak tu na noc. Jadą dalej. Rozpakowuję swoje rzeczy w jednym z pokojów. Wieczorem dojeżdża jeszcze dwójka rowerzystów z Belgii. Każdego roku, wykorzystując cały swój urlop jednym ciągiem, udają się w podróż rowerową po jakimś z krajów.
Ten dom nie jest już typową pięciofilarową konstrukcją. Wchodzi się bezpośrednio do salonu, po prawej znajduje się kuchnia po lewej i na wprost dwa pokoje.
Wieczorem ucinam sobie krótką pogawędkę z mężem gospodyni.
– Dobrze, że mówisz po rosyjsku. Inaczej nie dogadalibyśmy się. U nas rosyjskiego i tadżyckiego uczą w szkole. W Tadżykistanie mamy wiele języków. Pamirski, iszkaszimski, bartangi, ruszański, sogdyjski, czy też szugnański. Przykładowo w samym iszkaszimie mają dwa języki. Poza wspomnianym już iszkaszimskim jest jeszcze wachański.
– Byłem w Wachanie.
– Rowerem?
– Tak. Jadę z Osz, Sary Tasz, Karakul, Murgab, Korytarz Wachański Chorog i z powrotem.
– Zatem teraz do Alichur, potem Murgab. Będziesz miał dwadzieścia kilometrów asfaltu, wysoką przełęcz i szutrówkę. Z roku na rok widzę coraz więcej turystów w Tadżykistanie. Oczywiście tylko latem. Sezon zaczyna się na początku czerwca i trwa do września. W zimie nikt nie przyjeżdża.
– Boją się wilków. – krótko kwituję.
– Tak. Wilki zimą groźne. Niedźwiedzie również, a turyści jak to turyści śpią w namiotach, ale jeśli śpią po dwóch, trzech to nic się nie stanie, poza strachem ogarniającym kobiety.
– Widziałem dziś Brytyjczyków w starym, małym samochodzie.
– Tak. Samochodami przyjeżdżają tu nawet z Niemiec czy Francji, ale dla auta nie wszystkie drogi są przejezdne, jak chociażby ta do Langaru w Korytarzy Wachańskim.
– Tutaj droga całkiem dobra.
– Tu budowali w czasach sowieckich. W Tadżykistanie jest też wiele dróg przejezdnych tylko przez trzy miesiące w roku. Potem zamykają ze względu na trudne warunki pogodowe, trzeba czekać wiele miesięcy na otwarcie.
– Dużo tu macie Kirgizów?
– W Murgabie i w Alichur, do osiemdziesiąt procent całej społeczności.
– A w Chodżent?
– Tam jest wielu Uzbeków, bo to na granicy.
– Żona mówiła, że pracujesz w Chorogu. I tak codziennie dojeżdżasz?
– Tak, autobusem.
– To daleko.
– Sto dwadzieścia kilometrów.
– Ile czasu zajmuje przejazd?
– Trzy godziny.
– W kyszłakach nie ma pracy?
– Nie. W Chorogu pracuję w branży telekomunikacyjnej. Obsługuję Megafon. Gdy klienci mają jakiś kłopot, dzwonią do mnie, a ja rozwiązuję problem.
– Wielu Tadżyków pracuje bądź pracowało w Rosji. Ty również?
– Tak. Byłem dwa razy. Moja siostra i kilka osób z wioski nadal tam pracują. Pieniądze lepsze niż tu. A u Was w Polsce dużo imigrantów zarobkowych?
– Dwa miliony z Ukrainy.
– A Polacy dokąd jeżdżą pracować?
– Niemcy, Norwegia, Wielka Brytania.
– No tak. Ludzie za pracą jadą wszędzie. My do Rosji, Rosjanie do Dubaju, Polacy do Niemiec, Anglii, Norwegii. Wczoraj mieliśmy dwa samochody pełne turystów. Dwie rodziny, sześciu ludzi z Niemiec. Niemcy mają dużo pieniędzy. Oszczędzają, a potem zwiedzają świat.
– Jak oceniasz prezydenta?
– Normalny, ale wszystkie pieniądze inwestuje w Duszanbe. Jest sunnitą.
– W Pamirze nie widziałem meczetów.
– W Chorogu jest. Jest tez uniwersytet, a po drugiej stronie tuż przy parku stoi meczet.
– W kyszłakach natomiast nie ma?
– Nie, ale modlimy się każdego dnia u kogoś innego w domu razem. Jesteśmy szyitami. Naszym przywódcą duchowym jest Aga Khan. Mieszka w Szwajcarii. Przyjeżdża raz na pięć lat. Był w Chorogu. Wspiera nas finansowo tu w Górnym Badachszanie. Daje pieniądze na szpitale, drogi, uniwersytety. Tak naprawdę najważniejsze, żeby nie było wojen. Nie powinno być tak, że jeden drugiemu zazdrości, że ma to czy tamto. Każdy powinien móc jechać gdzie chce, oglądać świat. Niestety nie wszystko jest takie jakby się chciało.
To prawda. Nie wszystko jest takie jak być powinno, a słowa te mają szczególnie mocny wydźwięk tu w Tadżykistanie. Tadżycka wojna domowa trwała pięć lat, a najbardziej krwawe miesiące od wiosny 1992 roku do przedwiośnia 1993 roku zabrały od pięćdziesięciu do stu tysięcy ludzkich istnień. Ponad milion musiało uciekać z własnych domów. A wszystko wyglądało początkowo tak niewinnie. Jesienią 1991 roku Tadżykistan jako pierwsze państwo poradzieckie zorganizował wolne wybory, które wygrał kandydat komunistów Rahmon Nabijew pochodzący z Chodżentu, z którego zazwyczaj wybierano komunistycznych przywódców. Wcześniej sprawujący funkcję przewodniczącego tadżyckiej partii komunistycznej, został odsunięty od pełnionej funkcji w 1985 roku przez Gorbaczowa, by po sześciu latach objąć władzę. Mimo, że opozycja składająca się z Partii Demokratycznej i Islamskiej Partii Odrodzenia zdobyła ponad trzydzieści procent głosów, Nabijew ani myślał dzielić się z nimi władzą. Pierwsze demonstracje zaczęły się na wiosnę 1992 roku, jednak przywódca dopiero w maju zareagował siłą, kiedy było już za późno. Niezadowolenie narastało, a kraj podzielił się w zasadzie na cztery fronty: obóz popierający Nabijewa w Chodżencie, Duszanbe i okolice reprezentowane przez opozycjonistów z partii islamskiej i demokratycznej, prorządowy obóz w Kulabie oraz front wspierający islamistów w Kurgonteppie. Ponadto do czterech wspomnianych ugrupowań dołączył jeszcze Pamir, wspierając islamistów. 7 września 1992 roku Nabijew został uwięziony przez opozycję i zrezygnował z władzy.
Tej samej jesieni na przewodniczącego Rady Najwyższej wybrano Emomali Rahmona. Nowy przywódca dzięki wsparciu Uzbekistanu, który nie chciał mieć za sąsiadów rządzących islamistów, przejął kontrolę nad Duszanbe i Kurgonteppą. Po odzyskaniu władzy w części kraju Rahmon zaczął się mścić szczególnie w okręgu garmskim jak i w wilajecie górnobadachszańskim, czyli Pamirze, gdyż to właśnie te rejony najbardziej wspierały opozycję. Wiosną 1993 roku milicja zlikwidowała ponad tysiąc Garmijczyków i Pamirczyków, a dwieście tysięcy ludzi uciekło z powrotem w góry. Część również szukała schronienia po afgańskiej stronie, gdzie otrzymali pomoc od talibów. Walki nadal trwały, a buntownicy zaczęli atakować rosyjskie placówki, jak i podkładać bomby w Duszanbe. W strony konfliktu zaangażowały się ONZ, Rosja i środkowoazjatyccy sąsiedzi. Dopiero w 1996 roku, kiedy to w Kabulu władzę przejęli talibowie, Rosjanie, dla których Tadżykistan wobec Afganistanu jest swoistym buforem, zmusili Rahmona do podpisania traktatu pokojowego z islamistami pamirskimi. Traktat z przywódcą ruchu islamistycznego Saidem Abdullahem Nurim podpisano 1 lipca 1997 roku. Rahmon zgodził się na co najmniej trzydzieści procent miejsc dla opozycji w parlamencie i kilka stanowisk ministerialnych. Dziś jednak żaden z ministrów nie jest już opozycjonistą, a Islamska Partia Odrodzenia Tadżykistanu w 2015 roku decyzją władz państwowych została zdelegalizowana i pozbawiona prawa do działalności publicznej.