Brøndby
Dalszą część dnia spędzimy w Brøndby, małym mieście położonym na zachód od stolicy. Fani footballu skojarzą pewnie miasto ze słynną drużyną piłkarską. Z każdą chwilą spędzoną w Danii zaczynam coraz bardziej zazdrościć Duńczykom komunikacji miejskiej. Otóż przejazd z centrum stolicy do Brøndby zajmuje dwanaście minut, a pociągi kursują na trasie co dziesięć minut. Dzielnica w której zatrzymamy się na czas naszego pobytu jest dość specyficzna. Dookoła wyrastają wysokie, nadgryzione już zębem czasu bloki, zamieszkane w większości przez uchodźców. Troels, mąż Ani czekający na nas na stacji kolejowej wyjaśnia, że część z tych budynków miała zostać poddana renowacji, ale koszt remontu przewyższyłby koszt wyburzenia, także postawiono na to drugie rozwiązanie. Do klatki wchodzimy przez grube metalowe drzwi, wsiadamy do windy i wjeżdżamy na wyższe piętro. Balkony są tutaj łączone, pociągnięte wzdłuż całej ściany bloku i przypominają trochę sceny z filmu „The Florida Project”. Wchodzimy do wynajmowanego przez Anię i Troelsa trzypokojowego mieszkania, zostawiamy rzeczy w jednym z pomieszczeń i siadamy na kanapie, spoglądając jednym okiem na toczące się w Rosji Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej.
– W Kopenhadze mamy sporo osób obcych narodowości. Wystarczy spojrzeć na tabliczki znajdujące się na drzwiach mieszkań w tym bloku. Duża część to nazwiska arabskie, ale także polskie. Chociażby mężczyzna z którym rozmawiałem przed momentem przed wejściem na klatkę jest Polakiem. Mieszka tu ze swoją rodziną. Nie mamy jednak tak dużego problemu z imigrantami jak chociażby Niemcy czy Francuzi. Dla przykładu pewnego czasu w szkołach muzułmanie nie chcieli uczyć się o innych religiach niż islam. Nasze władze jasno dały do zrozumienia, że albo będą uczyć się o wszystkich religiach, co jest jasnym objawem tolerancji, albo nie będą uczyć się wcale, ale wtedy nie ukończą szkoły. Przyjęli do wiadomości i zaczęli stosować się do panujących tutaj reguł. Ale uważam, że zasady powinny działać w obie strony. Ostatnio władze wpadły na pomysł, że imigranci powinni być karani podwójnie w stosunku do Duńczyków za te same występki. Totalny absurd! Dlaczego ktoś tylko za swoją narodowość miałby być karany bardziej niż tubylec? Nielogiczne! Nasza córka bardzo lubi bawić się z muzułmańskimi dziećmi. Ich rodziny są bardzo uczynne, a szczególnie matki. Zawsze gdy Marysia bawi się na placu zabaw, kobiety przychodzą, dają jej słodycze, cukierki, zapraszają do wspólnej zabawy. To bardzo miłe i świadczące o tym, że ci ludzie nie są wcale tacy źli, jak się o nich pisze i mówi w mediach. Przy bliższym poznaniu okazują się zupełnie inni. To samo w szkole. Większość kolegów i koleżanek Marysi to obcokrajowcy. Nawet jeden z nauczycieli, Najib jest pochodzenia arabskiego.
Moją pogawędkę z Troelsem przerywa Ania, zapraszając nas do obiadu. Polska gościnność nie zna granic nawet na obczyźnie, a stół po brzegi zastawiony jest różnymi pysznościami.

Po obiedzie udajemy się na jedną z pobliskich plaż. Nie jest niczym nadzwyczajnym, że większość z przychodzących tutaj ludzi to również imigranci. Co kawałek widzę siedzące grupki muzułmanów, to piknikujące na kocach, to grające w piłkę, czy badmintona. Nie czuję się jednak w żaden sposób zagrożony. Ludzie ci zachowują się bardzo spokojnie i kulturalnie. Zupełnie inne doświadczenie niż chociażby przechadzka po niektórych dzielnicach Berlina, gdzie człowiek cały czas ma oczy dookoła głowy i zastanawia się kiedy zostanie przez kogoś zaczepiony. Tu sytuacja ma się zgoła inaczej. Cóż, Duńczycy poradzili sobie z tematów imigrantów nad wyraz dobrze, a przynajmniej w tej części miasta. Zasiadamy na drewnianej ławce znajdującej się na pomoście. Bezwietrzny wieczór sprawia, iż tafla wody pozostaje niewzruszona. Jest już po godzinie 21:00, a słońce nadal wisi na horyzoncie. Siedzimy tu jeszcze kilkanaście minut, po czym powoli wracamy w stronę mieszkania.

Park Tivoli
Kolejny dzień rozpoczynamy z wizytą w Parku Tivoli, jednej z największych atrakcji Kopenhagi. W zasadzie jest to ciekawa atrakcja turystyczna dla małych dzieci, ale warto spojrzeć chociażby na samo zagospodarowanie parku i przestrzeni. Tivoli powstał w 1843 roku i dziś jest najbardziej popularnym parkiem rozrywki w Danii. Jednak Tivoli to nie tylko karuzele, roller coaster i inne tego typu urządzenia. To również występy teatralne, pantomimy, ale też koncerty rockowe i popowe. Najbardziej znanym miejscem open-air na terenie Parku Tivoli jest niewątpliwie teatr pantomimy wybudowany w 1874 roku przez Vilhelma Dahlerupa, tego samego architekta, który zaprojektował Teatr Królewski. W Tivoli znajduje się również teatr kabaretowy, jak i duża hala koncertowa, gdzie występuje orkiestra symfoniczna i balet.

Na terenie Parku Tivoli znajdziemy również szereg restauracji, barów, czy też budek z lodami i innymi przekąskami.

Christiania
Tuż po opuszczeniu Tivoli Troels i Ania kierują się do domu, a my udajemy się do Christiani.

Christiania powstała w 1971 roku, kiedy to 41 hektarów terenu, na którym znajdował się obóz wojskowy, został przejęty przez hippisów, którzy proklamowali samo stanowiącą się społeczność Christiania. Policja próbowała zrobić czystki w okolicach jednakże coraz większy napływ ludności z całego kraju zachęcony ideą wspólnego życia na terenie militarnym i promowaniem pokoju sprawiły, iż ów próby spełzły na niczym. Koniec końców rząd zgodził się na funkcjonowanie Christiani na zasadach społecznego projektu. Około 1000 osób osiedliło się na terenie Christiani, przekształcając stare baraki w budynki szkolne i mieszkalne, promując swój własny biznes, zakładając sklepy i inne przybytki.

Mieszkańcy Christiani mają swoje prawo zakazujące twardych narkotyków. Wypędzono także sprzedawców heroiny i kokainy, jednakże przez wiele lat przymykano oko na sprzedaż marihuany i haszyszu.
Wielu Duńczyków ma żal do rządu o przyzwolenie na działanie Christiani i chcieliby, aby na tych terenach powstały parki i szkoły. Sama wielkość, jak i położenie terenów sprawiają, że naciski na rząd są z roku na rok coraz silniejsze.

W ostatnich latach uzbrojona policja regularnie odwiedza tereny Christiani, a niektóre z tych odwiedzin kończyły się ostrymi konfrontacjami prowadzącymi do aresztów.
Turystom wolno wchodzić na teren Christiani. Co ciekawe mogą również kupić pamiątki i rękodzieło oferowane na stoiskach.
Dzień zbliża się ku końcowi. Wsiadamy w pociąg podmiejski i ruszamy w stronę domu.
Roskilde
Kolejnego dnia postanawiamy wyjechać poza granice stolicy i udać się nad fiord do Roskilde. Roskilde oddalone jest od Brøndby o nieco ponad 20 kilometrów. Po raz pierwszy chyba poznajemy zupełnie inne oblicze Skandynawii. Droga prowadząca tutaj ze stolicy jest bardzo ruchliwa i zatłoczona. Nawet i w Skandynawii ruch uliczny potrafi przybrać na sile. Zgodnie z tym co mówi Troels sytuacja wygląda zupełnie inaczej na północy kraju. Cóż, może przyjdzie dzień, kiedy to będziemy mieli sposobność sprawdzenia jego wypowiedzi.

Roskilde to dziś średniej wielkości miasto zamieszkiwane przez 45 tysięcy osób. Co ciekawe ma też swój symboliczny polski akcent. W 987 roku pochowano tu Haralda Sinozębego, który zmarł na Wolinie. Co ciekawe 7 lat przed swoją śmiercią przeniósł tu stolicę. W 1135 roku Roskilde dostała się w ręce Księstwa Pomorskiego. Współcześnie Roskilde uchodzi za miasto uniwersyteckie.

Muzeum Wikingów
Zostawiamy auto na parkingu i ruszamy w kierunku fiordu nad którym położone jest Muzeum Wikingów.
Muzeum podzielone jest na dwie części. W hali znajdują się eksponaty statków, natomiast na zewnątrz odbywają się prace archeologiczne. Pięć łodzi wikingów znajdujących się obecnie na wystawie pochodzi z XI wieku. Wybudowano je w celu obrony miasta będącego wówczas stolicą przed najeźdźcami od strony fiordu.

Na zewnątrz natomiast tradycje i kultura ery Wikingów prezentowana jest w formie prac budowniczych łodzi oraz wystaw prezentujących podłoże historyczne. Rekonstruuje się tutaj prehistoryczne łodzie w oryginalnej wielkości.
Obiektywnie rzecz ujmując muzeum nie zachwyca. Może jeśli ktoś jest pasjonatem łodzi i czasów Wkingów obiekt oceni zupełnie inaczej, jednakże rekonstrukcje i duża ilość tablic informacyjnych to za mało, by połknąć bakcyla.

Gdy zwiedzanie wnętrz muzeum mamy już za sobą wychodzimy na zewnątrz, gdzie możemy rozkoszować się pięknem natury. Jeśli ktoś był w Norwegii niech go nie zmylą zniewalające norweskie krajobrazy. Tu teren wokół fiordu jest płaski i próżno szukać otaczających te tereny gór. Nie są to widoki tak spektakularne jak te widziane w krainie trolli, jednakże będąc w Kopenhadze, warto zajrzeć na chwilę właśnie na fiord w Roskilde.

Wracając w stronę katedry, słyszymy dobiegająca z namiotu muzykę. To corocznie odbywający się tu festiwal jazzowy. Z pewnością niesamowita gratka dla fanów gatunku. Dni Jazzu odbywają się tu zawsze w trzeci weekend czerwca. Koncerty są darmowe i obejmują zarówno jazz tradycyjny, jak i blues, czy swing.
Byparken
Zanim dotrzemy do naszego kolejnego punktu zwiedzania, robimy sobie jeszcze krótką przerwę w miejskim parku. Założono go w 1915 roku i został częściowo sfinansowany przez miejscowego producenta materiałów tekstylnych.

Katedra w Roskilde (Roskilde Domkirke)
Katedra w Roskilde jest z pewnością najważniejszą budowlą sakralną w mieście. Została wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Pierwszy kościół na miejscu dzisiejszej katedry powstał około 985 roku, kiedy to zmarł Harald Sinozębny. Według współczesnych zapisków został pochowany w mieście Roskilde, w kościele, który sam wybudował dla czci Trójcy Świętej. Świątynie wybudowano z drewna, a w późniejszym czasie pochowano tu również króla Swena Widłobrodego. Po zaatakowaniu i podbiciu Anglii król Swen zmarł w 1014 roku. Ciało przewieziono i pochowano w Roskilde. W 1026 roku doszło do brutalnego morderstwa. Król Anglii Knut Wielki zabił swojego szwagra, w następstwie czego zmuszono go do zapłaty swojej siostrze, córce Swena Widłobrodego, który wykorzystał pieniądze na budowę nowego, kamiennego kościoła. Jego syn Swen II został koronowany na króla Danii w 1047 roku. Swen zaatakował Anglię, jednakże udało mu się podbić tylko York. Również i on wraz ze swoją matką spoczywa w katedrze w Roskilde. Budowę obecnego kościoła ceglanego rozpoczęto w 1170 roku. Budowa trwała 100 lat, a katedra jest dziś doskonałym przykładem architektury gotyku w północnej części Europy. Przez kolejne stulecia dobudowywano kolejne kaplice. Pochowano tu ponad 40 królów i królowych. Co ciekawe, przechodząc obok jednej z takiej kaplic moje zainteresowanie wzbudza jeden z sarkofagów, a w zasadzie jego jakby model. Tak model, gdyż jak potwierdza Troels to właśnie tu spocznie obecna królowa Danii.


To już wszystko jeśli chodzi o zwiedzanie Roskilde. Zanim jednak wrócimy do mieszkania udajemy się w jeszcze jedno miejsce..
Park Jeleni (Jægersborg Dyrehave)
Położony w okolicach miejscowości Klempenborg Dyrehave zajmuje powierzchnię 11 kilometrów kwadratowych i jest znany przede wszystkim z dużej populacji jeleni (żyje ich tu około 2 tysięcy) jak i porastających tą okolicę dębów. Historia parku sięga XVII wieku, kiedy to dokładnie w 1669 roku Fryderyk III podjął decyzję o ogrodzeniu lasu ”Boveskov”, ażeby uniemożliwić przedostawanie się na teren lasu miejscowym stadom jeleni. Prace jednak nigdy nie zostały ukończone, gdyż Fryderyk zmarł. Krystian V, syn Fryderyka III wpadł na inny pomysł. Podczas swojego pobytu na dworze Ludwika XIV we Francji uczył się sztuki polowania z psami. Po powrocie Krystian potrzebował dużo większego terenu do ćwiczeń i tym samym przesunął granicę lasu. Park osiągnął łączną powierzchnię 16 kilometrów kwadratowych. Nowe granice objęły również tereny wsi Stokkerup, a mieszkańców zmuszono do zburzenia domostw, jednakże w zamian za to byli zwolnieni z opodatkowania przez 3 kolejne lata.

Udajemy się na kilkukilometrowy spacer, docierając ostatecznie do Eremitageslottet, czyli domu łowieckiego. Budynek powstał w celu organizacji bankietów królewskich na czas polowań odbywających sie w Dyrehave.

Gdy spojrzymy w stronę wschodnią bez problemu dostrzeżemy Morze Bałtyckie.

Bakken
Wracając zatrzymujemy się jeszcze na jedzeniu w najstarszym parku rozrywki na świecie Bakken. Park założono w 1583 roku. Co prawda najbardziej znanym tego typu miejscem jest oczywiście Tivoli w Kopenhadze, jednakże i tu trudno znaleźć choćby jedno wolne miejsce na parkingu. Rocznie odwiedza go blisko 3 miliony ludzi!
Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że parki rozrywki to jakby sport narodowy Duńczyków. Z drugiej strony lepiej pójść w niedzielę do parku rozrywki, aniżeli do galerii handlowej, czy też przed odbiornik telewizyjny.
To już wszystko jeśli chodzi o nasz krótki, weekendowy pobyt w Danii. Wracamy do mieszkania na Brøndby. Spędzamy razem ostatni wieczór. Ja z Troelsem skupiam się na Mundialu, a Blondynka z Anią ucinają sobie rodzinną pogawędkę.
Słowem zakończenia
Kopenhaga sama w sobie zachwyciła mnie do tego stopnia, że byłbym w stanie tu wrócić, a samo miasto uplasowałbym w TOP3 najlepszych, które do tej pory widziałem w Europie. Skandynawia ma to do siebie, że nie ma tu tłumów pokroju tych widzianych, spotykanych chociażby w Barcelonie czy Lizbonie. Kopenhaga punktuje jeszcze jednym, otóż jest miastem położonym nad morzem, a przecinające stolicę kanały dodają jej niepowtarzalnego uroku. Jest to z pewnością jedną z najlepszych miejsc na weekend jakie można sobie wyobrazić, a w połączeniu z trafioną tym razem w 100% pogodą trudno byłoby mieć ochotę znaleźć się w tym momencie gdzieś indziej.
Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy chciałbym wrócić do Danii na dłużej. To na pewno kraj bardzo czysty, uporządkowany, jednakże w podróżach, a szczególnie tych do Skandynawii, szukam przede wszystkim niezwykłych krajobrazów, niecodziennej przyrody. Duńskie widoki są jednak zbyt podobne do tych rodzimych. Nigdy jednak nie należy niczego zakładać, także nie zakładam również tego, iż do Danii pewnego dnia nie wrócę.