Dzisiejszy dzień rozpoczynamy wcześniej niż zwykle. Szybkie śniadanie, pożegnanie z naszą gospodynią i ruszamy w dalszą drogę wzdłuż południowego brzegu rzeki Douro. W 2015 roku firma Avis przygotowała ranking, w którym odcinek drogi N-222 pomiędzy Pinhão i Peso da Régua został wybrany najpiękniejszą, najbardziej spektakularną drogą na świecie. 93 zakręty, spektakularne zjazdy i podjazdy.
Cóż po raz kolejny uświadamiam sobie, że rankingi żądzą się swoimi prawami. Często komuś zależy na tym, by wypromować dany region, często po prostu płaci się za zrobienie dobrej reklamy. W zasadzie osoby odpowiedzialne za promocję doliny Douro mają o co walczyć, bo to właśnie na odcinku od Pinhão do Peso da Régua natężenie turystów jest największe. Mało kto zapuszcza się w dalsze rejony doliny. Może gdybym dwa dni wcześniej nie widział wschodniej części ów regionu, z doliną Tua na czele, doceniłbym bardziej walory estetyczne omawianego fragmentu trasy. Jednakże widziałem, a tym samym 28 kilometrów N-222 w kierunku Peso da Régua wydaje mi się po prostu nijakie. Niczym się nie wyróżnia, nie przykuwa uwagi tak jak rejony przy miejscowości Tua. Po prostu droga ciągnąca się wzdłuż rzeki, nic nadzwyczajnego. Niedaleko Peso da Régua odbijamy w lewo w kierunku miejscowości Lamego, jednej z najwięszych atrakcji Portugalii, do której docieramy kilkanaście minut później. Niespełna 30 tysięczna miejscowość słynie z położonego na wzgórzu sanktuarium Nossa Senhora Dos Remedios.

Największe atrakcje Lamego
W VII wieku Lamego zostało wyniesione na miasto biskupie przez Wizygotów, którzy nadali mu nazwę Lamecum. W późniejszym czasie, zresztą jak wiele innych portugalskich miast, Lamego zostało podbite przez Maurów, następnie odbite przez Chrześcijan, by ponownie powrócić w ręce Maurów. Ostatecznie w 1057 roku Lamego zdobył Ferdynand I, król Kastylii i León. Pozostałościami z tamtych czasów są dwa zabytki, które po dziś dzień możemy zwiedzać, będąc w Lamego.
Zamek w Lamego (Castelo de Lamego)
Pierwszym z nich jest górujący nad miastem zamek, jedna z największych atrakcji Lamego. Trzeba mieć całkiem niezłą kondycję, żeby wąskimi uliczkami dotrzeć do bram pozostałości zamku. Na terenie obiektu stoi małe pomieszczenie, gdzie możemy zasięgnąć wszelkich informacji na temat zabytku. Jesteśmy jedynymi odwiedzającymi zamek. Początki budowy sięgają XII wieku, kiedy to skonstruowano lochy i donżon, czyli wieżę mieszkalno-obronną. Mury wzniesiono w XIII wieku celem obrony mieszkańców miasta. Dziś wchodząc po metalowych schodach możemy przespacerować się po murach zamku, co z nieukrywaną radością czynimy. Z murów roztacza się fantastyczny widok na całe miasto i otaczające je wzgórza. Można stąd również dostrzec znajdujące się niedaleko sanktuarium.

Opuszczamy budowlę i ruszamy w stronę katedry tą samą drogą, którą przyszliśmy do zamku. W jednej z wąskich uliczek jesteśmy świadkami dość komicznej scenki. Otóż starszy pan próbuje wyjechać z garażu swoim samochodem, zahaczając o mury to z jednej, to z drugiej strony, całkowicie rujnując karoserię pojazdu. Przy całej operacji wtóruje mu jego żona. W całej sytuacji zastanawia mnie, kto wpadł na pomysł, by w centrum starego miasta, na jednokierunkowych uliczkach o szerokości pozwalającej na przejazd jednego i to niezbyt szerokiego auta, konstruować garaże pod kątem 90 stopni do uliczki. Niezniszczenie pojazdu wydaje się być całkowicie nierealnym zadaniem.

Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Igreja de Nossa Senhora da Assunção)
Powolnym krokiem docieramy w końcu do placu, przy którym znajduje się Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, jedna z największych atrakcji Lamego. Pierwsze wzmianki o biskupstwie w Lamego pochodzą z 572 roku. Świątynia powstała w 1129 roku. Zarówno fasady jak i wnętrza składają się z elementów architektonicznych charakterystycznych dla różnych epok. W 1175 roku budowlę konsekrowano i poświęcono świętej Marii i świętemu Sebastianowi. W czasach późnego średniowiecza świątynie ubogacono o kaplice, gdzie spoczywają członkowie episkopatu. Nagrobek biskupa założyciela znajduje się w kaplicy świętego Mikołaja. Największa renowację przeprowadzono na początku XV wieku, natomiast w czasach nowożytnych świątynie powiększono, dobudowano klasztor, nawę poprzeczną i nową kaplicę główną. Pośród wielu dobudowanych budynków warto zwrócić uwagę na Pałac Biskupi, który od 1917 pełni funkcję siedziby Muzeum Lamego.

Odwiedzając katedrę w Lamego zdaję sobie sprawę z jeszcze jednej, przykrej sprawy, a mianowicie panującej w Portugalii biedy. Poziom żebractwa jest dużo bardziej rozprzestrzeniony niż chociażby w naszym kraju. W zasadzie przy większości odwiedzanych przez nas świątyń siedzą ubodzy, którzy proszą o wsparcie finansowe.

Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Uzdrowieńczej (Santuário de Nossa Senhora dos Remédios)
W jednej z okolicznych kawiarni robimy sobie półgodzinną przerwę i dopiero potem kierujemy się w stronę słynnej świątyni. Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Uzdrowieńczej powstało na przełomie XVIII i XX wieku i jest zdecydowanie największą atrakcją Lamego. Świątynie odwiedzają pielgrzymi z całego kraju, a dniem szczególnym jest 8 września, dzień narodzin Maryi Dziewicy. Tego dnia organizowane są występy muzyczne, pokazy sztucznych ogni, czy też zawody sportowe. Ukoronowanie dnia jest uroczysta procesja.

Co ciekawe nabożeństwa katolickie odbywały się tu jeszcze w średniowieczu w wybudowanym w 1361 roku klasztorze. Z uwagi na ryzyko zawalenia się budowli w XVI wieku podjęto decyzję o rozbiórce i wybudowaniu nowego klasztoru w tym samym miejscu. Budowa obecnego sanktuarium trwała od 1750 do 1905 roku.
Na sam szczyt prowadzą monumentalne schody (jest ich rzekomo 686) podzielone na kilka poziomów, na których napotkamy rzeźby królów, fontanny oraz wiele alegorycznych obrazów ułożonych z azulejos. W połowie drogi natkniemy się na kaplicę Desterro.

Wewnątrz świątyni dostrzeżemy rocaille, ornamentowy motyw dekoracyjny w całości poświęcony Marii. Na wejściu do nawy głównej znajduje się nagrobek założyciela sanktuarium Jose Teixeiry Pinto.

Samo wejście na górę jest nie lada wyzwaniem. Osobiście naliczyłem 616 schodów. Nie będę jednak polemizował z oficjalnymi danymi. Turystów również i tu jest niewielu. Pojedyncze osoby podejmują wyzwanie i wchodzą na szczyt wzgórza. Wchodzimy do świątyni, gdzie właśnie odbywa się chrzest. Kontemplacja jest zatem znacznie utrudniona. Trud jednak się opłacił. Spoglądamy z góry na wydające się ciągnąć w nieskończoność schody, jak i na miasto. Czas nieubłaganie mija, a mamy jeszcze do zrobienia wiele kilometrów, zanim dotrzemy nad ocean. Dużo szybszym krokiem schodzimy na dół, przysiadamy jeszcze na moment w miejskim parku i ruszamy w stronę Aveiro.
Aveiro, czyli w ojczyźnie moliceiros
Początkowo walczymy jeszcze z przewyższeniami, ale mniej więcej od połowy drogi teren staje się coraz bardziej płaski. Krajobraz już nie powala na kolana, teren jest coraz bardziej zabudowany, przemysłowy. Trudno się zresztą dziwić, gdyż same Aveiro, uznawane za jedną z największych atrakcji Portugalii, jest ważnym portem oceanicznym i ośrodkiem industrialnym. Dojeżdżamy do miasta krótko po godzinie 16 i staramy się znaleźć jakieś wolne miejsce parkingowe przy ulicy, co nie należy do łatwych zadań. W końcu natrafiamy na wolną lukę, zabieramy bagaże i idziemy zameldować się w hostelu.
Chwilę później spacerujemy już wzdłuż słynnych kanałów przecinających całe miasto, po których pływają słynne łodzie nazywane moliceiros. Drewniane, kolorowe przybytki używane były do zbioru wodorostów i alg. Dziś stosuje się je w zasadzie tylko i wyłącznie do przewożenia turystów. No właśnie, przejeżdżając z doliny Douro nad ocean, do Aveiro można poczuć kolosalną różnicę. W zasadzie przybyliśmy tu zachęceni po przeczytaniu jednego z artykułów na temat najpiękniejszych miasteczek Portugalii, gdzie Aveiro zostało nazwane portugalską Wenecją. Cóż. Dla mnie Aveiro to typowa pułapka turystyczna pozbawiona jakiejkolwiek autentyczności typowej dla portugalskiej prowincji. Co prawda spotkamy tu wiele budynków w stylu Art Nouveau, ale nie wyróżniają się one niczym szczególnym, nie są jakoś specjalne zadbane. Dużo lepsze tego typu budynki widziałem nie tak dawno w Rydze.

Charakterystyczne dla Aveiro są tak zwane ovos moles, tradycyjne słodycze wytwarzane z żółtek jaj i cukru, sprzedawane w drewnianych beczułkach, bądź chrupiącym wafelku w różnych kształtach.

Wróćmy jeszcze jednak na moment do architektury będącej cechą charakterystyczną miasta. Można tu w zasadzie odnaleźć budowle z czasów królewskich, jak i czasów nowoczesnych, które powstały wraz z ekonomicznym rozwojem Aveiro mającym miejsce na przełomie XIX i XX wieku.

Jednym z głównych obiektów wartych uwagi jest Muzeum Aveiro mieszczące się w byłym XV-wiecznym klasztorze Jezusowym skrywającym grób córki króla Alfonso V, świętej Joanny.

Tuż obok klasztoru znajduje się katedra. Kościół Najświętszej Marii panny Miłosierdzia konsekrowano w 1464 roku i połączono go z klasztorem Dominikanów. W XVI i XVII wieku poddano go renowacji. W 1834 roku klasztor przekształcono w baraki wojskowe. Status katedry kościół zyskał w 1938 roku.
W bocznych kaplicach możemy podziwiać wiele wartościowych przedmiotów, jak datowany na rok 1559 ołtarz przedstawiający Maryję Dziewicę i Świętą Elżbietę, XVII-wieczne malowidła, organy pochodzące z 1754 roku, czy też XV-wieczny krzyż.
Robi się coraz później, a my krzątając się po uliczkach szukamy jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy się posilić. Zasiadamy w sprawiającej wrażenie nowo otwartej knajpce naprzeciwko targu rybnego i zamawiamy to co w zasadzie każdego dnia, a mianowicie kolejną odmianę bacalhau. Początkowo dość strachliwie podszedłem do restauracji, gdyż nikogo w środku nie było. Na wyrost. Jedzenie po raz kolejny jest przepyszne. Chwilę później z pełnymi żołądkami opuszczamy lokal i udajemy się w stronę hostelu, by jednak zatrzymać się niedaleko katedry, na całkiem urokliwym placu i wypić butelkę wina. Cały urok Portugalii. Nawet gdy miasto samo w sobie nie wywiera na nas pozytywnego wrażenia, portugalskie akcenty każdy wieczór potrafią przekształcić w niezapomniane przeżycie. Butelkę wina kończymy w najbardziej odpowiednim momencie, gdyż z chwili na chwilę w ciepłym Aveiro coraz mocniej zaczyna padać deszcz.
Costa Nova do Prado, czyli pożegnanie z Portugalią
Gdy spojrzymy na jakąkolwiek pocztówkę, tudzież zdjęcie prezentujące Aveiro dostrzeżemy urocze, drewniane domki wymalowane w kolorowe pasy. Takowych w Aveiro nie znajdziemy. Musimy udać się w tereny Costa Nova do Prado, administracyjnie należącej do miejscowości Ílhavo, będącej jedną z największych atrakcji Portugalii.
Opuszczamy zatem hostel i udajemy się w kierunku wybrzeża. Początkowo błądzimy i zjeżdżamy nie tak jak należy, ale chwilę potem podjeżdżamy już w okolice oceanu, zostawiamy auto przy ulicy i idziemy w stronę wszechogarniającego miejscowość szumu wody. Ogromne fale jakby w zwolnionym tempie kotłują się i rozbijają o brzeg. Gdzieniegdzie można dostrzec spacerowiczów, ale jest jeszcze na tyle wczesna godzina, że nie ma tu zbyt wielu ludzi. Ponadto koniec października, mimo całkiem przyjemnych temperatur, nie jest chyba najlepszą porą na plażowanie.

Ruszam drewnianym deptakiem w stronę największej atrakcji miasteczka, a mianowicie drewnianych domków. Zatrzymuję się przed rzędem budowli pomalowanych na żółte, czerwone i niebieskie paski.


Robię kilka pamiątkowych zdjęć, obchodzę całą okolicę powolnym krokiem, by na sam koniec usiąść na tarasie znajdującej się tuż przy plaży kawiarni. To już ostatnie espresso na portugalskiej ziemi. Tu przy brzegu oceanu, gdzie potęga natury w ten niedzielny poranek, niespiesznie, ospale daje o sobie znać, kończy się nasza portugalska przygoda. To był czas pełen wrażeń, niesamowitej uczty kulinarnej okraszonej smakiem win, spektakularnych krajobrazów, niezwykłej przyrody, bogactwa zabytków, ale też trudności w pokonywaniu górskich terenów, jak i zmiennej pogody. Portugalia, do której podchodziłem dość sceptycznie po ubiegłorocznej wizycie w stolicy, pokazując tak naprawdę mały skrawek siebie oczarowała i rozpaliła chęć do dalszej eksploracji tego fantastycznego zakątka starego kontynentu. A oglądać jest tu z pewnością jeszcze niemało. Até a próxima!