Od samego początku planowania wyjazdu do krajów bałtyckich szukałem na mapie miejsc, które nadawałyby się na eksplorację na rowerze, jak i nie odbiegały zbyt od trasy głównej. Park Narodowy Gauja, jedna z największych łotewskich atrakcji spełnia wszystkie te kryteria. Mimo, że tym razem nie chcieliśmy zatrzymywać się u nikogo w mieszkaniach, nawiązałem kontakt z jedną z mieszkanek Siguldy jeszcze przed naszą podróżą z prośbą o pomoc przy poszukiwaniu miejsca, gdzie moglibyśmy wynająć rowery. Pomoc z danymi kontaktowymi przyszła w mgnieniu oka. Nawiązałem kontakt z firmą zajmującą się wynajmem jednośladów, by upewnić się, czy 1 maja, w święto pracy ktokolwiek będzie pracował. Jak się okazało nie ma z tym najmniejszego problemu.

Przebieramy się zatem w stroje rowerowe i opuszczamy nasze lokum, by tuż po godzinie otwarcia sklepu zameldować się u drzwi i wynająć rowery. Decydujemy się na dwa modele MTB o kołach wielkości 27,5 cala. Moją uwagę przykuwa tylko jedno przednie przełożenie, ale sprzedawca tłumaczy, że decydują się na takie rozwiązanie z uwagi na nieumiejętność przełączania biegów przez użytkowników. Duża ilość amatorów ustawia biegi skrajnie, czyli w taki sposób, że łańcuch biegnie po skosie, w konsekwencji czego dochodzi do częstych awarii, a nawet pękania łańcuchów.

Z doborem i przygotowaniem tras również nie było najmniejszego problemu. Łotysze przygotowali się perfekcyjnie pod kątem infrastruktury turystycznej. Na oficjalnej stronie turystyki Parku Narodowego Gauja znajdziemy przygotowane mapy w plikach .pdf. z dokładnymi opisami tras i szczegółowymi informacjami na temat długości trasy, całkowitego przewyższenia, najwyższego wzniesienia, czasu potrzebnego na pokonanie całości drogi, wykresem wysokości, oznaczeniami sklepów, noclegów, ciekawych punktów na trasie jak i wielu innych cennych informacji. Co więcej na tej samej stronie dostępne są pliki .gpx, które możemy eksportować i załadować do zegarków sportowych z funkcją nawigowania po trasie, co oczywiście czynimy jeszcze przed wyjazdem. W ten sposób nie musimy zaprzątać sobie głowy i marnować niepotrzebnie czasu na skupianie się nad poprawnością przebiegu naszej trasy.

park-narodowy-gauja
Największe atrakcje Łotwy – Park Narodowy Gauja

Decydujemy się na ponad 46 kilometrową trasę mająca początek w Siguldzie i dalej biegnącą przez Kalna Klaukas, Gančauskas, Līgatne, Ratnieki i zataczającą koło w Siguldzie. Pierwsza część drogi, a w zasadzie finalnie jej połowa wiedzie wzdłuż prawego brzegu najdłuższej na Łotwie rzeki Gauja. Rzeka swoje źródła ma na terenach Liwonii, zatacza koło przy granicy z Estonią i ciągnie się aż do Carnikavy, gdzie wpływa do Zatoki Ryskiej. Co ciekawe jadąc wzdłuż brzegu nie spotykamy żadnego innego rowerzysty! Nasze zdziwienie jest tym większe, iż przed wyjazdem naczytaliśmy się, że Łotysze są jednym z najbardziej rowerowych narodów w Europie.

park-narodowy-gauja
Park Narodowy Gauja

Początkowo leśna ścieżka wiedzie to w górę to w dół, zmuszając nas niejednokrotnie do zejścia i podprowadzenia roweru pod napotkane stromizny. Nie zniechęca nas to w najmniejszym stopniu, a wręcz przeciwnie sprawia niesamowitą frajdę. W końcu naszym celem było odetchnięcie od zgiełku miast i spędzenie aktywnie czasu na łonie nieskazitelnej przyrody.

Największym skarbem i najbardziej charakterystycznym znakiem Parku Narodowego Gauja są czerwone klify piaskowe ciągnące się wzdłuż obu brzegów rzeki. Jedne wyższe, inne niższe, doskonale kontrastują z otaczająco je z każdej strony zielenią i płynącą w rzece wodą.

park-narodowy-gauja
Największe atrakcje Łotwy – Park Narodowy Gauja

Magiczne Ligatne

Po przejechaniu blisko połowy trasy odbijamy w prawo, by ostatecznie dojechać do kolejnej miejscowości, Ligatne. Tu zatrzymujemy się na obiad i robimy sobie dłuższą przerwę w jednym, tak naprawdę nie wiem czy nie jedynym, znajdującym się tutaj barze. Ligatne zamieszkuje nieco ponad tysiąc mieszkańców, a od 1993 roku miejscowość posiada prawa miejskie. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nie znajdziemy tu nic interesującego, ale pierwsze wrażenie bywa mylne. Ligatne nazywane jest fabryką papieru, a ów fabryka funkcjonuje nieprzerwanie od 1815 roku, pozostając jednocześnie jedyną taką na Łotwie. Cały kompleks znajduje się w ścisłym centrum miasteczka położonego na sześciu wzgórzach. Nazwa Ligatne powiązana jest ściśle z fabryką papieru już od 190 lat, a znaczenie historycznego centrum Ligatne jest na tyle istotne, że zostało wpisane na listę narodowego dziedzictwa kultury.

jaskinie-w-ligatne
Jaskinie w Ligatne

Oczywiście Ligatne jest znane nie tylko ze znajdującej się tu fabryki papieru, ale też i klifu piaskowego o nazwie Lustūzis, wcześniej nazywanego też klifem świątyni, jak i klifem jaskini. Od XVIII wieku tworzono tu sztuczne jaskinie pełniące funkcje piwnic (przechowywano tu warzywa), a wspomniany klif jest jedynym, w którym jaskinie wydrążono piętrowo. Pod koniec XIX wieku na szczycie wybudowano małą szopę, gdzie zbierali się ludzie i śpiewali wraz z grającą orkiestrą dętą.

Ponadto w Ligatne znajduje się jedyna przeprawa promowa obsługiwana siłą ludzkich rąk.

jaskinie-w-ligatne
Jaskinie w Ligatne

Zamawiamy jedzenie i zasiadamy na drewnianej ławie stojącej na zielonym trawniku, tuż przy wejściu do baru. Po raz pierwszy podczas dzisiejszej przejażdżki spotykamy dwóch turystów z plecakami, na dodatek z Polski. Zanim zaserwują nam jedzenie, udaje się jeszcze na krótki spacer po miejscowym parku. Przechodzę przez most przerzucony nad rzeką o tej samej nazwie, przyglądam się ptakom, fotografuję otaczającą mnie przyrodę. Panuje tu niesamowity spokój. Wioska sprawia wrażenie wręcz idylliczne. To chyba najbardziej radosne momenty w podróży, gdy jadąc natrafia się niespodziewanie na jakieś niepozorne miasteczko, które potrafi człowiekowi przysporzyć tyle radości. Wracam do stolika, by zjeść ciepły obiad. Nie spieszy nam się w dalszą drogę. Objeżdżamy jeszcze kilkakrotnie wioskę, wchodzimy do wspomnianych piwnic, spoglądamy na klify i powoli żegnamy się z Ligatne, łotewską perełką ukrytą pośród zniewalającej przyrody Parku Gauja.

jaskinie-w-ligatne
Jaskinie w Ligatne

Druga część szlaku jest zdecydowanie mniej atrakcyjna. Ciągnie się częściowo wśród pól i częściowo w lesie. Po drodze mijamy jeszcze małą wieś Ratnieki, gdzie dziś znajduje się centrum konferencyjne Uniwersytetu w Rydze. Miejscowość słynie z powiązania z Rīgas audums, fabryką tekstylną zarządzaną przez Roberta Hirscha.

Zataczamy koło i dojeżdżamy do Siguldy, wykręcając łącznie troszkę ponad 50 kilometrów. Zanim jednak oddamy rowery, udajemy się do mieszkania, żeby wziąć prysznic, przebrać się i pójść od razu na kolację. Po raz kolejny spotykamy naszego gospodarza, który opowiada nam, a w zasadzie Blondynce, gdyż ja nie rozumiem ani jednego słowa, ciekawą anegdotę. Otóż dziś rano, gdy rąbał drewno został napomniany przez swoją małżonkę, ażeby przestał hałasować, gdyż goście, to znaczy ja i Blondynka nadal śpią. Tak wnioskowali przynajmniej po butach stojących przed wejściem. Nie wzięli jednak pod uwagę, że na przejażdżkę rowerową ubraliśmy obuwie sportowe. W samo południe zestresowali się, że może coś nam się stało, wzięli zapasowy klucz od pokoju, włożyli do zamka i próbowali przekręcić. Drzwi udało się otworzyć, gdyż nie blokował je żaden klucz od wewnątrz, a właściciele odetchnęli z ulgą. Musieli wyjść i ubrać inne buty, stwierdził staruszek. Cóż tak to już bywa ze starszymi ludźmi. Historia sama w sobie rozbawiła nas do łez.

Polsko-ukraiński wieczór na Łotwie

Jedziemy do centrum zwrócić rowery, zjeść kolację, zrobić małe zakupy na jutro i wracamy do pokoju, a w zasadzie do ogrodu położonego na tyłach domu. Siadamy na ławce, otwieramy chipsy, robimy sobie herbatę. Siedzimy tak dobrych kilkanaście minut, kiedy to na ławce obok siada nieznajomy mężczyzna, który w pewnym momencie wtrąca do naszej rozmowy lakoniczne dzień dobry. Odpowiadamy na pozdrowienie, myśląc, że to może syn gospodarzy, która zna kilka słów po polsku. Mylne spostrzeżenie.

– Państwo również z Polski. – dodaje nieznajomy mężczyzna.

Jednak nie jest Łotyszem.

– Darek jestem. Miło mi. – wita się. Wczoraj właściciele mówili nam, że musimy zmienić pokój i przenieść się do nowej części, do ich domu, gdyż będą mieli gości z Polski, którzy przyjadą tu na wakacje. Zacząłem się zastanawiać, kto przyjeżdża na wakacje do Siguldy. Przecież nic tu nie ma.

– Wbrew pozorom jest tu bardzo dużo ciekawych rzeczy. – przerywam. Po drugiej stronie rzeki znajduje się zamek w Turaidzie, jaskinie, klify, można też obejrzeć jeden z nielicznych torów bobslejowych w Europie, ale my w zasadzie przyjechaliśmy tu, żeby odpocząć od zgiełku miast i zobaczyć najstarszy Park Narodowy w kraju, a mianowicie Gauja. Swoją drogą przepływa przez niego najdłuższa rzeka na Łotwie o tej samej nazwie. Przyrodniczo to chyba najbardziej wartościowe miejsce w kraju.

– Przepraszam zatem. Nie wiedziałem. My tu tylko pracujemy. Ja i Ondriej, mój kolega z Ukrainy. – dołącza do niego drugi, młodszy, szczupły i wysoki chłopak, a my tym samym rozwiązujemy tajemnicę z wczoraj dotyczącą Ukraińców i Polaków przybywających tu do pracy. – Pracujemy przy renowacji zabytków przy tutejszym zamku. – dodaje.

– Widzieliśmy wczoraj dwóch pracujących mężczyzn właśnie przy zamku.

– Tak. To byliśmy my. – wyjaśnia.

– Zdziwiło nas, że ktoś pracuje w Święto Pracy.

– Tak. Musimy skończyć to zadanie jak najszybciej. Może zabrzmiało to dość podniośle. Nie jesteśmy specjalistami od konserwacji zabytków, lecz wykonujemy tylko prace jak na przykład zrywanie tynków, oczyszczanie murów i tak dalej. Zna się na tym nasz szef, również Polak. To on przyjmuje zlecenia i wysyła nas na miejsce pracy, mówi co mamy robić. Na co dzień pracujemy w Rydze, ale teraz dostał na szybko zlecenie pomocy przy tym zamku i przyjechaliśmy na dwa tygodnie, żeby to jak najszybciej skończyć.

– Ale praca przy zabytkach na Łotwie? Nie ma zleceń w innych krajach? – dopytuję zaciekawiony.

– W zasadzie większość prac na Łotwie. Tak było od zawsze w przypadku naszej firmy, a pracuję już ładnych parę lat. Dość niefortunnie bo mam małe dziecko, które nigdy nie widzi ojca, ale na ten moment jest jak jest. Nic nie mogę zrobić. Ostatnio nasz szef kupił nawet jakiś spory kawałek ziemi kilkadziesiąt kilometrów od Rygi. Chce chyba w coś inwestować, także jakieś perspektywy zarobku najwidoczniej są w tym kraju.

– Ja natomiast poznałem Darka, gdy pracowałem na Śląsku, nawet chwilę u niego pomieszkiwałem. No i tak jakoś podłapałem pracę tutaj. Jestem z terenów przygranicznych, także zawsze coś tam mówiłem po polsku i jakoś tak się złożyło, że jestem tu gdzie jestem. My jako przygraniczni mamy takie karteczki, które pozwalają nam na wjazd do Polski do 30 kilometrów, ale chłopaki ze wsi na tych karteczkach jeżdżą nawet do Niemiec po samochody. Tam kupują, przywożą na Ukrainę, przebijają numerki i jeżdżą. Ja mam pozwolenie na pracę. Dziwi mnie trochę, że tu wszędzie puste lokale. U nas na Ukrainie bary, dyskoteki, wszystko pełne. Tu tylko kasyna widać na każdym rogu.

– A Wy jakim cudem się tu znaleźliście?

– W zasadzie naszą wycieczkę zaczęliśmy na Litwie, w Wilnie, potem pojechaliśmy do Trok, Rundāle już na Łotwie, Rygi i teraz jesteśmy w Siguldzie. Jutro ruszamy dalej do Estonii, stamtąd jeszcze chcemy wyskoczyć do Finlandii. Robimy taką małą objazdówkę po krajach bałtyckich.

– Ale dlaczego akurat tu, a nie Włochy, czy Hiszpania?

– Tu jest mało turystów, jest spokój, kraje nie do końca doceniane. Włochy czy Hiszpania są zalane rzeszami odwiedzających. Odczuliśmy to w listopadzie w stolicy Portugalii. Jeśli tłumy były w listopadzie to nie chcę sobie nawet wyobrażać co się tam dzieje w szczycie sezonu. Po prostu nie mamy na to ochoty. Wolimy spokój. Ponadto Litwa, Łotwa, Estonia są w zasięgu jazdy samochodem. Nie trzeba niczego planować, można wsiąść i po prostu przyjechać.

– No tak, to prawda. My z żoną preferujemy Włochy. Każdy ma jakieś swoje priorytety, ale we Włoszech naprawdę nam się podoba.

Rozmowa upływa wraz z kolejnymi mililitrami wypitego przez dwóch panów alkoholu i kończy się w momencie, gdy muszą wracać do pokoju położyć się, gdyż w przeciwnym razie skończyłoby się to nie za ciekawie. My również wracamy do pokoju, gdyż jutro wcześnie rano opuszczamy Siguldę i ruszamy w dalszą drogę.