Jest późny wieczór. Zmrok zapada tutaj nagle, dość wcześnie bo już przed godziną osiemnastą. Wysiadłem z autobusu i od razu poczułem powiew ciepłego powietrza. Mimo, że słońce już dawno zaszło, panujące temperatury są nadal bardzo wysokie. Stąpam właśnie po drugim co do ważności świętym mieście Iranu. Wszyscy odradzali mi wizytę w tym miejscu. Postawiłem jednak na swoim, gdyż chciałem zobaczyć islam w jego bardziej radykalnej formie, jego prawdziwe oblicze, głębię jego duszy. To właśnie Qom będące z dala od turystycznych szlaków, wytyczonych tras, wydaje mi się miejscem najbardziej odpowiednim na konfrontację z jednym z moich głównych celów wizyty w kraju owładniętym otoczką islamu.
Pierwsze chwile w świętym mieście
Moje pierwsze odczucia są bardzo pozytywne. Mimo, iż jestem nie lada gratką dla tutejszej społeczności, czuję się spokojnie, całkowicie bezpiecznie. Jednym z elementów, który od razu rzuca się w oczy, a raczej w uszy, to fakt, iż nikt nie mówi w języku angielskim. Dogadanie się z taksówkarzem będzie zgoła wyzwaniem. Podchodzę do jednego z nich, podaję adres, pytam o cenę. Bez skutku. Kolejni taksówkarze obskakują mnie jak szarańcza much. Wykrzykują, a raczej tak mi się tylko wydaje, gdyż tak naprawdę nikt na mnie nie krzyczy. To bardziej ekspresyjna forma wypowiedzi, oblicze języka perskiego, które sprawia, iż można pomylić przyjazne nastawienie z agresją. Jednakże o żadnej formie agresji mowy być nie może. Widząc, że nic nie zdziałam sięgam po telefon, wybieram numer mojego pierwszego gospodarza. W słuchawce wybrzmiewa niezwykle miły, serdeczny, pełen ciepła głos Hosseina. Proszę go o porozmawianie z jednym z taksówkarzy i wyjaśnienie mu dokąd ma mnie zawieźć. Po krótkiej rozmowie kierowca oddaje mi słuchawkę, mój przyjaciel podaje mi cenę jaką powinienem zapłacić za przejazd i ruszamy w drogę.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że to najlepszy sposób na względną uczciwość taksówkarzy w stosunku do przybyszy z zachodu. Gdyby nie Hossein, cena za przejazd byłaby dwukrotnie wyższa. Dojeżdżam do miejsca spotkania, wysiadam z auta, zabieram plecak, uściskam dłoń kierowcy, dziękując za przejazd i staję na chodniku znajdującym się blisko ronda.
Czekam cierpliwie, aż w pewnym momencie podchodzi do mnie dobrze zbudowany mężczyzna, o gęstym ciemnym zaroście i ciemnych, krótko ściętych włosach. Wita mnie serdecznie i zaprasza do samochodu, w którym siedzi dwóch jego przyjaciół oraz jeden gość z Francji.
Jordan na co dzień mieszka w Paryżu, jest Żydem, a jego rodzice są Tunezyjczykami. To niezwykle inteligentny człowiek poszukujący informacji o nowych kulturach, a przede wszystkich ruchach religijnych. Nie przypadkiem trafił do Hosseina, gdyż nasz host jest badaczem nowych ruchów religijnych w świecie. Już pierwszego dnia przy przepysznej kolacji przygotowanej przez jego żonę informuje nas, że takowych ruchów jest w świecie ponad 20.000 tysięcy!
W irańskim domu
Dom Hosseina jest bardzo skromny. Tuż po wejściu rzuca mi się w oczy muzułmański tradycjonalizm. Nareszcie będę miał okazję zobaczyć codzienne życie muzułmanów od kuchni. To doświadczenie, które w jakimś stopniu odmienia mnie wewnętrznie. W progach domu, skinieniem głowy wita nas Hani, żona naszego przyjaciela ubrana w czador. Nie możemy podać jej ręki, gdyż zasady islamu, zgodnie z którymi żyje rodzina zabraniają owego procederu. Z klatki wchodzimy bezpośrednio do salonu. W mieszkaniu nie ma korytarza. Główny pokój o wymalowanych na biało ścianach jest dość przestrzenny. Zasługą jest brak mebli. Podłogę pokrywają perskie dywany koloru kremowego i czerwonego. O ściany oparte są tradycyjne czerwone perskie poduszki z wyszywanymi złotymi wzorkami. Nie ma krzeseł. Każdy z gości siada przy ścianie, opierając plecy o poduszkę znajdującą się tuż za nim. Jest to nie lada wyzwanie dla europejskich nóg, a szczególnie mięśni ud, które nieprzyzwyczajone do pozycji siedzącej ze splecionymi nogami dają o sobie cały czas znać. Sytuacja dość krępująca, gdyż nie mogę wysiedzieć spokojnie i co chwila muszę zmieniać pozycję. Na szczęście moi gospodarze traktują moje ciągłe wiercenie się z dużą dozą humoru. Ponad poduszkami na ścianach wiszą dwa swego rodzaju obrazu z inskrypcjami z Koranu. To również stały element każdego z muzułmańskich domów. Przy wejściu do łazienki znajduje się zdjęcie jednego z meczetów. Pozwalam sobie sprawdzić wiedzę Hosseina na ów temat, jednakże po chwili zawahania pomagam mu rozszyfrować miejsce, które widziałem dwa dni wcześniej. To słynna Hagia Sophia, można ją podziwiać w stolicy Turcji, Istambule. W domu poza salonem znajdują się jeszcze trzy pomieszczenia. Kuchnia, a w zasadzie aneks kuchenny oddzielonym ścianką od salonu oraz dwa mniejsze pokoje. Jeden w którym będę nocował przeznaczony dla dziewczynek, gdyż pełno w nim zabawek. Drugi jest sypialnią naszego gospodarza. W zasadzie mogę czuć się zaszczycony, gdyż Hossein po raz pierwszy nocuje swoich gości w domu. Zazwyczaj robi to w pomieszczeniach pracowniczych na uniwersytecie.
Hossein ma dwie córki. Starsza o czarnych oczach i przenikliwym spojrzeniu spędza z ojcem każdą wolną chwilę. Biega, śmieje się, przynosi zabawki, improwizuje golenie gęstego zarostu taty żelazkiem. Druga dopiero narodzona leży całymi dniami w kołysce. Nie miałem niestety możliwości porozmawiania z Hani, żoną naszego przyjaciela, która albo bardzo zajęta przygotowywała dla nas kolację w kuchni, albo zajmowała się dziećmi.
O szyizmie i innych ruchach religijnych
Hossein z dbałością o najdrobniejsze szczegóły opowiada nam o swojej pracy na uniwersytecie. Motywem przewodnim naszych rozmów jest islam, jego odłamy i różnice między nimi. 89% ludności to szyici, a tylko 10% to sunnici. 1% reprezentują pozostałe wyznania takie jak zoroastrianie, żydzi, chrześcijanie i bahaici. Każdy ma prawo do konstytucyjnej wolności religijnej. Dość mocnym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, iż islam zezwala na poszukiwanie innej drogi do Boga, jeśli wyznawca stwierdzi, że znalazł lepszą. Od przybyszów z Europy oczekuje się bycia chrześcijanami. Lepiej nie przyznawać się do bycia ateistą, szczególnie przebywając z osobami duchownymi, takimi jak Hossein, gdyż może to pozostawić pewien niesmak.
Co ciekawe w języku perskim Europejczycy potocznie nazywani są farangi. Słowo to w zasadzie oznacza Francuzów, a skoro mowa o Francuzach, to mowa o całym kontynencie europejskim.
Szyici wierzą w Allaha jako jedynego Boga, a Mahomet jest jego pierwszym prorokiem, głosicielem słowa bożego. To pierwszy z filarów islamu nazywany shahada. Kolejny filar salad to trzykrotna modlitwa w ciągu dnia, w przeciwieństwie do sunnitów, którzy modlą się pięć razy. Trzecim filarem jest zakat, czyli dawanie jałmużny i ostatnim pielgrzymka do mekki, tak zwany haj.
Hossein wyjaśnia mi również jak doszło do podziału islamu. Otóż po śmierci proroka Mohameta zaistniał spór kto powinien być jego następcą. Większość wyznawców poparła Abu Bakra, teścia Mohameta. Jednakże byli też tacy, którzy poszli za głosem zięcia proroka, Ali Bin Abi Taleba. Szyici wierzą w powierzenia przywództwa dwunastu imamom, z których ostatni Mahdi ukrył się w jaskiniach w miejscowości Samarra w Iraku i przyjdzie w dniu ostatecznym wraz z Jezusem zaprowadzić pokój z sprawiedliwość. Jest to dla mnie dość mocne zaskoczenie. Co prawda byłem świadomy o istnieniu postaci Jezusa jako proroka w Koranie, nie zdawałem sobie natomiast sprawy, iż odgrywa on aż tak kluczową rolę dla szyickich muzułmanów.
Zastanawia mnie coraz bardziej jakie podejście jako duchowny ma mój gospodarz do postaci ostatniego szacha Iranu, Mohameda Reza Pahlavi.
– Nie był ani dobry ani zły – odpowiada.
Z tonu dalszej rozmowy jasno wynika, iż Hossein jest raczej zwolennikiem Imama Chomeiniego i poglądów przez niego głoszonych.
– Wiesz, myślę, że w tej chwili wszystko zmierza ku poprawie. – kontynuuję swoją wypowiedź.
– Nie sądzę. Problemem są raczej różnice kulturowe i różne sposoby dążenia do osiągnięcia podobnych celi. – odpowiada.
Wojna iracko-irańska
Hossein wraca myślami do wojny Iranu z Irakiem. Przedstawia mi fakty wcześniej nieznane, jak chociażby to, że Niemcy dostarczały Irakowi broń chemiczną, lub sam czas trwania wojny. Podaje się, że wojna toczyła się na przestrzeni ośmiu, a nie jak faktycznie było dziesięciu lat. Po każdej ze stron zginęło około pół miliona ludzi. Pretekstem do jej wywołania był region Chuzestanu. Saddam Husajn twierdząc, że to historyczna część Iraku, wtargnął na owe tereny w celu dokonania grabieży ropy.
Kolacja po irańsku
Rozmowę przerywają pojawiające się na dywanie potrawy. Lawosz i kotlet to pierwsze danie rodzimej kuchni jakie mam okazję skosztować podczas mojej podróży. Dochodzi do dość kuriozalnej sytuacji, gdyż pytając Hosseina o danie jakie jest właśnie serwowane, a mianowicie płaskie placki panierowane, otrzymuję informację, że jest to kotlet. Proszę zatem o perskie słowo na ów potrawę. Po raz kolejny słyszę kotlet. Okazuje się, że mielone mięso w panierce, z tymże mniejszych rozmiarów niż nasz polski kotlet, nazywa się dokładnie tak samo. Urywając małe kawałki mięsa i lawosza, czyli chleba w formie tortilli, tworzę mały rulonik, dodaję świeżo ciętego ogórka i pomidora i rozkoszuję się smakiem perskiego dania. Owoce i warzywa to stały element tutejszej kuchni. Co prawda otrzymuję sztućce, ale Hossein tłumaczy nam zasady konsumowania posiłków w tradycyjnych domach muzułmańskich. Otóż rekomendowane jest jedzenie trzema palcami, kciukiem, palcem wskazującym oraz środkowym. Nie powinno korzystać się z noży, jak również nie powinno pić się wody w trakcie posiłku. Należy pić zarówno przed jak i po posiłku. Przed spożyciem pokarmów jak i po zmawia się do Boga krótką formułkę dziękczynną za pożywienie. Jedną z rzeczy, które dość szybko rzucają się w oczy, jest fakt dostawiania jedzenia na stół zanim skończy się posiłek. W zasadzie kojarzy mi się to z sytuacją w wielu polskich domach. Goście nie skończyli jeszcze jeść, a w międzyczasie serwowane są już dokładki. Nasycony dziękuję za kolejną porcję, a w odpowiedzi słyszę no ta’arof.
Ta’arof i inne elementy dnia codziennego
To chyba najbardziej znana, charakterystyczna i rozpowszechniona w kraju forma grzeczności, która obcokrajowcom może nastręczyć nie lada trudności. Wygląda to mniej więcej tak. Nasz rozmówca proponuje nam kolejną porcję jedzenia, mimo że nie ma fizycznie możliwości zaoferowania następnego posiłku, ale taka propozycja pozwala mu wyjść z twarzą z kłopotliwej sytuacji. W takim przypadku należy odmówić. Jeśli gospodarz nadal nalega odmawiamy po raz kolejny. Niepisana reguła mówi, iż należy odmawiać trzykrotnie, a w przypadku dalszego nacisku, zgodzić się. Często dochodzi do dość kuriozalnych sytuacji, jak chociażby propozycja podwiezienia nas sto czy też dwieście kilometrów dalej, albo darmowy przejazd taksówką. Pamiętajmy, że to tak naprawdę ta’arof, który jest swoistym stylem życia.
Kolejnym dość charakterystycznym elementem dnia codziennego są krótkie rozmowy towarzyskie, zagadywanie na ulicy, czego doświadczyłem wielokrotnie w stolicy. Nie należy również oburzać się pytaniami, które dla przybyszy z zachodu mogą wydawać się dość intymne jak na przykład stan cywilny, wysokość zarobków, dlaczego nie mamy dzieci i tym podobne. Tutaj jest to na porządku dziennym.
Wieczór mija w bardzo przyjemnej, rodzinnej atmosferze. Hani przynosi kolejną tacę z herbatami i miseczką kostek cukru dla nas wszystkich. To w herbacie zakochałem się do tej pory najbardziej. Czysta rozkosz dla duszy i przede wszystkim podniebienia.
W irańskiej łazience
Zmęczony nie przespaną nocą idę pod prysznic. Wygląda on zgoła inaczej niż obrazki z naszych domów. Nie ma wanny, a co gorsza nie ma żadnego brodzika. Słuchawka zawieszona jest na ścianie, a woda ścieka bezpośrednio na podłogę, która skonstruowana jest pod delikatnym kątem, aby mogła spłynąć do znajdującej się na środku kratki ściekowej. Kolejną nowością jest toaleta. Otóż jedynym co możemy tutaj spotkać to dziura w podłodze i wąż z wodą umieszczony na ścianie. Nie korzysta się z papieru toaletowego. Pewnym ułatwieniem wydaje się być muszla plastikowa w formie krzesełka ustawiana nad otworem.
Gość w dom, Bóg w dom
Sypialnia jest już przygotowana. W zasadzie nie było tu żadnej filozofii, gdyż wszyscy goście otrzymali po kocu i czegoś w rodzaju poduszki. Jestem na tyle zmęczony, iż kompletnie nie przeszkadza mi fakt spania na podłodze. Nie muszę nawet rozkładać śpiwora, gdyż panujące na zewnątrz temperatury są nieznośne. Jest godzina 23, a na zewnątrz nadal 30 stopni. Do sypialni wchodzi rozpromieniony Hossein. Przynosi talerze z owocami na deser, ustawia nam połączenie internetowe w telefonie i zwraca się do obu swoich gości:
– Pada deszcz. Nie padało od wielu tygodni. W islamie to znak, że Bóg się cieszy. Dobrzy ludzie przyszli do domu. Przybyli goście, więc należy się cieszyć. Dobrej nocy.