Przemierzam kilkaset metrów i zostaje zatrzymany przez kolejnego człowieka. Siedzący na motorze pan jest cały w smarach i ma na sobie stare, znoszone ubrania. Dość energicznym gestem ręki wskazuje mi na stojące obok drzewo. Na pierwszy rzut oka to orzech. Spostrzeżenie najwyraźniej było właściwe, gdyż ów człowiek zgniata dwa włoskie orzechy w ręku i daje mi do spróbowania. Po chwili powtarza proceder i daje mi kolejne dwa. Pozdrawia mnie serdecznie i odjeżdża.

Propagandowe malowidła duchownych

Propagandowe malowidła duchownych

W pałacu szachów Iranu

Przychodzi czas na liźnięcie architektonicznych zabytków jednego z największych miast świata. Moje kroki kieruję w stronę Pałacu Golestan. Tuż po przekroczeniu jego progów w ogromnym skwarze szukam miejsca, gdzie choć na chwilę będę mógł się schować w cieniu, napoić, nabrać sił przed dalszym zwiedzaniem. W tym momencie podchodzi do mnie wysoki, szczupły młody chłopak o kruczoczarnych włosach, ubrany w beżowe spodnie, niebiesko-fioletową koszulkę polo oraz słomkowy kapelusz.

– Skąd jesteś? – pyta.

– Lachestan – odpowiadam nauczony myleniem tubylców naszego kraju z ojczyzną kwiatów.

Pałac Golestan w Teheranie

Pałac Golestan

Tereny pałacu Golestan

Amir Reza jest zagorzałym studentem matematyki. W wolnych chwilach przychodzi na tereny pałacu aby porozmawiać z turystami, wymienić doświadczenia kulturalne, oprowadzić ich po obiektach, opowiedzieć o historii ów miejsca, co czyni z niezwykłą pieczołowitością i dbałością o najmniejsze szczegóły. Przedstawia mi historię dynastii Kadżarów oraz w jakże barwny sposób relacjonuje proces produkcji perskich dywanów. Mówi o rzeczach, których nie znalazłem w żadnych książkach przeczytanych przed moim przyjazdem na miejsce. Produkcja takiego dywanu szytego ręcznie trwa latami, a ceny osiągają próg nawet kilku tysięcy dolarów! Po zwiedzeniu wnętrz pałacu wychodzimy na zewnątrz, robimy kilka pamiątkowych zdjęć i żegnamy się. W zasadzie powinienem być bardziej precyzyjny i powiedzieć, że to ja próbuję się pożegnać z Amirem, który stwierdza, iż ma wolny dzień, a tym samym potowarzyszy mi w mojej dalszej wędrówce i pokaże mi najciekawsze zakątki miasta.

Amerykański akcent

Zabiera mnie pod budynek byłej ambasady Stanów Zjednoczonych, gdzie udziela mi wskazówek, by nie robić zdjęć, a jeśli już chce je robić to z ukrycia. Otóż hasła i graffiti wymalowane na ścianach otaczających budynki są całkowicie niezgodne z poglądami większości obywateli sprzeciwiających się reżimowi. Tym samym ludzie burzą się na głupich turystów, jak ich mają w zwyczaju nazywać, którzy utożsamiają ów slogany z tubylcami. Zauważam to już na samym początku rozmów z Amirem, który jako człowiek młodego pokolenia całkowicie nie zgadza się z działaniem rządów swojego kraju. Młodzi ludzie próbują czerpać wzorce z Zachodu. Ubierają się jak ich europejscy rówieśnicy, podążają za trendami mody. Tak naprawdę głęboko w sercu kochają kulturę prozachodnią. Rząd mniej lub bardziej skutecznie próbuje ograniczać im dostęp do europejskich stron internetowych, czy też kanałów telewizyjnych, co zainteresowani konsekwentnie obchodzą. Amir zdradza mi sekret, iż marzy o studiach w Europie. Pyta mnie o uniwersytety w moim kraju jakie mógłbym mu polecić. Zastanawiają go również koszty utrzymania w naszej ojczyźnie, fakt, czy musiałby płacić za studia.

Mury byłej ambasady amerykańskiej w Teheranie

Mury byłej ambasady amerykańskiej w Teheranie

Mury byłej ambasady amerykańskiej w Teheranie

Duchy przodków, czyli pojechać do Iranu, by poczuć się jak w ojczyźnie

W następnej kolejności udajemy się na Polski Cmentarz będącym dla mnie szczególnym miejscem. Pochowano tutaj uczestników przemarszu wojsk generała Andersa z Rosji przez Iran na Bliski Wschód. Na cmentarzu spoczywa łącznie 1937 osób. Jeden z jego przyjaciół Amira zajmuje się utrzymaniem porządku na cmentarzu i po naszym spacerze podczas którego objaśniam mojemu przewodnikowi znaczenie inskrypcji na pomnikach napisanych w języku polskim, udajemy się na herbatę i słodki poczęstunek. Przeglądam różne książki traktujące o pochowanych na cmentarzu osobach. Na moje szczęście są one napisane w języku perskim jak i angielskim. Zostawiam wpis pamiątkowy w księdze gości, mój przyjaciel dzwoni po taksówkę i ruszamy w stronę Azadi Tower, symbolu wolności.

Polski cmentarz w Teheranie

Polski cmentarz w Teheranie

Polski cmentarz w Teheranie

Symbol wolności w kraju ucisku

Wieża Azadi to kolejny jak dla mnie paradoks kraju, gdyż reprezentuje ona wolność, której tak naprawdę nikt przecież nie zaznaje. Wybudowana w 1971 roku za panowania szacha Mohammeda Rezy Pahlawiego dla uczczenia obchodów 2500-lecia Imperium Persów początkowo nazwana została Šahyād, czyli pomnik króla. W następstwie rewolucji w 1979 roku nazwa zmieniono na Āzādi, czyli wolność.

Azadi Tower

Azadi Tower

Osobliwości teherańskiego metra

W metrze spotykamy nauczyciela języka angielskiego, który widząc przybyszy z Zachodu natychmiast postanawia nas zaprosić na obiad do siebie do domu. Z bólem serca odmawiamy, gdyż nie dysponujemy wystarczającą ilością czasu, aby skorzystać z propozycji. Musimy zdążyć na autobus odjeżdżający do Qom.

Ciekawostką, ów osobliwością tutejszego metra są sprzedawcy różnego rodzaju towarów handlujący oczywiście nielegalnie. Kary za takie procedery są dość surowe, jednakże nikogo to nie odstrasza przed sprzedawaniem etui do telefonów, skarpetek, czy też innego rodzaju gadżetów.

Irańskie autobusy dalekobieżne

Amir podczas naszych ostatnich wspólnych chwil dba również o to, aby kierowca mówiący tylko w języku perskim wysadził nas w odpowiednim miejscu w naszej docelowej miejscowości. To mój pierwszy kontakt z autokarami w tym kraju i jakże wielkie zaskoczenie. Mamy tutaj do dyspozycji trzy rzędy siedzeń, a każdy z foteli rozkłada się do pozycji leżącej. Nie musimy się zatem męczyć i dusić jak sardynki zakonserwowane w puszce. Pojazd jest oczywiście klimatyzowany, a w trakcie podróży nawet na tak krótkiej trasie jaką przebyłem, gdyż było to raptem sto pięćdziesiąt kilometrów, serwowany jest poczęstunek oraz zimne napoje. Jest to nie lada ułatwienie przy upałach jakie panują o tej porze roku. Tym samym spoglądając z utęsknieniem przez szybę autokaru na ulice stolicy żegnam Teheran. To jednak nie koniec przygody z Amirem, który każdego kolejnego dnia wysyła do mnie wiadomości tekstowe, pytając czy potrzebuję jakiejś pomocy i czy nie spotkały mnie przypadkiem jakieś problemy na drodze.