Japonia w oczach Europejczyka jest wizją całkowicie odmiennego świata, czymś tak bardzo innym, orientalnym, egzotycznym, iż nie dającym się w żaden sposób powiązać z naszą europejskością, zachodniością. Jeśli ów stereotypowy Europejczyk czułby się poszkodowany, zbulwersowany pewną formą zastosowanego uogólnienia, ograniczę swoje stwierdzenie wyłącznie do osób wyrażających w rozmowach tuż przed moim wyjazdem swoje poglądy na temat inności dalekowschodniego świata. Otóż wspomniani interlokutorzy w Japonii nigdy nie byli i istnieje mała szansa, że kiedykolwiek się tam pojawią. Formułowane poglądy zbudowane zostały raczej na podstawie panujących w społeczeństwie kliszy, tudzież zasłyszanych historii.

Na pierwszy rzut oka Japonia, a dokładniej rzecz ujmując jej stolica, poza swoją nieskończonością, nie różni się niczym od europejskich miast. Pociągi, metro, chodniki, których tak bardzo brakowało w świecie arabskim, zabudowa miasta, Tokio Tower łudząco podobne do paryskiej wieży Eiffla, nie pozostawiają złudzeń, iż moglibyśmy zaryzykować stwierdzenie, że przebywamy na kontynencie europejskim.

Jednakże pozory mylą, a każdy stereotyp ma w sobie ziarnko prawdy, o czym brutalnie można się przekonać tuż po przekroczeniu pewnej niewidzialnej granicy, po odsunięciu zasłony pozoru ukrywającej prawdziwą duszę Japonii. Im głębiej wchodzimy w azjatycki świat i im bardziej staramy się go w jakiś sposób pojąć, zrozumieć, rozgryźć, zgłębić, tym bardziej bezradni stajemy się w swoich poczynaniach. Każdy kolejny krok stawiany na wyspach uświadamia przybysza z zewnątrz, z jak bardzo kompleksowym światem ma do czynienia.

W wielkomiejskich metropoliach, na czele ze stolicą, życie toczy się dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Bary i restauracje tłumnie oblegane nie tylko przez tubylców, ale i masy turystów zjeżdżających się tu z całego świata, salony gier, gdzie Japończycy trwonią ogromne sumy pieniędzy odreagowując całodzienny stres związany z życiem zawodowym, etos pracy kultywowany w rozsianych po mieście biurowcach od rana do wieczora, samobójstwa popełniane z przepracowania, świecące i grające nieustannie neony i reklamy z góry narzucają nam, przybyszom z zewnątrz, role obserwatora.

Różnice kulturowo-społeczne urastają do tak dużych rozmiarów, że ich pojęcie wydaje się być niemożliwe. Wielkomiejska Japonia to twór hermetycznie zamknięty, żyjący swoim własnym rytmem, chroniący swoją prywatność, niewpuszczający w swoje kręgi żadnego intruza z zewnątrz. To mentalność tak różna, że próba nawiązania jakiegokolwiek porozumienia z góry skazana jest na porażkę. Marie i jej przyjaciele, ale także tysiące innych imigrantów rozsianych po różnych zakątkach wysp, po wielu latach pobytu, nadal traktowani są jak obcy przybysze z zewnątrz. Można by zaryzykować stwierdzenie, iż niemożność, czy też trudność integracji i wsiąknięcia w nowy świat, inne społeczeństwo, dotyczy każdego z krajów. Przyjmując takowe stanowisko Japonię na tle pozostałych państw świata należałoby rozpatrywać jako wyolbrzymienie, uwypuklenie ów niemożności przystosowawczej.

Japonia to jednak dwa światy. Tak jak każdy kraj również i ona ma swoje dwa oblicza, dwie różne natury. Ten drugi jest zupełnie inny, mały, spokojny, prowincjonalny. Na japońskiej wiosce nikt nie goni, nikt nigdzie nie spieszy, a raczej docenia walory pięknego życia. Jest bardziej życzliwy, pomocny, otwarty na spostrzeżenia z zewnątrz, ale mimo wszystko kocha swoją japońskość i nie pozwala jej w jakikolwiek sposób zmieniać. Tylko czy możemy stawiać się w pozycji roszczących sobie prawo do ingerencji i zmian innej, obcej kultury? Czy nie należy uszanować inności? To właśnie różnorodność sprawia, iż świat jest nieskończenie ciekawy i niezmiernie piękny.