Do Tokio wracamy dzień wcześniej niż pierwotnie zakładaliśmy. Mieliśmy wyjeżdżać wcześnie rano, ale zmiana planów sprawiła, że wieczorem łapiemy pociąg z Osaki do stolicy. Zafascynowani pięknem Sakury w pełnym rozkwicie, przesuwamy coraz bardziej nasz odjazd z tego fascynującego miasta. Przychodzi jednak moment, w którym musimy pożegnać się z widokiem kwitnących wiśni.

Ruszamy powoli w kierunku dworca. Na szczęście udając się na japońskie dworce, towarzyszy mi zupełnie inne uczucie, niż w analogicznej sytuacji w Polsce. Tutaj nie idę przed siebie pełen niepokoju, obaw czy może mój pociąg będzie miał spóźnienie, czy w ogóle przyjedzie. Wchodzę na dworzec, pociąg wjeżdża na peron co do minuty. Ustawiam się w kolejce przy numerze oznaczającym gdzie dokładnie zatrzyma się wagon, do którego należy wejść. Rozsiadam się wygodnie w pociągu i niespełna cztery godziny później wysiadam ponownie na znajomej mi stacji w stolicy.

Małe zakupy spożywcze i kieruję się w stronę Akihabary, gdzie czeka już na nas Marie, trzydziestoletnia Filipinka, pracująca obecnie w Japonii. Już pierwszy moment daje nam dobitnie do zrozumienia, że mamy do czynienia z zupełnie inną kulturą, całkowicie odmienną od lokalnej. Marie bierze nas w objęcia jak siostra, witając się serdecznie. Chwilę później jesteśmy już w jej bardzo skromnym, małym mieszkaniu. Dość oczywiste. Przecież jesteśmy w Japonii!

Tu każde mieszkanie jest małe. Wąski przesmyk, w którym nie miną się dwie osoby idące w różnym kierunku nazywany korytarzem i jednocześnie kuchnią, gdyż to właśnie po lewej stronie zabudowano wszelkie niezbędne urządzenia i szafki potrzebne do przyrządzenia posiłków, klaustrofobiczna łazienka i jeszcze bardziej oddziałująca na psychikę toaleta, oraz przestrzeń życiowa, czyli pokój. I tu spotykamy się z czymś zupełnie nowym, gdyż prawie połowę pokoju zajmuje coś na wzór szafy. Nie jest to jednak typowa szafa. Na górze znajduje się łóżko naszej gospodyni, a do ów przybytek można w zasadzie wejść. Niezwykle dziwny twór, zważywszy na metraże tutejszych lokali mieszkalnych. Można pokusić się o stwierdzenie, że ów mieszkanie nie posiada żadnego pokoju, gdzie można spokojnie usiąść przy stole, porozmawiać. Wstawienie czegokolwiek nie wchodzi w grę.

Zostawiamy nasze bagaże we wspomnianej szafie, zajmującej połowę przestrzeni życiowej, bierzemy prysznic, a Marie wręcza nam słodki prezent powitalny, wyjmując co ma w lodówce, by umilić i ułatwić nam aklimatyzację w nowym miejscu.

– W Japonii przy każdej zmianie pory roku pada deszcz. Tak, jakby istniało coś jeszcze pomiędzy porami roku. Nie wiem dlaczego. Ale tak po prostu jest. Tak jak teraz. Gdy zaczęła się wiosna, kilka dni padało. Żeby jakoś urozmaicić sobie życie, zapraszam do siebie ludzi przyjeżdżających do Tokio. Tydzień temu miałam parkę z Bułgarii. Przygodę z Couchsurfingiem zaczęłam w zeszłym roku. Co prawda znałam ideę już wcześniej, ale mieszkając u siebie w domu na Filipinach, nie chciałam obciążać moich rodziców niepotrzebnymi obowiązkami. A gdy przeprowadziłam się do Japonii miałam już własną przestrzeń, własne mieszkanie, więc postanowiłam zapraszać ludzi do siebie. Nie wiedziałam czy mi wolno, bo przecież wynajmuję mieszkanie. Moja umowa o mieszkanie była tylko w języku japońskim, także niewiele z niej mogłam wywnioskować. Japońskiego się nie uczę, ale sprawdzam wymowę wielu wyrażeń. Po prostu ten język jest dla mnie zbyt skomplikowany. Sprawdzam, żeby wiedzieć jak ich uczyć, gdyż Japończycy nie są zbyt elastyczni jeśli chodzi o przyswajanie innych języków. Są bardzo mocno związani ze swoim językiem ojczystym. Chcę wiedzieć dlaczego robią taki, a taki błąd. Na co dzień mówię po angielsku. Znam również język tagalog, ale nie wiem za wiele o jego historii. W moim przypadku angielski jest bardziej dominującym językiem. Z rodzicami mówimy jakby mieszanką. Często przeskakujemy z tagalog na angielski i na odwrót. Szczególnie gdy jestem zła i coś chcę przekazać. Wtedy łatwiej jest mi mówić po angielsku.

– Z Couchsurfingiem jest dość ciężko w Japonii.

– To nie pierwszy raz gdy to słyszę. Dlaczego?

– Po pierwsze małe powierzchnie mieszkalne. Po drugie zamknięta natura i wstydliwość. Zderzyliśmy się z taką sytuację w Kioto, kiedy to nasz gospodarz zmienił miejsce zamieszkania, bo ktoś z jego studentów zobaczył go w supermarkecie. Uznał to za zbyt duże naruszenie jego prywatności.

– Naprawdę? Co do cholery dzieje się z ludźmi? Przecież to normalne, że ktoś Cię widzi w supermarkecie. Dlaczego przyjechaliście do Japonii?

– Oczywiście Sakura! Żartuję. Nie ma konkretnego powodu. Będąc w Omanie, jedna Amerykanka poleciła nam Japonię jako wspaniały kraj. Wtedy sobie pomyśleliśmy, że zawsze ta Japonia się gdzieś przewijała w planach. Dlaczego by zatem nie spróbować.

– Ja w zasadzie poza Azją nigdzie jeszcze nie byłam, a jeśli chodzi o Japonię, też nie za wiele widziałam. Muszę pracować. Do tej pory byłam tylko na północy. Jestem z północnej części Filipin i chyba mam to we krwi, by zwiedzać północne części krajów. Bardzo podobało mi się w Yamagacie, gdzie było bardzo wiele małych świątyń i szczególnie na Hokkaido, w Sapporo. Piękne miejsce. Ludzie sprawiali wrażenie bardziej szczęśliwych niż tutaj. W Tokio każdy się spieszy, nie jest miły, patrzy tylko na siebie. Pojechałam na północ i sobie pomyślałam, że jednak Japończycy potrafią być inni. Umieją również spojrzeć na Ciebie, uśmiechnąć się, być życzliwi. Dla mnie życie tu nie jest łatwe, gdyż nie mówię po japońsku, co ogranicza w dużej mierze moje zanurzenie się w tutejszej kulturze. To dlatego zaczęłam moją przygodę z Couchsurfingiem. Brakowało mi kontaktu z ludźmi, konwersacji. Co prawda wydaje się być możliwym wyjście z Japończykiem na drinka, ale oni mają tak ogromną liczbę zasad, których przestrzegają, że zmusza mnie to do bycia bardzo ostrożną w tym co mówię, podczas normalnych codziennych konwersacji. Nigdy nie wiem, czy nie naruszę za bardzo sfery prywatnej japońskiego rozmówcy. Dlatego jest mi trudno. Zawsze każda pogawędka zaczyna się tak samo. Co sądzisz o Japonii? Jaki jest Twój ulubiony japoński film? A jakie japońskie jedzenia lubisz najbardziej? Pracuję z ludźmi z RPA i z Niemiec. Niektórzy z nich mieszkają już tu osiem lat, a nadal zderzają się z takimi seriami pytań. W moim przypadku niektórzy myślą, że jestem Japonką ze względu na moje azjatyckie rysy twarzy. Gdy mówię przepraszam ale nie znam japońskiego, konwersacja wraca na tory tych podstawowych pytań. Trudno jest czuć, że przynależy się do tej społeczności, do tej kultury. To raczej ściana. Japończycy i cała reszta obok. Rzekomo te różnice jeszcze bardziej można odczuć w Kioto, gdyż tamtejsi ludzie mają pewien rodzaj dumy, że to oni są prawdziwymi Japończykami. Kioto to Kioto.

– My mamy już dość świątyń tak samo jak i zamków, które dla nas są dość dziwne. W środku nie ma tak naprawdę nic. W Europie gdy wchodzisz do zamku, wszystko jest niezwykle wystrojone, nawet łóżka, trony królów, wszystko nadal stoi. Wchodzisz i czujesz, że mogłoby się tam toczyć życie właśnie teraz, jak tylko turyści opuszczą sale i pokoje. Dość irytująca jest konieczność zdejmowania butów przy wchodzeniu do świątyni, bo jest po prostu strasznie zimno o tej porze roku, czasami wszędzie mokro, a buty trzeba zdjąć już na drewnianym podeście. Ale tu nawet nikt nie daje worków na obuwie. Ile dni urlopu masz w ciągu roku?

– To trudne pytanie. Nie pracuje na zasadach japońskich. Jestem zatrudniona przez firmę z Filipin i przysługuje mi piętnaście dni urlopu. Poza tym wakacje w lecie i japoński złoty tydzień. Pracuję dziewięć godzin, zaczynając o dziesiątej, z godziną przerwy na lunch. A jak jest z Wami? Sporo podróżujecie?

– Staramy się. Japończycy również nie mogli zrozumieć jak możemy podróżować. Dlaczego nie musimy ciągle pracować? W ostatnim czasie preferujemy kraje arabskie. Gościnność muzułmańskie jest niesamowita.

– Nigdy tam nie byłam. Nie umiem sobie wyobrazić jak jest. Moja siostra natomiast pracowała dwa lata w Arabii Saudyjskiej w Burajdzie. Przebywała w ośrodku całkowicie odizolowanym. Szpital i mieszkania pracowników w jednym miejscu. Do galerii handlowej mogli chodzić raz, albo dwa razy w tygodniu na dwie godziny. Przy centrum czekał na nich samochód firmowy, który zabierał ich na zamknięty teren ośrodka. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić takiego życia. Próbowaliście japońskiej kuchni podczas podróży?

– W zasadzie tak, ale nie przepadam za nią. Zazwyczaj unikamy mięsa, a w Japonii znaleźć coś bez wieprzowiny jest niesamowicie trudno.

– Zgadza się. Swego czasu byłam wegetarianką. W zasadzie jak tu przyjechałam, to jeszcze nią byłam i zaczęłam szukać wegetariańskich restauracji. Oczywiście nie było żadnej. Japończycy w żaden sposób się nie dostosowują.

– W Takayamie pytaliśmy o jakieś restauracje wegetariańskie, ale nie udało się nic znaleźć. Kombinacje kulinarne są dość dziwne. Japończycy podają na przykład makaron z krewetkami, ale do tego wmieszana jest jeszcze wieprzowina.

– Nie jestem fanką ramenu. Jest oparty na wieprzowinie. Dla mnie jest zbyt słony. Nie jestem w stanie wyczuć co jem. To po prostu sama sól.

– W Polsce mamy rosół, czyli coś, co przypomina ramen. W Osace chciałem spróbować pierogi, ale były napakowane mięsem. Nie zaryzykowałem.

– To mi przypomina mój pobyt w Tajwanie. Koleżanka mnie namawiała, żebym spróbowała tego i tamtego. Nie zaryzykowałam. Ale będąc w Nikko spotkałam kogoś, kto polecał mi wegetariańską restaurację w Roppongi.

– W Japonii dość trudno znaleźć chleb. Można kupić kulki ryżowe, ale z chlebem jest problem.

– Naprawdę? Problemem jest jak już mówiłam fakt, iż Japończycy się nie dostosowują. Na Filipinach jeśli nie chcesz jakiegoś składnika, kucharz przygotuje danie tak, jak sobie życzysz. Tutaj nie jest to możliwe.

– Taką sytuację mieliśmy w Kioto. Pięknie wyglądające na zdjęciach curry niestety przyprawione wieprzowiną. Zapytaliśmy czy mogą coś zrobić bez wieprzowiny. Niestety nie mogli. Tu nawet gotowe kanapki są z wieprzowiną, zimne hot dogi z musztardą, czy ketchupem. Japończycy kupują dużo lunch boxów. To pewnie spowodowane jest brakiem czasu na gotowanie. Duża część dań podawana jest na zimno. W Polsce mamy wiele napojów zimnych, ale zazwyczaj pije się je latem. Tutaj wszystko podawane jest na zimno. Makarony, ryby, sushi. Polska kuchnia jest dość ciężka. Mamy również dużo wieprzowiny w daniach. Dlatego jej unikamy. Bardziej dania włoskie. Polska kuchnia raczej na święta. Ale kochamy ziemniaki. To dla nas tak, jak dla Azjatów ryż.

– To tak jak na Filipinach. Tam naprawdę łatwo zdobyć dobrej jakości warzywa. W Tokio jest zupełnie inaczej. Ceny za warzywa są wysokie. Ze śmiesznych sytuacji, raz do udonu dostałam lody. Lody w zupie. Nie wiedziałem co się dzieje.

– Na Filipinach jecie pałeczkami?

– Nie. Mamy widelec i łyżkę. Najczęściej jemy łyżką. Ale wygląda trochę dziwnie. Przypomina zachodni nóż. Mamy natomiast duży wpływ jedzenia chińskiego. Tradycyjni Filipińczycy jedzą rękoma.

– Byłaś może na licytacji tuńczyków?

– Nie, ale mój kolega z San Francisco był. Zapytałam jak było. Powiedział, że ok, nic specjalnego. Licytacja jak w telewizji i to tyle.

– Byliśmy tylko zwiedzić Tsukiji. Targ jest dostępny jedną godzinę dla zwiedzających. Można też się zatrzymać w knajpkach na zewnątrz i zjeść sushi.

– Mój szef uwielbia wysokiej jakości restauracje sushi. Ja nie widzę różnicy. Raz znalazłam dobre sushi, które faktycznie było inne, niż pozostałe. Co ciekawe było to na dworcu. To chyba nie kwestia składników, ale sposobu przygotowania. Kiedyś na zajęciach nawet miałam wykład o tym, jak jeść sushi.

– W Europie istnieje przekonanie, że Japonia jest super rozwiniętym krajem. Należy sobie zadać pytanie w jakich aspektach, bo gdy już tu przyjeżdżasz i zderzasz się z tutejszą rzeczywistością, odnosisz zupełnie inne wrażenie. Co z tego, że klapy w toaletach są podgrzewane, skoro nie ma w mieszkaniach centralnego ogrzewania. Myślę, że Japonia nie do końca jest przygotowania na turystów z Europy, czy Ameryki. Poza Tokio w wielu restauracjach menu jest tylko po japońsku. Jest im przykro, ale karty po angielsku nie mają.

– Zauważam to w podejściu wielu moich uczniów do nauki angielskiego. Wszyscy mają przekonanie, że jeśli przyjeżdżasz do Japonii, to musisz się przystosować do życia tutaj. Tak to prawda, ale jeśli Japonia chce przyjmować turystów, musi w jakiś sposób dostosować się do świata. Czasami ucząc ich języka, zauważam jak bardzo mają zakorzenione pewne zasady, których nie da się przeskoczyć. Jeśli język nic dla Ciebie nie znaczy, nie widzisz, co może Ci dać nauka języka, rozumiem dlaczego nie czynisz żadnych postępów. Nie ukrywam. Trudno się tu żyje. Japończycy są świadomi tego, że są niezwykle rozwiniętą nacją i mają w sobie z tego powodu dość duże poczucie dumy. Podejście do mojej osoby w pracy jest na zasadzie, co ona nam może dać? Czego ona nas tak naprawdę może nauczyć? Mało kto poważnie mnie traktuje. Oczywiście nie przejmuję się tym. Japończycy mają manierę kwestionowania rzeczy. Ale co ciekawe wiele rzeczy w Japonii jest albo koreańskie, albo chińskie, albo europejskie. Adaptują tu tyle obcych elementów. W Tokio mają przecież swoją wieżę Eiffla. Nawet jeśli chodzi o sam język japoński, nie zdają sobie sprawy jak wiele zapożyczają słów z języka angielskiego. Najśmieszniejsze jest to, że myślą, że to słowa czysto japońskie. Nawet takie wyrażenia jak bye, bye, czy ok. Tak bardzo wyobcowują się ze świata, ale w dużej mierze są jego częścią, nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy. Są natomiast bardzo uprzejmi. Tego nie można im odebrać. Wracając jeszcze do samej stolicy, Tokio pomimo tego, że jest ogromne, jest ciche. Gdy przespacerujesz się po tej dzielnicy o siódmej rano, panuje kompletna cisza. Ale gdy wracam do domu na święta wszystko wydaje mi się teraz takie głośne. Jesteśmy dużo bardziej radośni. Gdy jadę do Manili, wszystko jest dla mnie zbyt hałaśliwe. Najbardziej radosny okres na Filipinach to oczywiście święta Bożego Narodzenia. Tu na święta niewiele się dzieje. Myślę, że ludzie, szczególnie młodzi, robią więcej na Halloween. Nie powinno to w zasadzie dziwić, gdyż Japończycy nie przywiązują dużej wagi do religii. Co ciekawe, jeśli chodzi o śluby, to bardzo chętnie biorą je w kościołach. Na Filipinach najwięcej jest katolików. W południowej części kraju dominują muzułmanie. Na Filipinach najbardziej lubię południowe rejony. Ludzie są bardziej zrelaksowani. Ogromnym plusem podróży po mojej ojczyźnie jest fakt, że wszyscy mówią po angielsku. W przeciwieństwie do Filipin, w Japonii nie ma kultury plażowania. Gdy idziesz tu na plażę, masz całą serię zakazów. Nie pokazuj tatuaży, nie pij alkoholu, nie włączaj muzyki. Zauważyłam, że będąc w Tokio, jestem mniej aktywna fizycznie. Po tym roku chciałabym się wynieść gdzieś poza miasto. Choć nie wiem czy będę w stanie wytrzymać dłużej w Japonii. Nie muszę koniecznie pracować w branży, w której pracuję teraz. Miałam myśli, by robić coś związanego ze sztuką, ale nie jestem w tym dobra. Mimo wszystko nie ograniczam się do żadnych obszarów. Może jakiś wolontariat. Sama nie wiem. Ale głównym celem jest wynieść się za jakiś czas do innego kraju. Najlepiej na Kostarykę. Chciałabym pomieszkać trochę w tropikach, w kraju, w którym mogę ograniczyć ilość posiadanych rzeczy. Mam dość pracy dla tej samej firmy, jestem tu już od siedmiu lat. Mamy też biuro w Brazylii, ale jest bardzo małe. To trudny rynek do zdobycia. Nauczyciele są z Filipin, a Brazylijczycy nie pojmują, dlaczego mieliby się uczyć angielskiego od Azjatów? Zresztą mają takie same podejście jak Japończycy, mogą żyć bez angielskiego. Myślę, że Japonii zajmie dużo czasu otwarcie się na świat. Nawet dla mnie, Azjatki wiele rzeczy jest tu strasznie dziwnych.