Koya-san, czyli grupa ośmiu gór tworzących główną siedzibę kultu buddyjskiej sekty Shingon, od samego początku planowania podróży do Japonii byłą dla mnie jednym z głównych celi. Dlaczego? Sam jednoznacznie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mistyczny, mroczny cmentarz spowity we mgle, nagrobki porośnięte mchem, kamienne posągi buddy na każdym kroku, a może po prostu natura, przyroda, ciekawe położenie pośród gór?

W tych najważniejszych momentach, gdy zagubiony turysta w podziemnych korytarzach przeogromnych dworców będących jakby miastami w miastach szuka pomocy, informacji, odpowiedzi na nurtujące go pytania, japońska turystyka nigdy nie zawodzi. Tym samym kupienie biletów do Koya na potężnym dworcu Namba w Osace nie sprawia nam żadnych trudności. Gdy kolejnego dnia stajemy na stacji początkowej, by udać się w naszą podróż, cała dalsza droga przebiega jak po sznurku i dwie godziny później jesteśmy już w samym centrum Koya.

Posągi na cmentarzu w Koya-san

Miejsce dość spokojne, urzeka nas swoją atmosferą. Na pierwszy cel obieramy sobie to, co powinno być dla nas najbardziej atrakcyjne, czyli cmentarz. Krążąc po jego uliczkach, gubiąc się pośród nagrobków, podziwiając piękno przyrody zrośniętej z tworami ludzkiej wyobraźni jakby w jeden funkcjonujący organizm, odczuwam delikatny niedosyt. Nie jest strasznie, nie jest również tajemniczo, nie jest aż tak mistycznie jak chciałbym by było. Jest ciekawie, ale jest dość normalnie. Niestety ta normalność zanika, zostaje zabita przez jarmark urządzony wewnątrz świątyń, gdzie mnisi siedzący w czymś przypominającym budki telefoniczne, rozmawiają przez telefony stacjonarne, śmiejąc się, może żartując. Jak to możliwe, że Japończycy zainstalowali telefony stacjonarne w świętym miejscu? Jak można ustawić jarmarczne stoliki z plastikowym badziewiem, bibelotami serwowanymi przybywającym tu turystom? Gdzie mistycyzm? Gdzie sakralność, które znam chociażby z kościołów chrześcijańskich, czy też islamskich meczetów? Wychodzę zniesmaczony, podążając czym prędzej ku wyjściu.

Dalsze zwiedzanie zamieniamy w dość relaksującą formę spaceru po kolejnych obiektach położonych w różnych częściach całego kompleksu. Moją uwagę po raz kolejny przykuwają posągi smoków z przerażającymi wyrazami twarzy.

Świątynie w Koya-san

W Koya można by zostać na noc, uczestnicząc w buddyjskich obrzędach modlitewnych. Jeśli wszystko to miałoby przypominać atmosferą spotkanie z mnichami na cmentarzu, to dobrze, że nie podjąłem trudu i nie skorzystałem z oferowanych na wzgórzu usług.

W drodze powrotnej skupiam się już tylko i wyłącznie na walorach przyrodniczych. Przynajmniej one rzadko kiedy zawodzą.