Gdy przylatywałem do Dubaju byłem świadomy panującego tu przepychu i bogactwa, wzbijających się w powietrze strzelistych wież kończących się gdzieś daleko nad rzadko witającymi w mieście chmurami, najdroższych hoteli świata opływających w złocie, wykwintnych restauracji w marinie, największego na świecie centrum handlowego, klimatyzowanych przystanków, czy też bezzałogowego metra.
Nie przyjechałem tu jednak leżeć na plaży, rozbijać się po sklepach, pławić w hotelowych luksusach, czy delektować się wykwintnymi daniami kuchni całego świata. Chciałem odnaleźć drugie oblicze Emiratu, poznać choć trochę kuluary, dowiedzieć się na czym i jakim kosztem tak naprawdę zbudowana została potęga petroimperium.
Emiraty wcześniej
Przecież Dubaj o którym mowa to historia sięgająca zaledwie kilkudziesięciu lat, to opowieść jednego pokolenia. Można by co prawda cofnąć się do tysiąc pięćset osiemdziesiątego roku, do małej rybackiej wioski położonej w zatoce, ale gdy ojciec zasiada wieczorem z synem i snuje opowieść o dziejach swojego kraju, wróci myślami co najwyżej do roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego ósmego, gdy to w sąsiednim emiracie zaczęto wydobywać ropę. Władzę w Dubaju objął wtedy Raszid ibn Sa’id al-Maktum, wielki wizjoner, którego celem było wypromowanie miasta na świecie, postawienia go obok Paryża, Nowego Jorku, czy Londynu. To właśnie Al-Maktum zaproponował szejkowi Abu Dhabi stworzenie federacji składającego się z siedmiu Emiratów. Co prawda na początku poszczególni szejkowie nie mogli dojść do porozumienia, a obrażone Bahrajn i Katar zerwały natychmiast negocjacje, to finalnie osiemnastego lipca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku podpisano umowę pieczętującą stworzenie państwa. Rok później do sześciu emiratów dołączył również ten ostatni, Ras-al Chajma.
Emiraty współcześnie
Dzisiejsze Emiraty generują dochody przede wszystkim z turystyki, usług jak i wymiany handlowej. Władza wykształciła społeczeństwo pasożytnicze, które bez jakiegokolwiek wkładu własnego, bez wysiłku, oczekuje benefitów. Gratyfikacje takie jak domy, darmowy dostęp do edukacji, służba zdrowia, prąd, woda, należą się przecież z urzędu za posłuszne poddaństwo. Społeczeństwo nie bierze udziału w życiu politycznym kraju. Ów uległość ma swoje korzenie w tradycjach plemiennych opartych na zależnościach rodzinnych.
W Emiratach próżno szukać jakiejkolwiek tożsamości narodowej. Trudno się dziwić takiemu stanowi rzeczy, gdyż na dziesięciu mieszkańców kraju, dziewięciu to obcokrajowcy. Językiem przeważającym jest angielski. Arabski schodzi na drugi plan. Dziś nazywany już raczej arabish, czyli mieszanką angielskiego z arabskim. Młodzi ludzie preferują posługiwanie się językiem angielskim, albo arabskim przy pomocy alfabetu łacińskiego.
Układy społeczne opierają się na nieufności i konkurencji, gdyż różnice zarobkowe pomiędzy przybyszami z Europy i Azji są ogromne. Autochtoni są pogardliwi w stosunku do pracowników ze wschodu, wywyższają się na każdym kroku, żyją w hermetycznie zamkniętym środowisku.
Nadopiekuńczość państwa sprawiła, że kończą szkoły kompletnie nieprzygotowani na rozpoczęcie życia zawodowego. Po co, skoro nie trzeba. W każdej firmie musi być zatrudniony pewien procent autochtonów, którym należy płacić dużo więcej niż obcokrajowcom. Większość z etnicznych mieszkańców pracuje w instytucjach państwowych, choć definicja czasownika pracuje nie równa się temu co można tu zaobserwować. Obywatele Emiratów raczej tylko chodzą do pracy, aniżeli pracują. Zarabiają kilkakrotnie więcej niż pozostali na tych samych funkcjach. Nigdy nie pracują fizycznie.
Brak kompetencji, a przede wszystkim lenistwo, rażą w każdej interakcji z takowym człowiekiem. Majętność tubylców zależy w głównej mierze od lokalizacji posiadanych ziemi pod inwestycję. Żeby otworzyć firmę, potrzebne jest wsparcie autochtona, który jednocześnie staje się udziałowcem ów biznesu.
Drabina społeczna
Można bez ogródek mówić o pewnej formie ustroju feudalnego z władcą i całą rodziną królewską na szczycie. Następny szczebel tworzą rodzimi obywatele, pod nimi pozostali mieszkańcy krajów sąsiadujących. Dalej wykwalifikowani specjaliści z krajów anglosaskich. Za nimi plasują się obywatele Europy Zachodniej, Libańczycy, Palestyńczycy, Irańczycy, mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej, Rosjanie, a na końcu pozostali Arabowie z Syrii, Egiptu, Maroka, Iraku, Sudanu i Afrykanie. Drabinę zamyka ostatni szczebel taniej siły roboczej z krajów azjatyckich. Właśnie to ostatnie ogniwo odkrywa prawdziwe oblicze, drugą twarz, kuluary odgrywanej od kilkudziesięciu lat teatralnej szopki.
Współczesne niewolnictwo w Emiratach Arabskich oparte na systemie prawnym kafala to szkielet, podwaliny obecnej potęgi. Metody pozyskania pracownika nie różnią się tak naprawdę niczym od kupna niewolnika. Firmy posiadają uprawnienie do wydawania wiz pracowniczych, jak również sponsorują imigrantów, którzy zobowiązują się do przestrzegania prawa w kraju goszczącym. Przybyszom odbiera się paszporty, zmusza do pracy w niewolniczych warunkach, jak również do mieszkania w miejscach urągającym ludzkiej godności. Kafala zabrania strajków, jak i tworzenia związków zawodowych.
Oman inny, czy taki sam?
Gdy przejedziemy do pobliskiego Omanu świat na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie inaczej. W przeciwieństwie do Emiratów, wypłowiałego kraju pozbawionego duszy, sąsiad odznacza się charakterem sięgającym drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Kraina baśni tysiąca i jednej nocy jakby zatrzymała się w czasie. Standard życia autochtonów jest zdecydowanie niższy niż mieszkańców Emiratów. Na autostradach nie dostrzeżemy pędzących z niesamowitą prędkością sportowych wehikułów z włoskich stajni. Próżno też szukać w tym pustynno-górzystym terenie wzbijających się w niebiosa nowoczesnych wieżowców.
W przeciwieństwie do Emiratów, gdzie równouprawnienie kobiet i mężczyzn, przynajmniej na płaszczyźnie zawodowej, doświadczyło dużego progresu, w Omanie trudno znaleźć choćby pojedyncze kobiety na ulicach miast. Całe dnie poświęcają się pracom domowym i rzadko kiedy wychodzą na zewnątrz, a jeśli już, to praktycznie zawsze w obecności męża, ojca, czy też brata. Takowy stan rzeczy ma swoje korzenie w ósmym wieku naszej ery, kiedy to Oman przyjął ibadycką doktrynę islamu, która przetrwała po dziś dzień. Emiraty obrały inną drogę, a mianowicie bardziej luźnego podejścia do religii, co nie znaczy, że pewne utarte normy nie muszą być przestrzegane.
W Sułtanacie gość z zachodu traktowany jest z dużym szacunkiem, jak i zainteresowaniem. Omańczyk rzadko kiedy przejdzie obojętnie obok europejskiego turysty, podróżnika, nie pozdrawiając go, czy też nie uśmiechając się. Gościnność i serdeczność tubylców nijak ma się do oschłej i obojętnej postawy obywateli Emiratów.
Drugie oblicze Omanu
Przy bliższym spotkaniu dostrzeże się jednak drugie oblicze Omanu. Bardziej skryte, zakamuflowane, jednakże niczym nie różniące się od prawdziwej twarzy Emiratów. Tu również główną siłą napędową rozwoju gospodarczego kraju są azjatyccy niewolnicy. Skoncentrowani w obozach znajdujących się poza miastami, poniżani na każdym kroku, nie tylko w pracy, ale także na co dzień, w życiu osobistym, pracujący w nieludzkich warunkach, pozbawieni jakichkolwiek praw, dzielą losy pozostałych pracowników rozsianych po wszystkich krajach Półwyspu Arabskiego.
Podróżując zarówno po Emiratach, jak i Omanie protestowałem, moja natura nie mogła pogodzić się z otaczającą mnie rzeczywistością. Dziś z perspektywy czasu pogrążam się w zadumie pełni świadomy swojej bezsilności. Gdy dla Europejczyka panujące tu standardy nie spełniają żadnych norm świadczących o godnej egzystencji, dla Azjaty te same warunki nie będą może luksusem, ale można je będzie określić mianem znośnych. Dzięki pięciu, może dziesięciu lat pracy, taki człowiek poprawi w pewien sposób byt swojej rodziny oddalonej o kilka tysięcy kilometrów.
Zgodnie z danymi międzynarodowych raportów, gdy w Dubaju trzysta tysięcy pracowników egzystuje poniżej standardów cywilizacyjnych, na całym świecie ta liczba urasta do dwudziestu czterech milionów. Ale czy bezsilność w obliczu panującego na świecie piekła, wyzysku naszych bliźnich, braku jakichkolwiek człowieczych odruchów w stosunku do zwyrodniałych systemów, bezwzględnych, pozbawionych emocji i uczuć machin współczesnego kapitalizmu, daje nam prawo do bezczynności i przymykania oka na ludzkie cierpienie?