Kolejne spotkanie z Dubajem jest już o wiele łatwiejsze pod kątem technicznym. Potrafię się doskonale odnaleźć w środkach transportu. Wiem jak dostać się do docelowych punktów. Coś, co na początku było komunikacyjnym koszmarem, teraz wydaje się być przysłowiową bułką z masłem. Ale czyż nie każde miasto jest takie samo? Czyż nie każde nowe miejsce przysparza nam tyle samo problemów przy pierwszym zetknięciu? Wykorzystuję zatem ostatnie chwile w Emiratach i udaję się do stolicy.
Na dworcu
Czymże byłby pobyt w tak osławionym na świecie kraju bez wizyty w Abu Dhabi? Podchodzę na peron z którego za moment powinien odjeżdżać autobus do stolicy. Wszystko zgodnie z planem, autobus podjechał, ale kolejka do niego jest tak długa, że nie zdołałem wejść na pokład. Pozostało mi czekać czterdzieści minut na kolejne połączenie. Siadam na ławce, chowając się pod daszkiem przed palącym słońcem. Dziś po nieprzespanej nocy szczególnie trudno znieść mi tutejszą pogodę. Na dodatek mam na sobie długie spodnie, gdyż chciałbym wejść do słynnego meczetu szejka Zayeda. Liczba ludzi schodzących się na peron z każdą minutą rośnie. W pewnym momencie do stojącej gromady ludzi podchodzi trójka białych turystów, próbujących wepchnąć się na początek kolejki. Zaczerwienione ramiona od palącego słońca, krótkie spodnie, naciągnięte skarpety, a na stopę nałożone sandały. Polacy. – rzucam krótko w stronę Blondynki i udaję się po butelkę wody mającą mi pomóc w ugaszeniu pragnienia. Gdy wracam moja kompanka uświadamia mnie, iż rzeczywiście to trójka Polaków próbująca się do stolicy, jednakże przyjdzie im tu czekać co najmniej dwie kolejne godziny, gdyż w piątek autobusy odjeżdżają z rzadszą częstotliwością niż w pozostałe dni tygodnia. Sfrustrowani rezygnują i wracają do pokoju hotelowego. Krótko po nich kolejna grupka młodych mężczyzn, najprawdopodobniej z Indii, odlicza ilość osób w kolejce i próbuje wepchnąć się w lukę pozwalającą na wejście do najbliższego autobusu. Jedna z pasażerek zgłasza całe zajście ochroniarzowi przechadzającemu się po peronach. Mężczyzna nie musiał reagować, gdyż samo jego przyjście na peron wywołało popłoch i ucieczkę młodych chłopaków. Jeszcze chwila oczekiwania i nareszcie podjeżdża upragniony autobus. Zasiadamy w środku i ruszamy kilkupasmową autostradą wybudowaną pośrodku pustynnych piasków, by niecałe dwie godziny później podziwiać uroki stolicy, będącej jakże odmiennym miejscem od położonego niedaleko Dubaju.
Krążąc po stolicy

Emirates Palace
Z dworca łapiemy taksówkę, by udać się do Emirates Palace, najdroższego hotelu świata. Jak się okazuje nie możemy go zwiedzić, gdyż do stolicy przyjechał szereg najznamienitszych osobistości na obchody mającego dziś miejsce święta narodowego. Ruszamy zatem spacerem pod słynne Etihad Towers, symbol miasta. Tak spacerem, gdyż tu w przeciwieństwie do Dubaju trudno o miejsca bez chodników. Po stolicy można spacerować! Jedynym utrudnieniem są nieziemskie temperatury utrudniające rozkoszowanie się tutejszym klimatem.

Etihad Towers
Drogi wydają się być szersze, a budynki zdecydowanie niższe niż w stolicy sąsiedniego emiratu. Spacerując w stronę nadmorskiego deptaku spostrzegam drugi pas dla rowerzystów. Pomiędzy pasami jezdni i po jej bokach można natomiast dostrzec pasy zieleni dodające uroku stolicy. Próżno tu szukać także leżących na trawnikach robotników ze wschodu, a przynajmniej takich nie dostrzegam w najbardziej popularnych punktach miasta. Z pewnością sytuacja wygląda zupełnie inaczej na budowach, których również jest zdecydowanie mniej niż w Dubaju. Zbliżając się do deptaku zauważam coraz większe tłumy uśmiechniętych ludzi spoglądających w niebo. Obserwują lotniczy pokaz myśliwców. Złożone z grupki kilku samolotów wydających z siebie przeraźliwy hałas, latają z jednego końca na drugi, malując kolory flagi Emiratów. Ludzie z aparatami, całe rodziny z dziećmi jedzącymi lody podziwiają niezwykłe wydarzenie ku czci obchodów czterdziestej piątej rocznicy zjednoczenia Emiratów.

Dekoracje aut

Dekoracje aut 2
Łapię taksówkę, by dostać się pod najsłynniejszy punkt miasta, a mianowicie meczet szejka Zayeda.

Meczet Szejka Zayeda na zewnątrz

Meczet Szejka Zayeda na zewnątrz 2

Plac meczetu Szejka Zayeda

Meczet Szejka Zayeda wewnątrz

Meczet Szejka Zayeda wewnątrz 2
Czarnoskóry mężczyzna ubrany w białą koszulę i czarny krawat wiezie nas klimatyzowaną limuzyną w stronę magicznej świątyni.
– Widzicie? Tu nawet dzieci wiedzą co to znaczy wolność. Potrafią okazywać i manifestować swoją radość. Coś pięknego! Coś wzruszającego! – intonuje swoim śpiewnym afroamerykańskim akcentem, będąc dumnym z obywateli Emiratów.
Przemierzając dwadzieścia kilka kilometrów drogi trudno choćby o skrawek trawnika, na którym można by usiąść i odpocząć. Tubylcy oblegli je jak mrówki. Niektórzy pokusili się nawet o rozbicie namiotów i urządzenie pikników z prawdziwego zdarzenia. Dzieci trzymające w dłoni nadmuchane balony, jedzące świeżo przyrządzone posiłki, samochody wymalowane barwami flagi kraju z napisami upamiętniającymi ów dzień, pokazy myśliwców, szereg znamienitych gości z całego świata pośrodku których znajduje się chociażby Prezydent Francji François Hollande. Ale czy tak naprawdę oni wszyscy wiedzą co to wolność? Czy kraj budujący swoją potęgę na niewolnictwie, zaczepiający swoim obywatelom, których pradziad wiódł życie pustynnego Beduina, czyni słusznie? A może to tylko ułuda, ułatwianie ludziom życia, uciszania ich zastrzykiem gotówki gaszącym problemy współczesnego człowieka, rozpieszczenie, próba prowadząca do utrzymania władzy w rękach zamożnych szejków korzystających z ziemskich rozkoszy? Przecież autochtoni nigdy nie doświadczyli prawdziwej demokracji, nigdy tak naprawdę na przełomie czterdziestu pięciu lat nie byli wolni, nie mogli wyrażać swojego zdania na temat władz publicznie, musieli być posłuszni narzuconemu z góry porządkowi. Nurtuje mnie zatem pytanie, co tak naprawdę świętują i manifestują na ulicach Abu Dhabi? Pseudowolność? Są nieświadomi, czy też odgrywają teatralną szopkę, bo tak wygodniej? Tego nie dowiem się nigdy.