Spacerem po porcie w Sur

Kolejny dzień rozpoczynamy leniwym spacerem po okolicach Sur, będący w przeszłości ważnym ośrodkiem dla żeglarzy. Pozostające w XVI wieku pod panowaniem Portugalczyków miasto, dziś odgrywa kluczową rolę w przemyśle stoczniowym. Tym samym pierwszym miejscem, które postanawiamy odwiedzić jest tutejszy port. Pozostawiamy auto na parkingu zewnętrznym i powolnym krokiem idziemy wzdłuż zadokowanych charakterystycznych łodzi typu dau. Brązowe konstrukcje odbijające się od błękitu tafli wody, wypakowane ładunkiem, rozrzucone po porcie, spokojnie kołyszące się to w jedną, to w drugą stronę, zdają się doskonale wpasowywać w tutejszą atmosferę ospałości.

Siadamy na kawie w jednym z pobliskich barów. Co prawda lokal jest zamknięty, ale kelner informuje, iż możemy siedzieć przy stoliku, jak długo chcemy. Daje się tu odczuć absolutną ciszę.

Port w Sur

Łodzie w porcie w Sur

Śródmiejska idylla

W zasadzie taka sama idylla panuje chwilę później w ogrodach otaczających imponujący meczet, czy tez na zamku Bilad Sur. Miejscami, wchodząc i gubiąc się w pomniejszych uliczkach, można napotkać na większą ilość kóz, niż ludzi.

Zbliża się godzina piętnasta. Wracamy do mieszkania, by choć na chwilę ukryć się w cieniu i odpocząć przed powrotem Rachel z pracy. Wychodząc na kolację, zahaczamy o jedną z tutejszych hinduskich knajp. Po raz kolejny zamawiając pojedyncze dania, każdy z nas otrzymuje kilka talerzy dodatków. Każdy z kelnerów zna już naszą gospodynię, jakby mieszkała tu od zawsze.

Meczet w Sur

Zamek Bilad Sur

Rachel i Sara

Wieczorem Rachel zaprasza Sarę, swoją koleżankę, również nauczycielkę, którą początkowo biorę za Ukrainkę świetnie władającą językiem angielskim. Sara jest oczywiście Amerykanką, która uczyła na Ukrainie. Miała też możliwość zwiedzić nasz kraj. Jej komentarze na temat współpracy z Ukraińcami nie są zbyt pochlebne.

Rachel próbuje otworzyć butelkę wina, jednakże nie mając korkociągu postanawia wybrać prostszą wersję, a mianowicie wino kartonowe. Jesteśmy w kraju muzułmańskim, gdzie generalnie dostęp do alkoholu jest dość mocno ograniczony. Omańczycy nie podchodzą jednak do tego tak restrykcyjnie jak chociażby Saudowie czy Irańczycy, gdzie samo spożywanie karane jest kilkudniowym więzieniem, bądź publiczną chłostą, a sprzedaż alkoholu wiążę się z dużo poważniejszymi konsekwencjami.

Wchodzimy na dach budynku, który pełni swoistą rolę tarasu. Spoglądam na gwieździste niebo nad Sur, miastem pogrążonym w spokoju przerywanym od czasu do czasu trąbieniem klaksonu z przejeżdżających nieopodal aut.

Dziewczyny dopiero zaczynają poznawać kulturę islamu. Wiele rzeczy jest dla nich jeszcze nie zrozumiałych, jednakże czy jako szeroko pojęci ludzie Zachodu jesteśmy w stanie zrozumieć kulturę muzułmańską? Czy różnice w mentalności i światopoglądzie nie są zbyt duże, by poczuć to jak żyją i czego pragną nasi pobratymcy? Czy dla nas przybierające formę kuriozum prawa, nakazy, zakazy narzucane autochtonom mogą mieć jakikolwiek sens? A może wystarczy jeśli po prostu będziemy darzyć szacunkiem inność, odmienność, różnorodność, oryginalność naszego pięknego świata? Przecież dla muzułmanów wiele naszych zachowań również nie daje się pojąć rozumem. Za każdym razem w obliczu spotkania z nowością kulturową staram przyjmować się rolę obserwatora, a nie sędziego. Stojąc pasywnie z boku przyglądam się, notuję, a przede wszystkim uczę się. Nie mam żadnych uprawnień do oceniania postępowań obcych ludzi w ich własnym świecie. Kreowaną opinię staram się zostawić sobie samemu, gdyż coś dla mnie totalnie abstrakcyjnego, dla tubylca jest przecież normą życiową. A społeczność przybyszy z Zachodu? Oni trzymają się raczej w zamkniętym gronie.

Trudno wejść w środowisko arabskie. Omańczycy również spędzają czas ze swoimi rodzinami i znajomymi. Co więcej jest ich na tyle mało, że trudno o podłapanie jakiegoś kontaktu. To dwa hermetycznie zamknięte światy żyjące obok siebie. A jaka jest w tym wszystkim nasza rola? Myślę, że każda osoba z środowiska emigracyjnego, która gościła nas u siebie podczas naszej podróży, próbowała zabić w jakiś sposób swoją samotność. Każdy z nich zaczyna pracę o ustalonej godzinie, wraca popołudniem do domu, zamyka się w przydzielonych mu czterech ścianach, gdyż spędzanie czasu na świeżym powietrzu ze względu na panujące na zewnątrz przeraźliwe temperatury nie jest możliwe, i cierpi samotność. Nie jest w stanie wytworzyć sobie atmosfery domowego ogniska. Nie ma obok siebie rodziny, nie pojedzie w odwiedziny do brata czy siostry. Grono znajomych jest dość ograniczone. A biały gość? Z nim zawsze można wytworzyć pewną nić porozumienia.