Idąc wzdłuż portu w starej Deirze palący skwar spycha mnie w kierunku rozłożystych palm posadzonych równo kilkadziesiąt metrów od brzegu po jednej i drugiej stronie chodnika. Palmy dając cień pozwalają choć na moment odetchnąć. Tak, na chwilę, na moment, na kilka sekund, gdyż nie jest to miejsce gdzie można usiąść i odpocząć, rozkoszować się starym Dubajem. Uciekam od słońca, ale muszę dość uważnie spoglądać pod nogi. Miejsce pod palmami zajmują ubrani w niebieskie uniformy pracownicy pobliskiego portu i budowy.
Pięć pnących się równo ku górze wież wyrastających pośród unoszącego się w powietrzu kurzu i piachu pobliskiej pustyni odbija promienie rozgrzewających do czerwoności metalowych konstrukcji. Przy ciągnącym się w nieskończoność płocie okalającym budowlę, czekają sznury hinduskich autobusów koncernu Tata z zamontowanymi co kilka rzędów siedzeń starymi, rozpadającymi się miniaturami wiatraczków. Autobusy stoją jeszcze puste, ale gdy będę wracał tą samą drogą za niespełna godzinę sytuacja diametralnie się zmieni.

Autobus pracowniczy
Z budowy wybiegną hordy banglijskich i hinduskich pracowników szukających w pośpiechu swojego pojazdu. Uradowani, uśmiechnięci. Nareszcie skończyli swój morderczy dzień pracy. Uśmiech i radość jest tak naprawdę pozorna. Brudni od wiecznie unoszącego się pyłu, śmierdzący potem, zajmują miejsca w białych autobusach odwożących ich każdego dnia do obozów wybudowanych na obrzeżach miasta. Tam spędzą kolejną noc tęskniąc za mieszkającą kilka tysięcy kilometrów stąd rodziną. Wykorzystywani, poniżani, wyczerpani nadludzką pracą w warunkach nie do zniesienia. Tak mija dzień, tydzień, miesiąc.
Tak mijają kolejne lata niekończącego się koszmaru, sytuacji bez wyjścia, gdyż w swojej ojczyźnie nie znajdą pracy, a jeśli już ją mają, nie są w stanie utrzymać rodziny, zaspokoić ich podstawowych, najprostszych potrzeb. Każdego miesiąca przesyłają całe zarobione pieniądze do swoich krajów, aby rodziny miały za co żyć. Burj Khalifa, Dubai Mall, Dubai Marina, Palm Deira okraszone są bólem, cierpieniem, niejednokrotnie poświęceniem życia ludzi biegnących po drugiej stronie ulicy do starych, białych rupieci.

Dubai Mall

Burj Khalifa

Nowoczesna stacja metra
Dubaj to doskonały przykład współczesnego niewolnictwa niewiele różniącego się od tego znanego z amerykańskich filmów. Niewolnictwo Półwyspu Arabskiego podawane jest jednak w innej formie. Tu człowiek zniewolony jest przez pana śpiącego na pokładach niekończącej się ropy.
Czasy przez wieki zmieniły się nie do poznania. Karoce zastąpiły super szybkie samochody pędzące kilkupasmowymi autostradami, miejsce zamków, pałaców, fortów obronnych zajęły wieżowce, ale zależności międzyludzkie nie uległy żadnym zmianom.
Współczesne niewolnictwo jest znakiem charakterystycznym dzisiejszych hipermetropolii świata często przypominających jeden wielki plac budowy, stojący pośrodku niczego. Dubaj to wzorzec bezdusznej postawy ludzkiej, okrucieństwa wymierzonego w drugiego człowieka, wyzysku i bezmyślnego zadowolenia, zaspokojenia swoich zachcianek.
Bezsilność i niemożność jakichkolwiek zmian potęguje obojętność i nieświadomość zwykłego człowieka stojącego w obliczu problemu. Bo który z przybywających tu biznesmenów czy też turystów dokona jakiejkolwiek refleksji na temat tego miejsca? Kto z zostawiających tysiące dolarów w kasynach, zajadający się wykwintnymi daniami w restauracjach portowych, robiący zakupy w największej galerii świata czy też taplający się w hotelowym basenie, którego klamki wykonano ze złota dostrzeże prawdziwe oblicze odwiedzanych miejsc? Wreszcie kto ze znających drugą twarz Dubaju zaprotestuje, sprzeciwi się machinie okrucieństwa?
Dwa tygodnie później siedzę wygodnie w samolocie wracającym do kraju. Dookoła mnie zadowolone rodziny z dziećmi, młode zakochane pary, panowie wracający z wieczoru kawalerskiego. Siedzący za mną mężczyzna zamawia wino i zagaduje stewardessę. (Nie)stety nie miała ona okazji jeszcze zwiedzić miasta, gdyż dysponuje tylko dwudziestoma minutami czasu pomiędzy jednym lotem a drugim. Spełniony i szczęśliwy zarówno on jak i jego małżonka zwraca się do obsługującej go kobiety: My Dubaj polecamy naprawdę w stu procentach. Hotel mieliśmy dwa przystanki od plaży. Rewelacja. Niesamowite miejsce.