Początki tułaczki
Trzynaście lat temu opuściłem Ankarę. Od tego czasu tułam się po świecie. Trochę tu, trochę tam. Dwa lata w Sierra Leone, Dubaj, potem trzy lata w Omanie i ostatnie trzy lata znowu Dubaj. Wróciłem na stare śmieci. Zostaję do grudnia. Potem wylatuję do Ameryki Południowej. Plan jest taki, by zostać tam rok, nauczyć się w tym czasie hiszpańskiego na tyle, żeby spróbować sił na tamtejszym rynku pracy w mojej branży. Na początku nie chcę pracować. Zamierzam w końcu odpocząć. Odłożyłem trochę pieniędzy. Jest tego tyle, że wystarczy na rok podróżowania. Chile, Argentyna to cel na początek. A potem? Kto wie. Zobaczymy jak się życie potoczy.
Podróż uczy życia jak nic innego. Pamiętam moje dwa lata w Sierra Leone. Niezwykły czas. To coś czego się nie da opisać. Coś niesamowitego. To właśnie taka rzecz, którą trzeba po prostu przeżyć, poczuć na własnej skórze, doświadczyć, aby ją w pełni zrozumieć. Dziś jestem już za wygodny. Postarzałem się. Nie zdecydowałbym się na kolejny tego typu wyjazd.
O Dubaju
Dubaj jest inny. Nie przepadam za tym miastem. Nie ma tu tak naprawdę niczego. Teatru, opery, koncertów. Tutaj nigdzie nie wyjdziesz. Nie znajdziesz przyjaciół. Dubaj jest pusty, nie ma duszy, nie ma kultury, nie ma swojego charakteru, pozbawiony jest oryginalności, historii.
Blisko dziewięćdziesiąt procent społeczności stanowią obcokrajowcy. Przyjeżdżają do pracy. Są zadufani w sobie. Żyją tak naprawdę po to by pracować i wydawać pieniądze w galeriach handlowych rozsianych po całym mieście. Konsumpcjonizm. Z tym właśnie kojarzy mi się Dubaj.
Rower, bieganie, jakiekolwiek aktywności fizyczne na zewnątrz również nie wchodzą w grę. Teraz mamy zimę. Najchłodniejsza pora roku, ale temperatury i tak rzadko kiedy spadają poniżej trzydziestu stopni Celsjusza. Latem bardzo często słupek rtęci zbliża się do pięćdziesiątki. Pomijając już samą pogodę, na zewnątrz nie ma żadnych przestrzeni nadających się do uprawiania sportu. Na północ od Dubaju, niedaleko Szardży znajdują się dwa koła o długości pięćdziesięciu kilometrów tworzące trasy rowerowe. Tam można pojeździć wśród pustynnych piasków. Ale żeby spędzić czas na rowerze najpierw trzeba się tam jakoś dostać, a infrastruktura miasta w żaden sposób na to nie pozwala. Aktywności nie da się rozpocząć wychodząc z domu.
Życie toczy się w pomieszczeniach. Żyjesz w wieżach, które powyrastały tu jak grzyby po deszczu. Pracujesz w innej wieży stojącej niedaleko Twojego domu. Chcesz zrobić zakupy, wsiadasz w samochód i jedziesz do centrum handlowego, a wtedy również przebywasz w klimatyzowanym pomieszczeniu.
Życie bez samochodu jest niemożliwe. Co prawda istnieje komunikacja miejska, autobusy, metro, ale nie dojeżdża wszędzie. Poza tym są taksówki. Autobusy jeżdżą wieki. Wystarczy spojrzeć za okno, żeby zobaczyć niekończące się korki. Na tych wszystkich drogach ruch nie ustaje nawet w nocy. Chodników nie ma, a jeśli są to tak naprawdę prawie tak jakby ich nie było.
Mieszkańcy Dubaju mają fobię na punkcie mycia samochodów. Ja swojego nie myję, gdyż musiałbym to robić codziennie. Auto stoi przed biurowcem, na parkingu, gdzie ciągle się unosi pustynny pył. Ten pył jest w zasadzie wszechobecny. Często nie widać nawet Burj Khalifa znajdującej się dość blisko stąd. Dostrzeżesz tylko kontury. Reszta osnuta jest pyłem.
Ludzie nie są pomocni. Nie tworzy się tu żadnej więzi międzyludzkiej. Każdy patrzy na swoje profity, na swoje dobro. Większość z nas żyje samotnie. Jedyne co można tak naprawdę robić w Dubaju to pić i jeść. O ile jedzenie jest na początku dość ciekawym doświadczeniem kulinarnym, możesz wyjść na miasto, kosztować wszystkich kuchni świata, o tyle picie nie należy do zadań łatwych. Żeby móc pić należy uzyskać licencję. Płacisz pięćset dirhamów kaucji, która zostaje zwrócona przy oddaniu licencji. Nie każdy jednak może ubiegać się o licencję. Ja jestem Turkiem i takowej nie dostałem. Otóż istnieje lista krajów z założenia muzułmańskich i ich obywatele licencji nie dostaną. Nikogo nie interesuje czy jesteś muzułmaninem czy nie. Jeśli pochodzisz z kraju z listy licencji nie dostaniesz. Musiałbyś wykazać, że nie wyznajesz islamu, a to tak naprawdę walka z wiatrakami. Rzecz niemożliwa do udowodnienia. Wyznawcy innych religii czy też ateiści nie mają z tym problemu. Płacą i dostają licencję. Jeden z moich kolegów z pracy posiada zezwolenie na kupno alkoholu i co jakiś czas gdy wraca do swojego domu do Szardży kupuje mi piwa, gdyż niedaleko od mieszkania stoi sklep, gdzie sprzedają takowe trunki. W Dubaju alkoholu nie kupisz. Nie ma z tym natomiast problemu w hotelach. Ostatnio hotele zniosły nawet zakaz spożywania napojów procentowych w ramadanie. Możesz pić, być pijanym, wychodzić na ulicę. Nikt Ci nic nie zrobi pod warunkiem, że nie wszczynasz rozrób.
W Dubaju przeszkadza mi również fakt, iż jest to miasto, jak i zresztą całe państwo, muzułmańskie, a co za tym idzie niesie ze sobą pewne ograniczenia. Dubaj mnie zmęczył, sprawił, że się zaniedbałem. Przestałem biegać, przestałem się ruszać. Waga poszła w górę. Po pracy tak naprawdę nic już nie robię. Otwieram piwo i próbuję odpocząć. Pracuję sześć dni w tygodniu. W piątki mam wolne. W innych branżach również sobota jest wolna. W mojej niestety nie. Jestem inżynierem. Pracuję przy konstruowaniu projektów jak chociażby tej wieży naprzeciwko. To my ją stawialiśmy. W Turcji studiowałem inżynierstwo, ale byłem leniwym studentem. To co jedni robili w cztery lata, ja robiłem w siedem. Mam nadzieję, że w Ameryce się uda. Nauczę się języka i znajdę pracę na tamtym rynku. Za ojczyzną nie tęsknię. Za rodziną również nie. Lubię rodzinę, ale na odległość. Porozmawiać od czasu do czasu przez telefon, usłyszeć ich głos w słuchawce. Tyle mi wystarczy.
Czas wolny
Zdarza mi się spędzać czas z siostrą. Spotykamy się zazwyczaj w różnych krajach podczas podróży i razem poznajemy świat. Lubimy jeździć do Omanu na snorkling. Co jakiś czas się tam spotykamy. Ja jeżdżę dość często w weekendy. Samochodem przejazd przebiega dość sprawnie. Co prawda z urlopem w firmie jest dość problematycznie. Trudno o jakąś dłuższą nieobecność. Zazwyczaj dostaję po trzy, cztery dni. W ten sposób zobaczyłem w zeszłym roku Gruzję. Poleciałem na cztery dni. Kraj dość mały, kompaktowy, więc było to możliwe. Tam właśnie widziałem się z siostrą. W zeszłym roku poleciałem też na kilka dni do Indii. Tu sytuacja wygląda zgoła inaczej. Kraj ogromy, ale jestem zwolennikiem teorii, że lepiej zobaczyć coś niż nic. Mieć jakiś ogólny pogląd na kraj, dotknąć go, posmakować choć trochę. Chciałbym też polecieć na Sokotrę. Można się tam dostać lotami z Salali, ale praktycznie nie ma żadnych informacji na temat obecnej sytuacji na wyspie. Kolega planuje niebawem polecieć. Poczekam, zobaczę co powie na temat wydawania wiz, które rzekomo można otrzymać na lotnisku. Jedyne co słyszałem to, że należy zabrać swoje jedzenie, gdyż tubylcy podają horrendalne ceny za żywność i jeśli nie zapłacisz tyle ile chcą, nie dostaniesz wcale. Jeśli chodzi o wizę turystyczną do Jemenu, byłem pytać w ambasadzie. Na chwilę obecną wydają tylko i wyłącznie wizy biznesowe.
O pracy i niewolnictwie
Wracając do Dubaju, w zasadzie poza dostępnością wszelkich kuchni świata jest jeszcze jedna rzecz za którą go lubię, a mianowicie możliwość dostania się stąd szybko i w łatwy sposób do wielu miejsc w Afryce, czy w Azji.
I jeszcze jedna, ale to już chyba ostatnia rzecz, czyli brak podatku dochodowego. Tyle ile zarabiasz, tyle dostajesz. Jest tylko podatek VAT w wysokości pięciu procent. Ubezpieczenie pokrywa pracodawca i jest ono obowiązkowe. Wszystko musi zostać zawarte w umowie którą podpisujesz. Mieszkanie również opłaca pracodawca, choć musisz za nie zapłacić z góry za cały rok. Nie ma płacenia czynszu jak w Europie co miesiąc. Jeśli przyjeżdżasz na krócej niż na rok, nie jest to specjalnym problemem, gdyż pracodawca gdy tylko je opuścisz ma już mieszkanie dla pracownika, który przyjedzie Cię zastąpić. Miałem ten przywilej, że było mi dane wybrać mieszkanie samemu.
Pracy w Dubaju wystarczy jeszcze na wiele lat. Tu się ciągle coś buduje. Tubylcy z zasady nie pracują, a jeśli już muszą to może z trzy godziny dziennie, a mimo to narzekają. W większości są właścicielami firm i koncernów. Pracuje na nich reszta społeczeństwa, czyli jakieś dziewięćdziesiąt procent ludności. Tak funkcjonuje tutejszy świat. Pakistańczycy, Nepalczycy, Lankijczycy, Banglijczycy, Hindusi, nawet Koreańczycy z Północy, to oni znajdują się na najniższym szczeblu drabiny społecznej i pracują na resztę. To oni budują tenże świat. Pensja w wysokości trzystu dolarów maksymalnie, ubezpieczenie opłacone przez pracodawcę, gdyż jest do tego zobligowany i trzy metry kwadratowe powierzchni pokojowej na głowę, co często nie bywa zapewnione. Takie są standardy życia tych ludzi. Nie mają prawa przebywać w mieście. Odbiera się im paszporty przy podpisaniu umowy. Codziennie po godzinach pracy autobusy zbierają ich z placów budowy i wywożą poza miasto, gdzie skoncentrowani są w obozach. Pracują po osiem godzin dziennie, bądź wyrabiają nadgodziny. Piątki mają wolne. W tej chwili największa ilość ludzi pracuje w branży budowlanej. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. Tu ciągle się coś buduje. Wspomniana płaca dość mała, ale i tak wyższa niż w Bangladeszu, więc dobrowolnie przyjeżdżają nie tylko tu, ale także do Omanu, Kuwejtu, Bahrajnu, Kataru, czy Arabii Saudyjskiej. Raz do roku, czasami raz na dwa lata otrzymują bilet lotniczy od firmy i mogą polecieć do domu odwiedzić rodzinę, której przez cały okres pracy tu, wysyłają pieniądze. Koreańczycy nie mogą co prawda opuszczać swojego kraju, ale mają podpisane porozumienie z Chinami. Wysyłają pracowników do Chin, a Chińczycy wysyłają ich dalej tutaj. Tak wygląda życie w Dubaju i Emiratach.
Stolica Abu Dhabi jest co prawda inna, ale również nie zachwyca. Przynajmniej mnie. Stara część miesza się z nowoczesnymi wieżowcami. Ulice są jakby szersze, bardziej przypominają rozkład zagospodarowania terenu w miastach amerykańskich. Więcej zieleni, stref dla pieszych. Jednak to wciąć nie to.
O Omanie
Zdecydowanie bardziej wolę Oman. Ludzie są zupełnie inni niż tutaj. Pozdrawiają na każdym kroku. Jeśli się zatrzymasz jadąc samochodem, bo coś się dzieje, natychmiast zapytają jak Ci mogą pomóc. Z policją zawsze można się dogadać. Nawet jak jest się winnym jakiegoś wykroczenia.
Jeśli chodzi o przestrzeganie islamskich zasad Oman jest jednym z bardziej liberalnych krajów. Nie ma policji religijnej jak chociażby w Iranie czy Arabii Saudyjskiej.
Kraj nie jest tak bogaty jak Emiraty. Mieszka tam mniej ludzi. Jeśli postawisz biednego Omańczyka obok bogatego nie dostrzeżesz aż tak dużych różnic pomiędzy nimi. Ich życie jest prostsze. Nie lubią się chwalić tak jak mieszkańcy Emiratów. Omańczycy inwestują w rozwój kraju, infrastrukturę, edukację. Nie budują wielkich wieżowców, wysp na morzu, ogromnych galerii handlowych. Obrali zupełnie inny kierunek niż tutaj.
Oman jest bezpieczny. Zresztą jak Emiraty. Jedynym niebezpieczeństwem może być fauna, ale tak naprawdę przez trzy lata mojego życia tam nie widziałem żadnego węża. Spotykałem skorpiony, ale po prostu trzeba uważać. Widziałem też jedną solfugę, niestety martwą, a zależałoby mi zobaczyć żywą. Na zdjęciach wyglądają imponująco. Ludzie twierdzą, że są przerażające. Trzeba zwracać też uwagę na chadzające po drogach wielbłądy.
Pracowałem przez trzy lata przy konstrukcji nowej części lotniska w stolicy. Zupełnie inny świat niż tutaj. Myślę, że to był najlepszy okres mojego życia na obczyźnie. Właśnie Oman. Oman ma duszę, ma kulturę, ma historię, ma to czego Dubaj nigdy nie miał. Mieszkając tam często piknikowałem. Jeździłem w góry, pod namiot. To bardzo popularny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Również i tam wielu obcokrajowców przyjeżdża do pracy, ale tubylcy są zupełnie inni. Jako ciekawostkę i przydatną wskazówkę mogę powiedzieć, że w Omanie można płacić na przemian w dirhamach i rialach. Co prawda nie we wszystkich sklepach, ale są takie w których można. Państwa podpisały porozumienie o możliwości płatności oboma walutami w obu krajach. Resztę wydadzą oczywiście w swojej walucie, ale jest to dość sporym udogodnieniem.
Mało kto jedzie do Omanu. Tam nie ma turystów. Znam ludzi, którzy żyją w Dubaju i Oman postrzegają jako totalne odludzie, gdzie niczego tak naprawdę nie ma. To dodaje mu uroku. Wspaniały kraj i wspaniali ludzie.
Dubaju mam dość. Do Turcji również nie wrócę. Obecny rząd nie jest dla nas dobrą opcją. Popierają islamizację kraju, a ja stoję w opozycji. Turcja powinna pozostać krajem laickim. Oczywiście kij ma zawsze dwa końce. Unia Europejska też nie stoi do końca po naszej stronie. Nie możemy liczyć na pomoc. Uciekam do Ameryki.
Sener, 20 listopada 2016.